Przez pół dzieciństwa Białoruś kojarzyła mi się wyłącznie z chlebem i Hlebem. Z chlebem dlatego, że za sąsiada miałem Antosia z Mińska – piekarza. Natomiast z nazwiska braci Aleksandra i Wiaczesława tłumaczyć się chyba nie muszę…
A więc bracia Hlebowie, chleb, no i Aleksander Grigoriewicz Łukaszenka rzecz jasna. Ale on to dopiero trochę później, kiedy Bravo Sport poszło w odstawkę, na rzecz trochę poważniejszych tytułów. A w nich od zawsze śpiewka niezmienna: „Białoruś – ostatni kraj w Europie gnębiony przez dyktaturę”. Naklejamy karteczkę i zasuwamy szufladkę.
Jeśli ktoś chciałby poczytać o białoruskim sporcie, gdzieniegdzie trafi na coś o tenisie lub hokeju. Piłka nożna tylko przy okazji BATE Borysów, które to nie raz zawstydziło naszych ligowców – a to pstrykając w nos europejskich średniaków pokroju Lille, a to śmiało waląc z piąchy potęgę z Monachium. BATE zamydla jednak obraz białoruskiego futbolu, który poza epizodami – oprócz BATE można wspomnieć niezłą grę reprezentacji młodzieżowych – jest w opłakanym stanie. Niemała w tym zasługa Łukaszenki.
Pozory mylą
W tym sezonie już na początku września białoruski futbol nie miał żadnego przedstawiciela w europejskich pucharach. BATE odpadło z karagandzką bandą
(
TUTAJ
przeczytasz o szalonych Kazachach
)
. Reprezentacja Białorusi zajmuje 81. miejsce w rankingu FIFA, a w grupie eliminacyjnej do brazylijskiego mundialu uplasowała się na miejscu ostatnim. A więc są jednak gorsi od nas, uff…
Seniorska reprezentacja Białorusi jeszcze nigdy nie uczestniczyła w wielkim turnieju piłkarskim (choć warto zaznaczyć, że jako samodzielne państwo przesadnie długo nie funkcjonuje – dopiero od 1991 roku), a oprócz Aleksandra Hleba, żaden piłkarz nie wypłynął stamtąd na naprawdę szerokie wody.
Najlepsi białoruscy zawodnicy wolą rozwijać swoje kariery w Rosji lub nawet Kazachstanie, gdzie mogą liczyć na znacznie większe zarobki i względny spokój. Dwa przykłady z kończącego się roku: Renan Bressan, pochodzący z Brazylii reprezentant Białorusi i najlepszy zawodnik Wyższej Ligi, przeniósł się do rosyjskiego przeciętniaka, Ałaniji Władykaukaz. Inny wyróżniający się zawodnik, Leonid Kowiel (w 2012 roku testowany przez Widzew), zdecydował się na przeprowadzkę z FK Mińsk do znanego i lubianego kazachskiego Irtyszu Pawłodar.
Jak w większości państw, gdzie panuje system autorytarny, tak i na Białorusi, sport jest przede wszystkim narzędziem propagandy. Dodatkowo pełni rolę ulubionej rozrywki wodza Aleksandra. Futbol nie jest jednak dyscypliną numer jeden. W rankingach popularności przegrywa z biathlonem, tenisem (ciekawostka: żeby zarobić tyle, ile Wiktoria Azarenka zgarnia średnio podczas jednego turnieju, przeciętny Białorusin musiałby pracować ponad 500 lat) i hokejem na lodzie, czyli ukochaną dyscypliną Łukaszenki.
W cieniu hokeja
Żeby zrozumieć, jak potężna jest pozycja hokeja na Białorusi, trzeba poświęcić tej dyscyplinie więcej niż jeden akapit…
Zacznijmy od śmiesznostki. Od sześciu lat w Mińsku organizowany jest hokejowy turniej amatorów o puchar prezydenta Białorusi, w którym Łukaszenka bierze aktywny udział. Impreza odbywa się cyklicznie i chyba nie trzeba dodawać, która drużyna radzi sobie najlepiej.
Tylko raz zdarzyło się, że zespół dziarskiego Aleksandra, w składzie którego grają byli hokeiści NHL, reprezentanci kraju (nieźli amatorzy!) oraz czołowi białoruscy politycy i biznesmeni, nie awansował do finału (wcześniej cztery razy wygrywał, raz zajął drugie miejsce). W marcu tego roku górą była reprezentacja obwodu brzeskiego. Ups, co za wtopa. Ciekawe, gdzie teraz są jej członkowie…
Konsekwencje miłości Łukaszenki do gumowego krążka są jednak o wiele większe, niż tylko wzmożona obecność prezydenta na lodowisku i trybunach. Studenci przynajmniej raz w roku muszą obowiązkowo zajrzeć na lodowisko, a jeśli jesteś w jakikolwiek związany z Dynamem Mińsk, jesteś super. Dynamo jest dla Łukaszenki ważniejsze niż jego własna małżonka. Skoro tak, to pieniądze przeznaczane na sekcję nie mogą być byle jakie. Hokeiści Dynama wspierani są przez Belaruskali, czyli potasowego giganta, generującego prawie 10 procent całego dochodu narodowego Białorusi. Drużyna bardzo przeciętnie radząca sobie w tworzonej głównie przez rosyjskie kluby Kontynentalnej Lidze Hokejowej dysponuje rocznym budżetem w wysokości 24 milionów dolarów. Dla porównania, w Borysowie na piłkę nożną wydaje się trzy razy mniej.
