Celtic gra katastrofalnie, Wyspiarze zniszczeni w Polsce, wielka kompromitacja Celtiku – tysiące takich stwierdzeń padło w różnych publikacjach po meczu z Legią w Warszawie. Podcięte skrzydła, poczucie wstydu i zbity pysk. Na murawie Pepsi Arena słychać jeszcze echo batów i szkockiego łkania. W nocy z środy na czwartek Johhnie Walker pewnie lał się strumieniami, bo cios wymierzony w szkocki futbol był ogromny.
Historia lubi się powtarzać. Niemalże równo dziewięć lat temu Europą wstrząsnął dwumecz drugiej rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów, gdzie zupełnie anonimowy i całkiem nieznany klub ze Wschodu o dziwnej nazwie, rozwalił znany na całym Starym Kontynencie Celtic Glasgow. Ów klub zwał się FC Artmedia Bratysława i posiadał tytuł mistrza Słowacji za sezon 2004/2005. To nieoficjalna nazwa klubu – zespół dalej nazywany był „Petrżałką”.
Wyobrażacie sobie nastroje w Szkocji, kiedy wylosowano Artmedię? Żeby wyobrazić sobie ten fenomen, trzeba przytoczyć kilka faktów. Petrżałka przed zdobyciem mistrzostwa oraz Pucharu Słowacji balansowała na granicy ekstraklasy i ligowego zaplecza. W drużynie nie grał ani jeden reprezentant kraju, a klub posiadał kilkadziesiąt razy mniejszy od Celtiku budżet – niecałe milion euro. Niektórzy zawodnicy dopiero po kilku sukcesach rzucali swoje dotychczasowe zawody, aby poświęcić się w pełni piłce nożnej. Dodajmy jeszcze, że Słowacy przegrali pierwszy mecz poprzedniej rundy eliminacji z Kairatem Ałmaty (0:2). Awansowali rzutem na taśmę, bo u siebie wygrali 4:1 po dogrywce. Gola w ostatnich sekundach dogrywki strzelił świetnie nam znany Pavol Stano. Już same mecze z Celtikiem miały być nagrodą za niezłomną postawę. Nie było mowy o żadnych obawach, skoro i tak w lidze słowackiej po dwóch kolejkach jest się na ostatnim miejscu bez punktu, a nawet bez strzelonej bramki.
Latem 2005 roku z funkcji pierwszego trenera Celtiku zrezygnował trener – legenda, czyli Martin O’Neil. Przez pięć lat rządów odbił swoje piętno, a zastąpił go Gordon Strachan. Człowiek nieco zamknięty w sobie, kojarzony głównie z gry w barwach znienawidzonego Aberdeen FC. Taki ktoś nie wzbudzał z miejsca sympatii licznych fanów The Boys. W dodatku Strachan musiał się zmierzyć z legendą O’Neila. To przypomina sytuację, w której znalazł się niedawno David Moyes. Nowy trener od początku chciał ustawić wszystko po swojemu. W bramce miał bronić David Marshall, a w ataku brylować Maciej Żurawski, w tamtym okresie będący bez formy – o czym sam później wspominał.
Strachan rywali zlekceważył. Najpierw samolot nie bez trudu wylądowała na lotnisku w stolicy Słowacji. Niemalże od razu po zameldowaniu się w pobliskim hotelu zarządził godzinny trening. Czasu na regenerację nie było wcale. Dzień przed meczem na Tehelnym Polu panował straszny upał i zaduch, w którym ciężko było nawet wysiedzieć. Trener zaprzągł swoich nowo poznanych podopiecznych do dwugodzinnego treningu. Nikt nie protestował, wszak kto chce podpadać nowemu szefowi? W dodatku murawa była bardzo grząska. Trening Celtiku obserwował na miejscu Bożydar Iwanow. Po morderczych zajęciach spotkał Macieja Żurawskiego i zadał pytanie: „Dlaczego to tak długo trwało?”. Na co napastnik reprezentacji Polski odpowiedział: „Tak się trenuje na Zachodzie”.
Polak nie zdawał sobie sprawy, że właśnie odpływa mu szansa na Ligę Mistrzów. W dniu pierwszego starcia z Artmedią Strachan zarządził jeszcze dwugodzinny, poranny trening i wieczorem zawodnicy zostali zupełnie bez sił. Celtic Glasgow tylko statystował szybkim Słowakom, wyczulonym na niedyspozycję rywala. Wynik 5:0 zaszokował Europę, a co ciekawe – Szkoci stracili cztery z pięciu bramek w końcówkach obu części. Artur Boruc na szczęście cały mecz przesiedział na ławce rezerwowych, a Maciej Żurawski zszedł z boiska po 60 minutach przy stanie 0:2.
W meczu rewanżowym na Celtic Park w bramce stanął już Artur Boruc. Słowacy postawili na skrajną defensywę, a The Boys rzucili się na rywali w nadziei, że uda się odrobić straty. Padł rezultat 4:0, a bramka ustalająca wynik meczu została zdobyta w 82. minucie. Zawiódł Maciej Żurawski, który przez 63 minuty nie znalazł drogi do siatkirywali. Wydawało się wtedy, że cierpliwość Strachana względem Żurawskiego jest już na wykończeniu.
„Żuraw” próbował awansować do wymarzonej Champions League dwukrotnie z Wisłą Kraków i nie udało mu się ani razu. Na drodze stawali kolejno: FC Barcelona i Anderlecht. W Celtiku wróciły demony z przeszłości. Po słowackiej kompromitacji wydawało się, że polskiemu napastnikowi już nigdy nie przyjdzie zagrać w najbardziej elitarnych klubowych rozgrywkach. W dodatku nie ma co porównywać Artmedii do Anderlechtu czy Barcelony. Chwila zwątpienia. Może lepiej było zostać w Wiśle Kraków i pomóc jej pokonać Panathinaikos? A może trzeba było iść do Trabzonsporu Mirka Szymkowiaka i pomóc im ograć Anorthosis?
Dwumecz z Artmedią wspomina dla FootBaru Artur Boruc:
Nie chcę tego pamiętać, bo tamten czas był dla mnie i dla Maćka bardzo trudny. Mieliśmy ogromną ochotę na awans do Ligi Mistrzów. Przychodziłem do Glasgow jako drugi bramkarz i może nawet dobrze, że nie wyszedłem na boisko w dwóch pierwszych meczach, z Artmedią (0:5) i Motherwell (4:4)? A kto wie, może broniłbym lepiej i Celtic awansowałby do Champions League? I tak później los oddał nam to, co wcześniej zabrał.
Artmedia Petrżałka to przestroga również dla Legii Warszawa. Dzisiaj w Edynburgu Mistrz Polski ani przez chwilę nie może dać rywalowi nadziei na awans. Z niecierpliwością oczekujemy na rewanż. Obecna Legia to zespół bez porównania silniejszy od ówczesnego Mistrza Słowacji, który po wielu problemach nawet nie gra już w słowackiej ekstraklasie.