Wszyscy lubimy historie, w których piłkarz przechodząc przez wszystkie etapy futbolowego wtajemniczenia zostaje na końcu legendą danego klubu. Kuszeni wielkimi pieniędzmi przez najbogatszych na świecie postanawiają całą karierę, całe piłkarskie życie poświęcić jednej drużynie i jednemu miastu. Wąska grupa unikatów mających szacunek u wszystkich kibiców.
Jak wielu innych wychowanków Romy, zaczynał od podawania piłek opuszczających murawę na Stadio Olimpico. Jednak życie napisało scenariusz, według którego to właśnie on ma pobić wszystkie klubowe rekordy i przejść do historii jako ten najwybitniejszy, a obecnie zapisujący się w annałach całej Serie A. Francesco Totti.
Ligowy gol numer 226 pozwolił mu odkleić się od Gunnara Nordahla i… no właśnie, co dalej? Pogoń za rekordem Silvio Pioli wydaje się utopią, ale rozmawiamy tutaj o gościu, który:
a) Jest w świetnej formie
b) Nawet nie przebąkuje o zakończeniu kariery
c) Jest w drużynie na specjalnych prawach, jako bohater wszystkich „romanistów”
- Muszę patrzeć w kierunku Pioli nawet, jeśli wiem, że dogonienie go będzie bardzo trudne – powiedział „Książę Rzymu”. Już teraz na jego koncie powinno być kilka bramek więcej, ale w ubiegłym sezonie przeszkodził mu w tym Luis Enrique, który obarczał Tottiego również zadaniami defensywnymi, przez co obaj zbytnio się nie dogadywali.
Różnica do zniwelowania jest wieć spora i nie chcemy zapeszać, ale jeśli Totti pogra jeszcze dwa-trzy lata na takim poziomie jak w ostatnich tygodniach, to historia napisze się na naszych oczach i nieosiągalny, wydawać by się mogło, wynik zostanie pobity.
Co ciekawe, w grze Tottiego nie ma parcia na egoistyczne podbijanie swojego strzeleckiego dorobku. Sucha statystyka tego sezonu – 10 asyst i drugie miejsce w tej klasyfikacji w całej lidze za Markiem Hamsikiem (11). Świetna dyspozycja Il Capitano pomogła Romie w odniesieniu czterech zwycięstw w pięciu ostatnich grach, czego ta chimeryczna drużyna nie notowała w ubiegłych miesiącach zbyt często. Może i za dużo nie biega, szybkość już też nie ta co kiedyś, ale co z tego skoro ciągle jest w Rzymie najlepszy i ciągle stać go na takie zagrania jak wczoraj:
Można psioczyć i narzekać, że jaka to tam legenda, skoro potrafi opluć (Christiana Poulsena) czy przekopać przeciwnika jak futbolówkę (Mario Balotellego). Totti nigdy nie był aniołkiem, często puszczały mu na boisku nerwy. Mimo że jest napastnikiem i kapitanem, któremu z definicji wolno na boisku więcej, aż dziewięć razy otrzymał w karierze czerwoną kartkę. Jednak gdyby nie był takim bezczelnym boiskowym typem, straciłby cały swój urok, a zwykłych ligowych szaraków na europejskich stadionach i tak mamy nadmiar. A miłościwie panujący „Książę Rzymu” od czasu do czasu raczy nas takimi majstersztykami:
Mimo 36 lat na karku, Totti oficjalnie nie zakończył gry w reprezentacji Włoch. Podkreśla, że cały czas jest do dyspozycji Cesare Prandellego. Selekcjoner Italii znacznie odmłodził prowadzoną przez siebie kadrę, więc miejsca dla kilku doświadczonych grajków zabrakło. Ostatnia forma kapitana Romy może w niedalekiej przyszłości nie pozostawić wyboru Prandellemu.
- Jesteśmy zobligowani brać go pod uwagę tak długo, jak długo będzie grał jak młodziak. Jeśli zakwalifikujemy się do mistrzostw świata, wtedy na pewno sprawdzę w jakiej dyspozycji będzie Totti – oznajmił dzisiaj szkoleniowiec Squadra Azzurra. „Książę Rzymu” z dyszką na plecach podczas mundialu w Brazylii? Niewykluczone… A przydałoby się przed zawieszeniem butów na kołku licznik w reprezentacji trochę podreperować, bo zarówno liczba występów (58) i przede wszystkim goli (tylko 9) wygląda delikatnie mówiąc kiepsko.
Fajne, naprawdę fajne są takie historie, gdy piłkarz od małego zżyty z klubem staje się punktem odniesienia dla następców. Pewnie za x lat zjawi się w Romie ktoś na kształt zadziwiającego obecnie futbolowy świat małego Argentyńczyka z Barcelony i rekordy Tottiego zostaną połknięte. Życia nie znosi przecież próżni.
To jednak wyłącznie domysły i przypuszczenia. Fakty są takie, że ostatni mecz Francesco Tottiego będzie końcem pewnej epoki dla wszystkich tifosich Romy. Połowa „Wiecznego Miasta” utonie wówczas we łzach, ale to kapitan „Giallorossich” sam zadecyduje, kiedy nastąpi ten moment i możemy być pewni, że będzie go odkładał w czasie, jak najdłużej. Wszak ma jeszcze jedno zadanie do wykonania.
Kończąc, wrzucamy screena z oficjalnego profilu rzymskiego klubu na Twitterze. Oryginalnie podsumowali rekordową bramkę swojego kapitana, prawda?
MARCIN PĘKUL