Ruch Chorzów stanął na skraju nie tylko sportowej, ale i finansowej przepaści. Perspektywy ekonomiczne są w jego przypadku druzgocące, a kibice coraz częściej krytykują działania zarządu chorzowskiego klubu. Po czyjej stronie leży wina mozolnego upadku śląskiej legendy? Czy jest jakaś szansa na wyjście z płacowych tarapatów?
***
Wszystko zaczęło się od tego, że sukces, jakim było wicemistrzostwo kraju zespołu prowadzonego wówczas przez Waldemara Fornalika nie został należycie skonsumowany. Zamiast iść obraną, skuteczną drogą, działacze z Chorzowa pod pozorem budowy nowej, lepszej drużyny działania transferowe zaakcentowali na krótkowzroczne zakupy, które nie miały nic wspólnego z realnym wzmocnieniem swojego zespołu. Poza tym powierzenie drużyny Tomaszowi Fornalikowi było swoistym strzałem w stopę. Nielubiany w zespole, nie mający wystarczającego autorytetu trener nie miał szans na zachowanie ciągłości działań po swoim bracie. Jakie skutki przyniosły przygotowania Ruchu do nowych rozgrywek pod okiem braci Fornalików? Wszyscy widzieli. Trzy porażki z rzędu, bilans bramkowy 0:7 doprowadził do zmiany na stanowisku pierwszego trenera. Kto ponosi większą odpowiedzialność za wyniki chorzowian w pierwszej rundzie? Który z Fornalików? Pewnie obaj po połowie. Zespół został fatalnie przygotowany do rozgrywek i dopiero nowa miotła w postaci Jacka Zielińskiego pomogła. Ale tylko na chwilę.
Drużyna, pozbawiona naturalnego lidera w szatni po odejściu Rafała Grodzickiego i Pawła Abbota, a także zakończeniu kariery przez Wojciecha Grzyba na boisku nie pokazywała charakteru. Grała nieporadnie, nieskutecznie. Wymagający kibice na Śląsku są w stanie wybaczyć każdą, nawet najdotkliwszą porażkę. Ale nigdy w życiu nie przejdą obok zbyt słabego poziomu zaangażowania swojej drużyny. Taki widok musieli permanentnie oglądać i oglądają dalej. Dobre mecze przeplatane są katastrofalnymi. Decyzje personalne trenerów doprowadziły donikąd. Teraz wiemy już, że od nowego sezonu prawdopodobnie w Chorzowie nie będzie pracował Zieliński. Śląsk to specyficzne miejsce. Poradzi sobie w nim człowiek znający ducha tego regionu. Mistrz Polski z Lechem Poznań z 2010 roku nie sprawdził się. Nie potrafi odpowiednio zmobilizować drużyny, gubi się w ustaleniu wyjściowego składu. Najbliżej zwolnienia był po porażce z Piastem Gliwice. Od utraty pracy uchroniła go suwerenna decyzja prezesa Dariusza Smagorowicza, który jednoosobowo zadecydował, że Zieliński popracuje do końca sezonu.
Nic nie wskazuje na to, aby od nowego sezonu miało się coś w Chorzowie zmienić na lepsze. Jakiś czas temu na swoim blogu Mariusz Śrutwa pisał: „Znam wiele informacji, o których kibice i dziennikarze nie mają zielonego pojęcia. Z szacunku dla ludzi, którzy mi o tym mówią, zostawiam to dla siebie, ale muszę przyznać, że nie są to optymistyczne wiadomości. Życie pokazuje po raz kolejny, że nieodpowiedzialne działania i złe decyzje kończą się tak, a nie inaczej. Ruch jest na trzecim miejscu od końca, a wszystkie znaki na niebie i ziemi, o których mi wiadomo, wskazują, że będzie tylko gorzej. Nie mówię tu stricte o kwestiach sportowych, ale o finansach klubu. W następnym sezonie będzie do wydania zdecydowanie mniej pieniędzy i przed prezesem kolejne trudne decyzje. Sukces nie został wykorzystany do tego, żeby zbudować stabilny układ, za którym mogłyby iść kolejne dobre rezultaty. Wicemistrzostwo zostało wykorzystane przez niektórych ludzi tylko po to, aby kreować typową „medialkę”. Życie to bardzo szybko zweryfikowało.” Nic dodać, nic ująć…
Budżet chorzowskiego Ruchu niby nie ulegnie większej redukcji, ale zwiększą się wydatki, a przychód zostanie na tym samym, dość niskim poziomie. Już teraz rozpoczynają się poszukiwania nowego trenera. Szanse na to, żeby w Chorzowie nadal pracował Zieliński są iluzoryczne. Przeciwko są przede wszystkim piłkarze, których obecny opiekun do siebie nie przekonał. Entuzjastą byłego szkoleniowca między innymi Lecha i Polonii Warszawa jest Dariusz Smagorowicz, ale nie wiadomo, czy w trakcie trwania rozgrywek ten pogląd się raptownie nie zmienił. Jedno jest pewne – Ruch w tym składzie personalnym w przyszłym sezonie może tylko spadać na dół, nie ma szans na progres.
Jakimś wyjściem z sytuacji jest postawienie na młodych wychowanków chorzowskiej szkółki. Do tej pory niebiescy woleli posiłkować się zawodnikami z dalszych rejonów Polski. A pod nosem mają rocznik 1994, jeden z najlepszych w naszym kraju, w którym występuje wielu niezwykle utalentowanych graczy. Może lepiej przyjrzeć się właśnie nim, niż sprowadzać niesprawdzonych ludzi ze Szczecina, Gdyni, czy Białegostoku?
Przeciwko obecnej sytuacji w klubie są kibice, którzy dość ordynarnie uwydatniają swój punkt widzenia. Nie są zwolennikami ani obecnej postawy piłkarzy, ani też działań trenerów, czy zarządu klubu. Generalnie Smagorowicz i spółka są blisko, aby z klubu, który przez chwilę stał się przykładem, jak skutecznie prowadzić sportową działalność, zrobić finansowego i sportowego impotenta. Szkoda by było, żeby „pomnik” zbudowany przez ludzi „Smagara” został zburzony, zanim zobaczyła go powszechna widownia. Mocny Ruch jest potrzebny polskiej i śląskiej piłce. Tak samo, jak Górnik Zabrze, czy GKS Katowice.
Warto nadmienić, że plotka niesie, iż w ostatnim czasie prezes Smagorowicz kontaktował się z przedstawicielem hiszpańskiej menedżerskiej firmy, która miała w zamiarach kupno warszawskiej Polonii. Prezes Ruchu miał powiedzieć w telefonicznej rozmowie „A może by tak zamiast Polonii, kupił pan Ruch Chorzów?” Jeśli przyjąć, że to prawda, pokazywałoby to w którym miejscu jest w tej chwili ten utytułowany klub. Stoi nad przepaścią i albo z niej boleśnie spadnie, albo zostanie uratowany. Ważne jednak, żeby w obu tych możliwych przypadkach finalny efekt był ten sam: stabilny i regularny renesans wizytówki Chorzowa. Dla dobra polskiej piłki…
KAMIL SZENDERA