Legia wytrzymała presję. Beznadziejna defensywa Jagiellonii dostaje w plecy trzy gole

Za nami kolejna odsłona korespondencyjnego pojedynku o tytuł mistrza kraju. Dzisiejsze spotkanie miało też pokazać, czy pijackie eldorado Ljuboji i Radovicia negatywnie wpłynie na postawę Legii.

Jagiellonia Białystok – Legia Warszawa 0:3

4′ Tomasz Jodłowiec, 55′ Michał Kucharczyk, 65′ Vladimer Dwaliszwili

***

Czy dostaliśmy odpowiedź? Ciężko stwierdzić. Legia dalej była dosyć bezbarwna, ale skuteczniejsza, ponieważ beznadziejna defensywa Jagiellonii nie pomogła w miarodajnej ocenie. Tytuł największego dywersanta gospodarzy wędruje do Alexisa Norambueny. Reprezentant Palestyny w czwartej minucie, do spółki z Ugo Ukahem, dał podczas rzutu rożnego wolną rękę Tomaszowi Jodłowcowi, który szansę wykorzystał i strzałem głową otworzył wynik meczu. Parę minut później rodowity Chilijczyk przerwał faulem bardzo ładną, choć nieco przypadkową akcję Warszawiaków. Przewinienie może nie było brutalne, ale Marek Saganowski znajdował się przed bramkarzem, także nic innego nie mogło się stać – czerwień oraz rzut karny. Na szczęście dla podopiecznych Tomasza Hajty wykonawca jedenastki, Vladimer Dwaliszwili, sprawiał wrażenie jakby w czasie 10 minut nie wykonał ledwie paru sprintów, ale zaliczył ultramaraton. Jak wyglądał, tak samo strzelił. Może i mocno, ale niemal w sam środek, na idealnej dla bramkarza wysokości. Udało się zapobiec utracie kolejnego gola, lecz Jaga została osłabiona. Co na to zastępujący dziś Hajtę Dariusz Dźwigała? Wprowadza obrońcę, Filipa Modelskiego, za jedynego nominalnego snajpera i właściwie jednego z niewielu piłkarzy zdolnych wytworzyć jakiekolwiek zagrożenie przeciwko Legii: grającego 300. mecz w ekstraklasie Tomasza Frankowskiego. Będący na wylocie duet Hajto-Dźwigała stracił chyba resztki poparcia wśród fanów, którzy długo krytykowali asekuracyjną, śmieszną wręcz decyzję trenera.

Na szczęście dla siebie warszawiacy mieli w składzie Janusza Gola. Środkowy pomocnik zdecydowanie zasłużył na miano najlepszego zawodnika meczu. 28-latek pokazał, czym góruje nad nieobecnym dziś Ivicą Vrdoljakiem, czyli grą do przodu. Wychowanek Sparty Świdnica uraczył nas  kilkoma podaniami naprawdę najwyższej klasy. Najlepsze z nich, w 55. minucie, dało Legii drugiego gola. Gola, którego nie powinno być, ponieważ odbiorca passu, Marek Saganowski, znajdował się na spalonym. Sędzia przysnął, więc „Sagan” wyłożył piłkę Michałowi Kucharczykowi, a ten, nie bez problemów, skierował futbolówkę do siatki. Białostocczan dobił Dwaliszwili. Gruzin ponownie wykonał jedenastkę, tym razem skutecznie, po faulu Ukaha na Golu. Co ciekawe,  w pierwszej, nieudanej próbie, napastnik uderzał prawą, natomiast za drugim podejściem już lewą nogą.

Syn marnotrawny, czyli Miroslav Radović, pojawił się na boisku w 70. minucie. I właściwie to tyle, jeśli chodzi o grę Serba. Widocznie jeszcze odczuwa on skutki nocnych wojaży ze starszym rodakiem.

Legia Warszawa zrealizowała nadrzędny cel. Nie dała się trwale strącić z fotelu lidera. Tym samym za tydzień czeka nas mecz prawdopodobnie decydujący o mistrzostwie Polski. Legia-Lech. 18. maja o 18:00 na Łazienkowskiej.

Pin It