Dotychczas Kostaryka kojarzyła nam się głównie z egzotyką na drugim końcu globu oraz z jej towarem eksportowym – bananami, którymi zajada się cały świat. Z daleka od błysku reflektorów i medialnego szumu wywieziono do Europy jeszcze jeden towar, znacznie bardziej luksusowy – najlepszego bramkarza w Primera Division. Brzmi absurdalnie? Być może, ale liczby nie kłamią, a matematyki nie oszukasz – panowanie królowej nauk trzeba po prostu uznać.
Nie Thibuat Courtois, nie Diego Lopez, ani nie Victor Valdes, tylko nieznany przed sezonem szerszej publiczności Keylor Navas z Levante może pochwalić się mianem najlepszego golkipera hiszpańskiej ekstraklasy. Nie będziemy się tutaj godzinami rozpisywać o suchych liczbach – znajdziecie je przecież na poniższej infografice.
Pierwsze kroki w stronę poważnego futbolu Keylor Navas stawiał w zespole Deportivo Saprissa, jednym z najlepszych klubów w strefie CONCACAF, w którym zadebiutował na niespełna miesiąc przed 19. urodzinami, a także pojechał w roli rezerwowego na Klubowy Puchar Świata do Japonii, gdzie jego koledzy wywalczyli brązowy medal. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że hiszpańskie kluby uważnie sondują rynek Ameryki Łacińskiej, gdzie dobrych zawodników jest na pęczki, a ceny są śmiesznie niskie, dlatego prędzej czy później niezwykle utalentowany zawodnik musiał znaleźć się w orbicie zainteresowań klubów ze Starego Kontynentu.
CZYTAJ TAKŻE: La Decima poza zasięgiem Realu!
W 2010 roku do walki o etatowego już reprezentanta Kostaryki włączyła się… Wisła Kraków. Ówcześni wicemistrzowie Polski, mający problem z obsadą bramki, byli zdecydowani na pozyskanie zawodnika i, jeśli wierzyć mediom relacjonującym tamte wydarzenia, byli bardzo blisko sfinalizowania transferu, ostatecznie jednak Navas trafił do hiszpańskiego Albacete. Dobre występy w Segunda Division zaowocowały najpierw wypożyczeniem, a później – wykupieniem bramkarza przez występujące szczebel wyżej Levante za oszałamiającą kwotę… 150 tysięcy euro. Na możliwość regularnej gry w Primera Division musiał jednak poczekać do końcówki sezonu 2012/13, natomiast z uzyskaniem rangi bohatera ligi Kostarykanin „zwlekał” aż do tegorocznej kampanii.
Wytłumaczenie tej eksplozji formy może być bardzo banalne – gdy pojawiły się podejrzenia o korupcję, szefostwo zdecydowało się na wymianę kadry, a rządzący do tej porą linią obrony Gustavo Munua chciał odejść. Gdy mówiono o potrzebie sprowadzenia nowego bramkarza, pojawiły się opinie, że siedzący na ławce bramkarz z Kostaryki świetnie radzi sobie na treningach, że jest wręcz ukrytą perłą, która ostatecznie dostała w tym sezonie szansę gry. Oczywiście, jest to dopiero jego pierwszy sezon na tym poziomie i zasadne jest pytanie, czy w kolejnym utrzyma formę, jednak w tegorocznych rozgrywkach udaje mu się to znakomicie.
Piotr Laboga dla FootBaru
Postawienie na hiszpańskiego średniaka kosztem wielokrotnego mistrza Polski było strzałem w dziesiątkę. Trudno bowiem wyobrazić sobie lepszą możliwość do wypromowania się przez bramkarza, jak tylko występowanie w ligowym przeciętniaku przeciwko tuzom pokroju Atletico, Barcelony czy Realu i doprowadzanie ich gwiazd do wściekłości. Linia defensywna Levante jest jaka jest – zagwarantowała Navasowi blisko dwa razy więcej interwencji niż innym bramkarzom z czołówki zestawienia. Dla gościa o takich możliwościach – idealna okazja do autopromocji. Dla klubu – szansa na łatwe i stosunkowo szybkie wzbogacenie się. Bo przecież jak długo taki grajek jest w stanie grać w tak przeciętnym, jak na hiszpańskie warunki, zespole?
Navas jest bardzo szybki, zwinny, pewny siebie i skupiony na tym, co robi. O żadnym bramkarzu nie słyszałem aż tylu opinii, wszystkich w niespotykanych superlatywach. Mówi się, że jego usługami zainteresowane jest Atletico Madryt, gdyby do Chelsea powrócił Thibuat Courtois, a sam zainteresowany zapewne opuści Levante, ponieważ raczej nie dogada się z klubem w sprawie nowego kontraktu. Przejście do większego zespołu byłoby dla niego podwójnym wyzwaniem, ponieważ nie tylko musi potwierdzić fenomenalną formę z tego sezonu, ale także spotka się z presją, która zespołowi z Walencji jest nieznana. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że gdyby nie jego postawa, Levante broniłoby się dzisiaj przed spadkiem. Nie byłaby to może sytuacja dramatyczna, ale to, że ostatnie mecze będą dla klubu o nic, jest zasługą Keylora Navasa. Nie bez powodu mówi się o nim Salvador – zbawca.
Piotr Laboga dla FootBaru
Na naszych oczach facet znikąd podbija właśnie w ekspresowym tempie czołową ligę świata. Wyczyn tym bardziej warty uwagi, że Keylor Navas mógł przecież objadać się teraz zakrzywionymi żółtymi przysmakami i spijać śmietankę w ojczyźnie lub pójść śladem Paulinho i przepaść w polskiej mizerii. I choć to dla niego dopiero pierwszy sezon w poważnym europejskim futbolu, śmiało możemy już teraz powiedzieć, że republika bananowa wydała nam na świat przepyszny owoc – bramkarza… niebanalnego.
BARTŁOMIEJ KRAWCZYK
Fot. Es.levanteud.com