O transferze Roberta Lewandowskiego wypowiedzieli się już wszyscy. Nie tylko – z racji nośnego imienia – Robert Korzeniowski, nie tylko, z racji… sam nie do końca wiem jakiej – Janusz Piechociński, ale też wujek na imieninach ciotki Jadzi i pani sprzedająca pomidory na miejskim bazarze. Ludzi oszaleli i choć większość uważa, że temat stał się mdły kilka miesięcy temu to jednak wciąż się o nim mówi i mówić się powinno. Nie co dzień bowiem najlepszy w historii polski piłkarz przywdziewa barwy najlepszego zespołu świata. I nie leci do Monachium tylko po to by przyglądać się jak trenują najlepsi pod wodzą najlepszego trenera, czy czyścić po nich kible, ale przychodzi do klubu jako realne wzmocnienie, które może wywindować Bawarczyków jeszcze wyżej.
Wbrew wszelkim pozorom Borussia zrobiła na Lewandowskim świetny interes. Mimo, że z Monachium na konto klubu w Dortmundzie nie wpłynęły żadne pieniądze (oficjalnie) to BVB poprzez bramki i asysty Roberta zapewni sobie po raz kolejny awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Wielkie kluby myślą przyszłościową. Bardziej niż interes tu i teraz liczy się to co będzie za lat kilka. Ciągłość jest najważniejsza. Lepiej zarabiać mniej, ale regularnie, niż zgarnąć fortunę pozostając bez przypływu gotówki przez następną dekadę, co w ostateczności dałoby mniejszy zysk. Drugie rozwiązanie dodatkowo kompletnie rozregulowałoby działanie klubu i po pewnym czasie mogłoby ponownie doprowadzić do sytuacji jaka miała w Dortmundzie kilka lat temu, kiedy Borussia była na finansowym i sportowym dnie.
Decyzje włodarzy BVB w sprawie transferu Lewandowskiego pokazały jakimi są oni specjalistami w tym czym się zajmują. Większość klubów, przesłonięta wizją zer widniejących na rachunku bankowym, nawet nie mrugając okiem sprzedałaby zawodnika już przed trwającym sezonem. Borussia zrobiła jednak inaczej. Zatrzymała Roberta u siebie pozostawiając sobie otwartą drogę do Champions League, co bez świetnego napastnika nie byłoby takie oczywiste. Dodatkowo, zarząd decydując się na pozostawienie „Lewego” w klubie zagwarantował sobie wystarczająco dużo czasu by znaleźć odpowiedniego napastnika, który zastąpi Polaka i, przy dobrych wiatrach, będzie grał w przyszłości na zbliżonym poziomie. W ostateczności może okazać się więc, że klub z zachodu Niemiec zarobi na całej operacji więcej niż mógłby dostać sprzedając Lewandowskiego przed sezonem.
Metodę osłabiania rywali podkupując ich najlepszych graczy Bayern stosuje już od dawna. Tak było z Ballackiem, tak było z Neuerem, czy Götze i dokładnie tak samo jest z Lewandowski. Można powiedzieć, że włodarze monachijskiego klubu zabijają Bundesligę, ale czy trudno im się dziwić? Jeśli mogą to wydają pieniądze na najlepszych z ligi. Mają na to fundusze, długą i obfitą w sukcesy historię oraz najlepszych specjalistów, którzy przyciągają najlepszych zawodników świata. W dodatku nie muszą tracić czasu na aklimatyzację piłkarza w nowej lidze i minimalizują ryzyko spadku formy zawodnika, który z marszu może pomóc drużynie.
Liga niemiecka tak czy inaczej będzie atrakcyjna pod względem sportowym, a dodatkowo może mieć drużynę, która nie tylko jako pierwsza w historii drugi raz z rzędu odbierze z rąk prezydenta UEFA puchar za zdobycie Champions League, ale także zdobędzie go po raz trzeci i tym samym zapisze się już na zawsze na kartach historii.
O transferze Lewandowskiego głośno jest na całym świecie. Najgłośniej oczywiście nad Wisłą, ale bardzo dużo o przenosinach „Lewego” do Bayernu mówi się także w Chorwacji. Tamtejsi fani zafrasowani sąlosem ich największej piłkarskiej gwiazdy – Mario Mandżukicia.
