Konkwistador

Decydując się na transfer do Serie A, Fernando Llorente zagrał Va banque. Przez zawziętych działaczy w Bilbao i media żerujące na skrajnych emocjach, rosły napastnik stał się obcym w klubie, w którym grał od 11. roku życia. W ostatnim sezonie w Athletic z gwiazdora i lidera zdegradowano go do rezerwowego. „Śmierć hiszpańskiemu bękartowi” – napisał ktoś na drzwiach klubowego sklepiku. Po szesnastu latach i ponad setce zdobytych bramek, pożegnał go lakoniczny komunikat na stronie Athletic, który w dodatku odnosił się również do Fernando Amorebiety odchodzącego do Fulham. Ambitny napastnik nie odwracając się za siebie, wyruszył na podbój Półwyspu Apenińskiego.

HDP-RGOL-640x120

Zmiana klubu odbyła się bezgotówkowo i została oficjalnie ogłoszona już w styczniu, więc przybycie wysokiego Baska do Turynu w lipcu nie wywołało takiego szału jak chociażby transfer Carlosa Teveza i przejęcie magicznej 10-tki po Del Piero. Llorente został powitany ciepło, ale jego nazwisko mało kogo elektryzowało. Media skupiły się na jego poświęceniu: zamiast korzystać z wakacji ćwiczył z prywatnym trenerem, żeby być w dobrej formie już na pierwszych treningach w Juve, od miesięcy uczył się włoskiego i kiedy w trakcie swojej pierwszej wizyty w siedzibie klubu spotkał Andreę Pirlo, mógł uciąć sobie z dyrygentem drugiej linii krótką pogawędkę. Redakcja turyńskiego dziennika „Tuttosport” nazwała go konkwistadorem, który jeszcze nie kopnął piłki, a już podbił całe środowisko Bianconerich. Jak na złość, kiedy Llorente w końcu futbolówkę kopnął, zaczęły się problemy.

Dryblas nieprzyzwyczajony do prawdziwej szkoły życia, którą swoim podopiecznym funduje Antonio Conte, blednął w oczach z każdym treningiem. Kiedy drużyna wyleciała do Stanów Zjednoczonych, piłkarze po wyczerpującym locie ledwo rzucili swoje rzeczy do hotelowych pokoi, a trener zarządził pierwszy trening. Llorente zgasł, piłkę przyjmował na trzy metry, nie potrafił wstrzelić się w bramkę i w kolejnych sparingach otrzymywał coraz mniej minut na boisku, aż w końcu wylądował na ławce. Pierwsze kolejki Serie A oglądał z tego miejsca, a ten sam „Tuttosport” zamieścił na okładce jego zdjęcie z pytaniem „Czy jest tylko ładny?”. Media rozpisywały się na temat możliwości odejścia zawodnika, który dwa miesiące wcześniej ledwo dołączył do drużyny. Sam „Król Lew” po czasie przyznaje, że różne dziwne myśli przechodziły mu przez głowę. Poświęcił wszystko co miał w Bilbao, żeby pojawiać się na boisku w okolicach 90 minut albo wcale? Antonio Conte uspokajał dziennikarzy: „Fernando nie jest jeszcze gotowy, dlatego nie gra”.

CZYTAJ TAKŻE: Rodrigo Palacio – zabójczy kucyk Interu

W końcu nastąpił przełom, jak opisuje sam Bask, jego organizm „przestawił dźwignię” i przyjął nową rzeczywistość. Rosły napastnik otrzymał swoją szansę w meczu z Hellasem Werona i pierwsze celne dośrodkowanie zamienił na kapitalny strzał głową. Bramkarz rywali był bez szans, trybuny wiwatowały, a Llorente mógł unieść w górę zaciśniętą pięść. Od tamtej pory wychodził na boisko znacznie częściej, aż stał się pewniakiem w jedenastce Conte. Imponował walką w powietrzu, odegraniami do partnerów i zaczął dokładać kolejne trafienia. Dwukrotnie ukłuł Real Madryt, był niekwestionowanym zawodnikiem meczu z Livorno, pierwszego gola zdobywając samemu, przy drugim wykładając Tevezowi piłkę jak na tacy, w doliczonym czasie gry zdobył zwycięską bramkę przeciwko Udinese, a ostatnio świetnym trafieniem uratował remis z grającym w przewadze jednego piłkarza Lazio. „Nie ma znaczenia, jak będziesz krył Llorente, on zawsze dojdzie do sytuacji strzeleckiej” – powiedział po meczu Edy Reja, trener rzymian. Kiedy Carlitos Tevez nie potrafi znaleźć drogi do siatki w 2014 roku, Fernando Llorente zdobył cztery bramki w trzech ostatnich starciach. Ogółem ma na koncie dziewięć ligowych trafień, z których większość była kluczowa dla wyniku. TUT AJ zobacz jak Juve zmiażdżyło Inter!

Dziś trudno sobie wyobrazić „Starą Damę” bez Llorente. Bask jest jednym z decydujących ogniw w układance Antonio Conte. Odnalazł się we Włoszech i może przesądzać o losach spotkań. Jest z całą pewnością najlepiej grającym w powietrzu napastnikiem w Serie A, zdaniem „Corriere dello Sport” nawet w całej Europie. Rzymski dziennik opublikował kilka dni temu zestawienie najlepszych strzelców bramek z powietrza ostatnich pięciu lat, któremu przoduje właśnie Llorente z 31 trafieniami. Drugi jest Cristiano Ronaldo, który zdobył w ten sposób 22 bramki, a trzeci Mario Mandzukić jedną mniej. W dzisiejszej piłce zdominowanej przez napastników szybkich, technicznych wirtuozów dryblingów, dwumetrowego Llorente wygrywającego według Whoscored.com co drugą górną piłkę, ogląda się z niedowierzaniem, że klasowa drużyna wciąż może mieć tak wiele korzyści z tego typu atakującego. TUTAJ przeczytasz czemu Lewandowski jest lepszym napastnikiem niż Mandżukić!

fot. mundodeportivo.com

HENRYK PISZCZEK

HDP-RGOL-640x120

Pin It