Za rządów Łukaszenki, czyli od 1994 roku, na Białorusi powstało blisko trzydzieści hal, zwanych Pałacami Lodowymi. Oczywiście za kasę państwową. W najbliższych latach zbudowane ma być kolejne dwadzieścia podobnych obiektów. Każdego roku powstają również tysiące zwykłych lodowisk, z których korzystać mogą, a wręcz powinni, wszyscy obywatele. Ogromne lodowisko wybudowano w samym centrum Mińska, na placu przed Pałacem Republiki. Tym samym zabrano opozycji miejsce, w którym najczęściej organizowała protesty. Szczegół.
Gdzie nie spojrzysz, lodowisko. A jak ze stadionami piłkarskimi? Mizernie. Na tę chwilę, jedyny obiekt spełniający międzynarodowe standardy, znajduje się w Homlu. Został otwarty w 2004 roku i mieści 14 tysiące kibiców. To mniej niż wybudowana na potrzeby mistrzostw świata w hokeju na lodzie, które odbędą się na Białorusi w 2014 roku, ultra-nowoczesna Mińsk-Arena. Obiekt ten został obwołany przez krajowe władze największą halą w Europie i mieści 15 tysięcy widzów.
Dla porównania, stadion w Homlu wygląda tak:
Stadion w Mińsku jest obecnie w przebudowie, po której, trzeba przyznać, będzie prezentował się przyzwoicie. Lada dzień otwarty zostanie nowy stadion w Borysowie. Obiekt pomieści 13 tysięcy kibiców, którzy będą mogli obejrzeć mecz w naprawdę komfortowych warunkach:
Marionetki i ich zabawki
Futbol na Białorusi nie jest opłacalnym biznesem. Praktycznie wcale nie jest biznesem. To raczej pole do popisu dla dyrektorów państwowych przedsiębiorstw albo przedstawicieli regionalnych elit politycznych, którzy chcieliby zakumplować się z Łukaszenką. W państwie takim jak Białoruś, funkcjonowanie w biznesie równoznaczne jest z finansowaniem czegoś, na przykład sportu. Łatwiej wówczas o sympatię szefa białoruskiego Komitetu Olimpijskiego, czyli… Łukaszenki Aleksandra. Tak, tego samego.
Zgodnie z sowieckim modelem, białoruski rząd jest nie tylko głównym sponsorem zawodowego sportu w kraju, ale również obsadza najważniejsze posady z nim związane. Łukaszenka przewodzi Komitetowi Olimpijskiemu, zaś ministrowie i przedstawiciele elit biznesowych szefują federacjom sportowym. I tak na przykład funkcję prezesa BFF, czyli Białoruskiej Federacji Piłkarskiej przez wiele lat pełnił niejaki Hienadź Niewyhłas. Według raportu przygotowanego przez polską Fundację Wolność i Demokracja ów dżentelmen w czasie pełnienia funkcji szefa Biura Administracji Prezydenta (w latach 2006-2008) zajmował się koordynowaniem „działań represyjnych przeciwko opozycji politycznej”. W lutym 2011 roku (wówczas nie był już prezesem BFF) został wpisany na listę pracowników organów administracji Białorusi, którzy za udział w domniemanych fałszerstwach i łamaniu praw człowieka w czasie wyborów prezydenckich w 2010 roku, otrzymali zakaz wjazdu na terytorium Unii Europejskiej.
Właściciele poszczególnych klubów nie są świętsi. Na czele Dynama stoi Juryj Czyż – jeden z najbogatszych ludzi na Białorusi, przez dziennikarzy nazywany „portfelem Łukaszenki”.
Czyż, podobnie jak Niewyhłas i jeszcze 173 innych kolegów, objęty jest zakazem podróżowania po Unii.
W Borysowie za sznureczki pociąga Anatolij Kapski – dyrektor fabryki części elektrycznych do samochodów i traktorów (w skrócie BATE). Dzięki sukcesom osiągniętym przez jego drużynę w Europie, uchodzi za gościa znającego się na rzeczy.
Kapski, razem ze swoim klubem, krok po kroku piął się po szczeblach kariery. Dziś jest na liście najbogatszych ludzi na Białorusi, a warto wiedzieć, że na tę listę nie można dostać się bez pozwolenia prezydenta Łukaszenki. Trzeba sobie zasłużyć.
ciąg dalszy nastąpi…
PAWEŁ MARSZAŁKOWSKI
* * *
Długo myśleliśmy nad życzeniami dla naszych czytelników, aż pomocną dłoń wyciągnęli Robert Lewandowski, Jerzy Engel, Tomasz Frankowski, Jan Kocian, Roman Kołtoń i wielu, wielu innych. A zatem… Wesołych Świąt!