Co jest największą plagą i bolączką w futbolu? Korupcja? Rasizm? A może to, że piłkarski plac boju staje się tylko placem zabaw dla krezusów wykładających grube miliony na budowę zwycięskiego składu? Owszem, sprzedawanie meczów i przekupywanie sędziów jest godne zbesztania, ale nie jest zjawiskiem masowym, raczej incydentalnym, możliwym do wyplenienia. Podobnie jak rasizm, którego propagowanie staje się już powszechnie potępiane. Galopujących „inwestorów” i wyrastających jak grzyby po deszczu sugar daddies faktycznie trudno powstrzymać, ale dziś nie o nich. Największym problemem w futbolu i w sporcie w ogóle są kontuzje.
Jedną z najcięższych i najmniej pożądanych (jeśli można to tak nazwać, bo czy są jakieś pożądane?) kontuzji jest uszkodzenie lub zerwanie więzadła krzyżowego przedniego w kolanie. Takie więzadło to nic innego jak pasmo tkanki łącznej, łączące kość udową i piszczelową; jego najważniejszą funkcją są: stabilizacja stawu kolanowego, ograniczanie nadmiernego wyprostu kolana i jego zgięcia, ochrona przed przemieszczaniem się do przodu kości piszczelowej i przekazywanie z receptorów informacji dotyczących położenia stawu oraz ewentualnych zagrożeń. Objawami zerwania ACL są: silny ból (więzadła posiadają wolne zakończenia nerwowe, które uruchamiają się w momencie działania szkodliwych czynników), poczucie niestabilności kolana i jego uciekania, silny obrzęk czy też obecność krwi w płynie stawowym.
Zerwanie więzadeł w kolanie – nie tylko tych krzyżowych przednich, ale też pobocznych czy tylnich – to, jak wspomniałem, jeden z najbardziej kłopotliwych urazów dla sportowca. Wiąże się z okropnie długim okresem przerwy (6-9 miesięcy), artroskopią, rekonstrukcją zerwanego włókna i żmudną rehabilitacją. Aby uszkodzić któreś z więzadeł, wystarczy nagle skręcić ciałem przy zgiętym kolanie czy uderzyć w kość piszczelową przy wyproście kolana. To tak niewiele, a spokojnie wystarcza na zahamowanie kariery sportowej na długi czas.
Adeus Brasil?
W ostatnich tygodniach zrobiło się głośno na temat piłkarzy, którym kontuzja więzadeł krzyżowych – nomen omen – pokrzyżowała plany. Na początku oficjalna strona Arsenalu Londyn poinformowała, że z powodu rzeczonego urazu odniesionego w pucharowym starciu z Tottenhamem, Theo Walcott nie zagra już do końca sezonu. Anglik jest już po operacji, ale nie ma praktycznie żadnych szans na powrót na boisko i na wyjazd na brazylijski czempionat. Podobnie miało być z Samirem Nasrim – pierwsze relacje mediów mówiły o zerwaniu więzadeł i pauzie do końca sezonu; na szczęście francuski pomocnik wznowił już treningi z zespołem, a jego rozbrat z futbolem nie będzie dłuższy niż miesiąc. W meczu Pucharu Francji AS Monaco z Mont d’Or Azergues (3:0) największa gwiazda ekipy z Lazurowego Wybrzeża, Radamel Falcao, zerwał więzadła w kolanie. Niemal natychmiast został zoperowany, a lekarz, który opiekuje się Kolumbijczykiem, uważa, że napastnik ma w sobie na tyle determinacji, że przy pomyślnej rehabilitacji zdoła jeszcze pojawić się na brazylijskich boiskach, i to bynajmniej nie w roli kibica (więcej na ten temat TUTAJ ) . Być może jest w tym sporo przesady, a może słowa Jose Carlosa Nurunhy, cenionego portugalskiego fachowca, przyniosą efekt placebo? Dramat Falcao nie uszedł uwadze temu, któremu uraz El Tigre szczególnie nie jest na rękę. – Obowiązkiem sędziego jest egzekwować przepisy, tak aby chronić zawodników. Popieram twardą, ostrą grę, ale z piłką, a nie kopanie się po nogach – grzmiał Claudio Ranieri, szkoleniowiec beniaminka Ligue 1. W listopadzie w spotkaniu z Włochami wirus FIFA, czyli poważny uraz w towarzyskim meczu reprezentacyjnym dopadł Samiego Khedirę. Efekt? Powrót na boisko najwcześniej w kwietniu i spory znak zapytania w kontekście wyjazdu do Brazylii.
Wielkie nadzieje
Stwierdzeniem zbyt błahym, by je wygłaszać, byłoby powiedzenie, że kontuzja dla piłkarza to dramat. Śródtytuł zaczerpnięty z powieści Dickensa, ale nadal aktualny, o czym się przekonamy. Chwila dla piłkarzy, którym przewlekłe urazy zahamowały lub zniszczyły karierę.