Guardiola zapewne nie zmieni ustawienia Bayernu i nadal będzie próbował zidealizować swoje 4-1-4-1, tak jak to było z ustawieniem 4-3-3 w Barcelonie. Dlatego w Monachium jest miejsce tylko dla jednego napastnika z krwi i kości. „Lewy” i Mandżukić stoczą na treningach setki bratobójczych pojedynków o miano najlepszego.
Liczby, których nie można pominąć, faworyzują Chorwata. Mandżukić w 16 meczach strzelił w Bundeslidze 10 bramek, Lewandowski tylko jedną więcej w 17 spotkaniach. „Lewy” do siatki rywala trafia raz na 133 minuty, reprezentant Chorwacji – raz na 110. Dodatkowo konkurent Polaka do strzelenia 10 goli w lidze niemieckiej potrzebował tylko 36 prób, a więc jego skuteczność wynosi prawie 28%. Lewandowski zaś musiał oddać aż 64 strzały by zdobyć 11 goli, a jego skuteczność rysuje się na poziomie 17%.
Jak widać Mandżukić pierwszą rundę, tę statystyczną wygrywa. Może nie knock-outem, ale na pewno po decyzji sędziów. Jeśli przypatrzeć się jednak bliżej, zobaczymy, że Chorwat otoczony jest lepszymi zawodnikami, co automatycznie stawia go na lepszej pozycji startowej i zapewnia swoisty handicap. Obecność zawodników światowej klasy pozwala otrzymać podania lepszej jakości, które łatwo można zamienić na bramkę.
Pierwsze tygodnie po przylocie do Bawarii będą najbardziej istotne. To wtedy okaże się kto bardziej przypadł do gustu trenerowi Bayernu i kto lepiej nadaje się do jego wizji gry. Lewandowski i Mandżukić w pierwszej fazie sezonu będą zapewne rozgrywali podobną ilość spotkań, bo meczów jest tyle, że rotacja będzie sprawą niezwykle ważną, wręcz decydującą o ilości zdobytych trofeów. Ale w kluczowej części sezonu Pep Guardiola będzie musiał postawić na jednego ze swoich asów. Wielce prawdopodobnym jest, że to właśnie „Lewy” będzie bombardował siatki rywali monachijczyków w najważniejszych dla Bayernu momentach i to on wygra rywalizację z Chorwatem o byt na murawie.
Jest jednak także druga opcja, która zapewne dużo bardziej odpowiadałaby Lewandowskiemu. Już teraz mówi się, że Mandżukić wyjedzie z Niemiec po trwającym sezonie. O Chorwata biją się największe marki futbolowego świata, a co ważniejsze – Mario miałby w nowych klubie zagwarantowany pierwszy plac.
Pep Guardiola od zawsze chciał urozmaicić swoją taktykę, mieć w kieszeni inne warianty w przypadku trafienia na takie zespoły jak Inter Jose Mourinho. Na „autobus” w polu karnym tiki-taka i miliony podań nie działały, dlatego Hiszpan postanowił spróbować czegoś innego – postanowił wprowadzić do zespołu silnego jak tur napastnika. Ze Zlatanem ta opcja się nie sprawdziła i cały plan runął jak zamek z piasku podmyty przez wielką falę. Falę wielką jak ego Szweda, które przewyższało jego ówczesne umiejętności.
Z Lewandowskim marzenia Guardioli o grze silnym napastnikiem mogą się spełnić. Robert jest całkowicie inny niż Ibrahimović. To skromny, mało konfliktowy i nastawiony na sukces zawodnik, który zrobi wszystko by zagrać na nosie tym, którzy kiedyś go odrzucili i zrobili w sercu wielką dziurę niszcząc marzenia o zostaniu zawodowym piłkarzem.
Jeśli Lewandowski zrozumie założenia nowego trenera i plan Guardioli się powiedzie, a zakładam, że tak, to będziemy świadkami powstania drużyny idealnej. Nie troszkę idealnej, jak teraz, ale idealnej w pełni. Pep może stworzyć hegemona, który Barcelonę, tą największą, zjadłby na śniadanie.
KUBA CZYŻYCKI