Kilka słów o starcie ekstraklasy

Co prawda wczoraj na naszej stronie pojawiła się już relacja ze startu ekstraklasy ( tutaj ), ale początek sezonu to ten wyjątkowy okres, gdy w naszych głowach pojawia się masa wniosków po pierwszych meczach (i z reguły nie są to przemyślenia pozytywne), a towarzyszy jej niesamowita chęć, by owymi myślami podzielić się z innymi. Podobnie jest w moim przypadku, ale do rzeczy. Choć wczorajsze mecze Zagłębia z Pogonią i Wisły z Górnikiem rozczarowały, to głód ogląda nia rodzimej piłki jest tak duży, że dziś z utęsknieniem czekamy na kolejne spotkania. Chcemy przekonać się, co pokaże beniaminek z Bydgoszczy, jak poradzi sobie Jagiellonia bez „Franka” ale ze Stokowcem, czy przedwczesne skazywanie na spadek Widzewa znajdzie potwierdzenie na boisku, a także ile prawdy było w komplementowaniu nowych nabytków Legii. I choć pewnie nic odkrywczego nie zobaczymy, to jutro o tej porze z zafascynowaniem będziemy komentowali udany rajd Quintany czy celne podanie Plizgi. W erze pikującego poziomu polskiego futbolu, cieszą nas małe rzeczy. Takie to już uroki naszej ekstraklasy. Ale dziś słów pochwały będzie niewiele, bo na wyróżnienie zasłużyli tylko nieliczni.

***

Przed rozpoczęciem meczu Zagłębie-Pogoń, eksperci z całej Polski zgodnie powtarzali – lubinianie w końcu sprowadzili sprawdzonych Polaków, Hapal zaczął wykorzystywać juniorów, finansowo wciąż wyglądają dobrze, więc w tym roku bankowo powalczą o puchary. I nagle – BUM, dwa gole w pół godziny od Pogoni. Od tej samej Pogoni, która przez wielu typowana była do spadku, z której śmiano się, że jej liderem jest podstarzały grubasek z Brazylii. Rzecz jasna za wcześnie jest by mówić, że „Miedziowi” tradycyjnie już jesienią będą grać piach, ale start sezonu wyszedł im jak zwykle, czyli beznadziejnie. Zagłębie wyglądało FATALNIE. Masa nieudanych podań, problemy z dokładnym przyjęciem piłki, wiecznie spóźnieni obrońcy i beznadziejny Robert Jeż. Słowak w Lubinie powoli zapomina jak się gra w piłkę, a przecież jeszcze kilka lat temu w barwach Górnika  wychodziło mu to całkiem dobrze. Ale nie ma co zrzucać winy tylko na Jeża, bo zawiedli wszyscy. Nie wspomnę już o tym nieszczęsnym Rymaniaku, ale sporym zaskoczeniem in minus był dla mnie występ Jiriego Bilka. Gość, który w poprzednim sezonie pokazywał się z całkiem dobrej strony, wczoraj kompletnie rozczarował. Pozostaje mieć nadzieję, że Pavel Hapal – de facto najlepiej opłacany szkoleniowiec w ekstraklasie –  skutecznie wstrząśnie zespołem i zacznie udowadniać swoją przydatność dla klubu (choć wydaje się, że i tak nadużył już cierpliwości działaczy). Czas najwyższy.

Na drugim biegunie jest dziś Dariusz Wdowczyk, który dokonał rzeczy – może nie niemożliwej, ale na pewno niespodziewanej. Bo, choć Pogoń już jesienią zeszłego sezonu pokazała, że nie samymi indywidualnościami drużyna żyje, to wiosną jakby kompletnie o tym zapomniała, zasługując na miano najgorszego zespołu rundy. Zmiana trenera też wówczas niewiele pomogła i szczecinianie dogorywali w ekstraklasie licząc na trochę szczęścia i potknięcie się kogoś z dwójki Bełchatów-Podbeskidzie. Wtedy się udało, ale teraz w kontekście kandydatów do spadku dużo mówiło się właśnie o „Portowcach” i mimo, że Pogoń nie zaprezentowała wczoraj jakiegoś galaktycznego futbolu, to konsekwentną grą pokazała rywalom plecy. Wdowczyk przyjechał do Lubina jak po swoje, jego zespół szybko wykorzystał boiskową indolencję Gliwy, a następnie skutecznie odpierał nieudolne ataki rywala, co jakiś czas groźnie kontrując. Szczególne gratulacje należą się Akahoshiemu (kto go wziął w Fantasy na kapitana, powinien przejść się do bukmachera), Dąbrowskiemu i Lewandowskiemu. W Pogoni na minus jedynie Djousse, ale ten piłkarz nigdy wyjątkowym napastnikiem nie był. No, i niestety niewiele pokazał również Danjiel Ljuboja. Od następnego meczu, w ataku powinien wystąpić więc Tomasz Chałas, który w z całą pewnością da drużynie więcej od wspomnianej dwójki.

O 20.30 czekał nas hit dnia, który hitem okazał się być tylko z nazwy. O meczu Wisły z Górnikiem, nie ma co się rozpisywać, można jedynie powiedzieć, że się odbył. Kompromitująco słabo zaprezentował się Ostoja Stjepanović, który już po dziesięciu minutach aspirował do zmiany. Garguła w ataku to oczywiście jakieś nieporozumienie, ale z braku laku ktoś na tej pozycji wystąpić musiał. Brak Wilka, który ambicją dorównuje nastoletnim wychowankom zapieprzającym za dwóch na boiskach w pierwszej lidze, to jednak chyba największa pomyłka Smudy. W ekipie „Białej Gwiazdy” dobrze zaprezentował się tylko Arkadiusz Głowacki, a kilka niezłych zagrań pokazali Stolarski i Chrapek. Po drugiej stronie bezzębny Nakoulma, „Sobol”, który lepiej niż na boisku wyglądał na oprawie kibiców Wisły i ciekawy Kosznik. Górnikowi może trochę bardziej się chciało, może naprawdę chcieli zdobyć te 3 punkty, ale (bardzo długimi) momentami widać było brak umiejętności. A Wisła? Wydaje się być zadowolona z remisu. Z bezbramkowego remisu, po słabej postawie, z Górnikiem Zabrze na własnym stadionie. Wciąż ciężko w to uwierzyć.

Dziś dwa kolejne spotkania. Tak naprawdę nie ma znaczenia kto z kim gra, bo my i tak znów z zapartym tchem zasiądziemy przed telewizorem, z włączonym twitterem, w międzyczasie zerkając co nowego dzieje się na rynku transferowym. Tak to już z naszą ekstraklasą jest. Z nią źle, ale bez niej jeszcze gorzej.

WIKTOR DYNDA

Pin It

  • Noznyblog

    Dwie sprawy. Po pierwsze, jakby nie patrzeć, najgorszą drużyną wiosny był Widzew a nie Pogoń. Druga to taka, że stadion w Lubinie nie nosi już nazwy „Dialog Arena”.

    • Wiktor Dynda

      Dzięki za czujność, już poprawione.