Kilka dni temu pisałem o przedstawicielu rocznika 1995, Ryanie Gauldzie. Dzisiaj czas na parę słów o jego rówieśniku. Nie mniej utalentowanym, a na pewno – pod względem tegorocznego transferu – o kilka długości go wyprzedzającego. Poznajcie Mario Pasalicia, nowego pomocnika Chelsea.
Krąży opinia, że Jose Mourinho zawsze idzie na łatwiznę. Kupuje drogich, sprawdzonych zawodników. Najemników. Że zatracił część dogmatycznej umiejętności szkoleniowca. Trenowania. Szlifowania piłkarskich diamentów. Nic bardziej mylnego. Owszem, Portugalczyk ściąga gwiazdy pokroju Cesca Fabregasa czy Diego Costy, jednak od początku swojej drugiej kadencji w Chelsea, The Special One hołduje również filozofii pracy u podstaw, ściągając lub prowadząc graczy mogących stanowić ważne postacie na Stamford Bridge na długo po jego panowaniu. Tomas Kalas, mimo swoich pięciu minut przeciwko Liverpoolowi, najbliższy sezon spędzi w FC Koeln. Na murawach Bundesligi powstrzymywać będzie Thorgana Hazarda, na 12 miesięcy wynajętemu Borussii Moenchengldbach. Na zachód od nich, w Arhnem, osiądą Wiallace oraz Bertrand Traore. Każdy z nich, jeśli przetrwa i wróci do Chelsea, na Stamford Bridge przybędzie jako bardziej doświadczony, ograny w poważnej lidze piłkarz. A nie sierota z rezerw, która nie wie, co to znaczy stanąć przeciwko prawdziwemu obrońcy.
Prawdopodobnie taki sam los, przynajmniej na początku, będzie czekał Mario Pasalicia.
Chelsea w polowaniu na diament z Adriatyku musiało wyprzedzić między innymi Liveprool oraz Tottenham, który najwcześniej rozpoczął poważne starania o Pasalicia. Hajduk do niebieskiej strony Londynu przekonało dopiero trzy miliony funtów, jakie na stół rzucili przedstawiciele The Blues. Chorwat pozostawał w orbicie zainteresowań również Lazio oraz Eintrachtu Frankfurt. Niewykluczone, że któryś z tych zespół połowicznie osiągnie sukces, bowiem oba kluby wyraziły chęć na wypożyczenie, co, patrząc na politykę transferową ekipy Mourinho względem nie mieszczących się w jedenastce młodziaków, ma duże szanse powodzenia.
Mario Pasalić, mimo gry w pięciu różnych kadrach juniorskich Chorwacji, urodził się w niemieckim Mainz, dokąd emigrowali jego rodzice uciekając od morderczej burzy wojny bałkańskiej. Teoretycznie więc 19-latek mógłby pójść w ślady Mesuta Oezila czy Marko Marina, jednak, po pierwsze, żadne z rodzicieli nie był zameldowany u naszych zachodnich sąsiadów dłużej niż wymaganych osiem lat, a po drugie, w świetle nowych przepisów, gracz Chelsea, by otrzymać niemieckie obywatelstwo, musiałby do 23. roku życia zrzec się tego chorwackiego. Patrząc na jego grę od ponad pół dekady dla wszelakich juniorskich kadr Hrvastki, takie rozwiązanie na obecną chwilę wydaje się nieprawdopodobne. Z ojczyzną Joachima Loewa łączy go jedynie miejsce urodzenia. Nawet piłkarskich szlifów od najmłodszych lat nabierał w Hajduku Split, kopalni diamentów, w przeszłości mogącej szczycić się wydobyciem takich okazów jak Alen Boksić, Robert Jarni czy Slaven Bilić. Na dodatek, mało brakowało, a Pasalić debiut w dorosłej reprezentacji zaliczyłby już na mundialu w Brazylii. Niko Kovac uwzględnił rozgrywającego w szerokiej, 30-osobowej kadrze, lecz później pominął go wysyłając ostateczne powołania do 23 szczęśliwców.
Teraz jednak szybciej niż później powinniśmy doczekać się Pasalicia w trykocie z charakterystyczną biało-czerwoną szachownicą. Kovac po nieudanym, bo pozbawionym fazy pucharowej, mundialu będzie musiał przetoczyć krew chorwackiej kadry. Bleacher Report przepowiada, że nową falą bałkańskich wojowników dowodzić będzie kwintet,oprócz Pasalicia składający się z Ivana Mocinicia, Josepa Radosevicia, Tino Jedvaja oraz najbardziej znanego z tego grona, przyczyny kolejnej transferowej wojny między Realem a Barcelona, Alena Halilovicia.
Gdy już ostatecznie, 9 lipca, podpisano kontrakt, Pasalić niemal z miejsca udał się do Cobham w hrabstwie Surrey, by tam rozpocząć przygotowania do nowego sezonu wraz z Johnem Terrym, Nemanją Maticiem oraz innymi, którzy brazylijski mundial obejrzeli w telewizji. Nie wiadomo, czy Mario spotkał swojego idola. Frank Lampard, z niskim wkładem w kompromitację Anglików, szybko co prawda wrócił do Albionu, lecz głowę zaprzątała mu niemal pewna już przeprowadzka do Nowego Jorku.
W wywiadach Pasalić wielokrotnie zaznaczał, że jego idolem jest właśnie szykujący się do amerykańskiej rejterady 36-letni pomocnik. Jako, że 19-latek jest Chorwatem, to naturalnie każdy w miarę obiecujący rozgrywający z Półwyspu Bałkańskiego porównywany jest raczej do Luki Modricia – nawet Alen Halilović, którego pozycja i styl gry nijak mają się do madryckiego sztukmistrza. Ze względu na wzrost oraz mniejszą niż u piłkarza Realu mobilność, nabytek Chelsea przypomina bardziej Michaela Ballacka
Nowy piłkarz Chelsea to typowy pomocnik box-to-box, harujący równie mocno w defensywie, co ofensywie. Jeśli Chorwat przebije się do pierwszej kadry The Blues, prawdopodobnie będzie operował jako jeden z dwójki środkowych pomocników osłaniających Oscara, Edena Hazarda oraz Williana bądź Mohameda Salaha, chociaż bywało, że w Hajduku Split trenerzy ustawiali go tuż za napastnikami. Z, dodajmy, niezłym skutkiem. W sezonie 2013/2014 młodziak zdobył 11 bramek.
Ciekawy jest również numer Chorwata – 88. Niezbyt dobrze kojarzący się wszędzie. Szczególnie, jeśli nosi przedstawiciel narodu będący wierny Hitlerowi niemal do końca jego dni w oblężonym Berlinie.
TOMASZ GADAJ
Partnerem artykułu jest fanpage „Wszystko o najlepszej lidze świata – Premier League”