Król jest nagi, czyli gdzie Legia zgubiła szaty?

To wszystko było jak we śnie. Pewne mistrzostwo, wielkie obietnice, szczęśliwe losowanie. Legia miała być wielka i to nie tylko na krajowym podwórku. Coś poszło nie tak, może to za mało przypraw, może za dużo któregoś składnika. Pewne jest jedno, przepis na sukces, który trzyma w swoim sejfie prezes Bogusław Leśnodorski trzeba udoskonalić.

Legia Warszawa od zawsze była znakomitą marką. W 2012 roku, kiedy kibice stołecznych witali się już z mistrzostwem, trener Maciej Skorża i spółka w fatalnym stylu zaprzepaścili szansę na pierwsze od sześciu lat mistrzostwo. Pojawiły się głosy krytyki, protesty i demolka na meczu derbowym z Polonią. Pojawił się też on – Bogusław Leśnodorski. Nie mam zamiaru opisywać tutaj jego sylwetki, bo każdy wie, że to jedyny prezes w swoim rodzaju. Chciałoby się zacytować klasyka: łubudubu, łubudubu niech nam żyje prezes naszego klubu, niech żyje nam!

Zmienił dużo. Dzięki niemu Legia wreszcie zaczęła sama pracować na własną opinię. Przestała być lalką sterowaną przez ITI i powiązanych z koncernem. Udało się dojść do porozumienia z kibicami i podpisać kilka ciekawych umów sponsorskich. Leśnodorski wyciska z Legii maksimum. Klub z Łazienkowskiej jest niczym polskie pendolino, a nowy sternik wrzucił go na odpowiednie tory. Tylko jest jeszcze jedna sprawa, czyli czy jest w Polsce ktoś, kto opanuje ten pędzący 250 km/h pociąg, skoro w kraju nad Wisłą taka sytuacja jest zupełnie nowa?

dolaczdonas_baner

Wróćmy do rzeczywistości. Legia jako nowy mistrz Polski rozpoczęła sezon z przytupem. Po kilku niezłych transferach wydawało się, że faza grupowa Ligi Mistrzów jest realna. Steaua Bukareszt okazała się jednak  lepsza, ale kto wie co by było, gdyby UEFA nie zamknęła „Żylety”. Wiele osób nie chce wracać do tego meczu. Była krew, był pot i oczywiście były łzy. W Legii coś pękło i nie mówię tu o baloniku presji, który wywarł na „Wojskowych” cały kraj. Chodzi raczej o szarą rzeczywistość, która wróciła na Łazienkowską. Czar prysł, pobudka legionisto – Liga Mistrzów uciekła. Oczywiście nie brakowało wypowiedzi piłkarzy i zarządu o tym, że teraz najważniejsza jest ekstraklasa i Liga Europy, ale każdy musiał to powiedzieć.

Jeszcze przez miesiąc Legia pokazywała, że nic się nie stało i grała na niezłym poziomie. Nagle wszystko runęło. Posypały się kontuzje, pojawiły się wstydliwe porażki w Polsce i fatalne statystki w Europie. Warszawski pociąg zwolnił, ale mimo to nie stracił pierwszej pozycji w rodzimej lidze. Wystarczy przecież pociągnąć za dźwignię i znów przyspieszyć, tylko czy mamy tyle mocy w trakcji?

***

Coś trzeba na Łazienkowskiej zmienić, ale na pewno nie mogą to być zmiany u podstaw.
Po pierwsze napastnik. Wladimer Dwaliszwili tuż po podpisaniu kontraktu osiadł na laurach. W Polonii rzeczywiście się sprawdzał, ale po drugiej stronie barykady zwyczajnie mu nie idzie. Owszem, ma swoje przebłyski, ale nie jest to materiał na podstawowego strzelca zespołu walczącego o Ligę Mistrzów. Patryk Mikita? Dobry na zmiennika. Robi dużo szumu, ale póki co brakuje mu doświadczenia i to nie tylko na boisku. Fatalne zachowanie młodego piłkarza na jednym z portali społecznościowych powinno się skończyć sporą karą, albo nawet wyrzuceniem z pierwszej drużyny. Tylko Legia nie może sobie teraz na to pozwolić, bo niedługo nie skompletuje wyjściowej jedenastki.

Sprawa druga, Legii potrzebny playmaker. Zawodnik, który będzie potrafił zrobić różnicę niczym Zlatan Ibrahimović grając w barwach reprezentacji Szwecji. Nie wiem skąd mają go wytrzasnąć, ale trzeba go znaleźć. Długo szukać nie trzeba. W Białymstoku jest Dani Quintana. Jego wartość rynkowa jest mniejsza od wyceny Łukasika, Brozia, Furmana, Pinto, czy Żyro, a na pewno nie byłyby to pieniądze wyrzucone w błoto.

Co jeszcze? Nie można pominąć tematu Jana Ubrana. Obecny trener Legii jest jak najbardziej odpowiednią osobą na to stanowisko. To on posprzątał bałagan po Skorży, który zostawił drużynę z wieloma konfliktami i nieodpowiednimi nawykami. Urban podobnie jak Leśnodorski pcha Legię na przód. Jest maszynistą naszego piłkarskiego pendolino, można mieć jednak wątpliwości, czy poradzi sobie ze wszystkimi szczegółami, jakie czekają na niego w kabinie?

***

Prognoza na przyszłość? Legioniści nigdy nie byli i nie będą chłopcami do bicia – to oczywiste. Trzeba jednak dokonać kilku zmian, żeby Legia znów była na topie. Po to, aby bały się jej wszystkie zespoły w Polsce, tak jak kiedyś. Znając prezesa Leśnodorskiego coś zaraz wymyśli i jego pociąg znów wystrzeli.  Nam pozostaje czekać, fundamenty już są – teraz budują na Łazienkowskiej twierdzę z zawziętymi wojownikami. Budowa się skończy i żaden klub w eliminacjach LM nie będzie Legii straszny. Tylko powoli, bez pośpiechu, a smak zwycięstwa będzie niezapomniany…

GRZESIEK ZIMECKI

fot. legia.net

Pin It