Nuri Sahin – gdy przechodził do Realu Madryt, miał łączyć w sobie cechy Mesuta Ozila, Gutiego i Xabiego Alonso. Błyskotliwy i kreatywny, świetnie wyszkolony technicznie, ze świetnym przeglądem pola, doskonale bijący stałe fragmenty gry. Królewscy zapłacili za Turka 10 milionów euro – kwota dyskontowa. To trochę tak, jakby Biedronka sprzedawała iPady po 200 złotych. Real niewątpliwie skusiła niska cena za być może jednego z najlepszych środkowych pomocników świata w przyszłości. W czym tkwił haczyk? Kontrakt Sahina wygasał już w 2013 roku i nic nie zapowiadało jego przedłużenia. Ponadto Sahin przybył do Madrytu z naderwanymi więzadłami wewnętrznymi w kolanie i nie grał od kwietnia. Rekonwalescencję utrudniały wciąż odnawiane urazy. Ostatecznie Sahin nie przeszedł okresu przygotowawczego, przestał łapać się nawet do kadry meczowej, a Jose Mourinho oddał go na wypożyczenie do Liverpoolu. Tam również się nie sprawdził. Wreszcie wylądował tam, skąd przybył do Madrytu – w Dortmundzie, gdzie jego gwiazda świeciła najjaśniej. Trudno o inną diagnozę niż stwierdzenie, że to kontuzje brutalnie zahamowały karierę Sahina i to one sprawiły, że utalentowany Turek wrócił do Dortmundu z podkulonym ogonem, po nieudanym podboju Europy.
Innym, może mniej drastycznym przykładem jest historia Marco van Ginkela. Młodziutki Holender sprowadzony z Vitesse Arnhem, po wspaniale przepracowanym okresie przygotowawczym w Chelsea, miał dogodną szansę na wskoczenie do pierwszego składu The Blues . Pod koniec września w meczu pucharowym ze Swindon środkowy pomocnik niefortunnie… Zresztą, sami zobaczcie.
Trudno zliczyć problemy Michaela Essiena z kolanem. Dwa razy zerwane więzadło krzyżowe w kolanie, uszkodzona łąkotka, rehabilitacja, problemy z powrotem do optymalnej dyspozycji… W czasach pierwszego pobytu Jose Mourinho w Chelsea, Essien był jednym z najważniejszych elementów układanki Portugalczyka. Pracowity i silny „Bizon” z nawiązką odpłacał się za zaufanie i 40 milionów euro, które londyńczycy zapłacili Francuzom z Olympique Lyon. Gdzie się podziała ta suma? Najprawdopodobniej dzięki problemom zdrowotnym Essiena uległa deflacji. Ghańczyk w ostatnim sezonie spełniał rolę – za przeproszeniem – zręcznej zapchajdziury na wypożyczeniu w Realu Madryt, by na pół roku wrócić do Chelsea i wreszcie wskoczyć na pokład tonącego Milanu. Ciekawe tylko, czy uda mu się zaadaptować albo w ogóle przejść testy medyczne.
Świetnie zapowiadał się młodziutki Sergio Canales – motor napędowy Racingu Santander, na którego zakusy czyniły największe europejskie kluby. Najlepszą ofertę złożył Real Madryt. Co prawda nie przebił się do pierwszego składu Królewskich, ale można było to wytłumaczyć zbyt silną konkurencją. Canales trafił na wypożyczenie do Walencji i już we wrześniu 2011 roku zmuszony był pauzować przez sześć miesięcy. Jaki był to rodzaj kontuzji? Sami-Wiecie-Jaki. Canales wrócił i już w piątym spotkaniu po powrocie rzeczywistość postanowiła mu dopiec po raz kolejny. Kontuzja kolana została odnowiona. Młody Hiszpan nadal gra dla Valencii, ale można się tylko głośno zastanawiać, gdzie byłby teraz, gdyby nie zerwane pasemko z tkanki łącznej.
Na krawędzi
Byli jeszcze Breno i Sebastian Deisler z Bayernu Monachium. Świetnie zapowiadający się młody brazylijski obrońca ostatecznie nie podbił Europy. Na wypożyczeniu w FC Nuernberg, po brutalnym faulu Stefana Reinartza, doznał zerwania więzadeł krzyżowych i zmuszony był pauzować całe sześć miesięcy, co niewątpliwie miało swój wpływ na późniejsze problemy psychiczne Brazylijczyka. Gdzie teraz jest Breno, wiemy chyba wszyscy – odsiaduje wyrok za podpalenie swojego domu. Co do Deislera… Jego historię świetnie opisał Kamil Rogólski . Dodajmy, że urazy kolana Deislera to między innymi wspominane zerwanie więzadeł krzyżowych.
Nie zapominajmy o Kubie Błaszczykowskim, który zasługuje na szczere wyrazy wsparcia i przed którym długi, ciężki proces rehabilitacji (KLIKNIJ) .
Czy trzeba dodawać coś więcej? Można chyba tylko przytaczać kolejne nazwiska i kolejne piłkarskie/ludzkie dramaty i kolejne bolesne epizody w karierach często młodych, fenomenalnych piłkarzy. Esteban Granero, Marc Muniesa Abou Diaby, Pepe… Lista jest długa, nie starczy miejsca. Znamy piłkarzy, których kariery zniszczyły nałogi, złe nawyki, kłótnie, trudne charaktery. O wiele bardziej przykre jest czytanie o Deislerze czy Falcao, który ma nikłą szansę powrotu do optymalnej dyspozycji w niecałe pięć miesięcy.