Marc Muniesa podpisał kontrakt ze Stoke City. Teoretycznie – nic w tym dziwnego. Były głęboki rezerwowy Barcelony zasilił szeregi angielskiego przeciętniaka. Gdy jednak przyjrzeć się obu zespołom, to, raczej mało znaczące wydarzenie, nabiera innych barw.
Sprowadzając Hiszpana, Mark Hughes daje kolejny już sygnał nadchodzących zmian w Stoke. Zbliża się koniec pewnej ery. Koniec „The Potters” jakich znamy i niekoniecznie kochamy, niemniej stanowiących pewnego rodzaju folklor w coraz bardziej podatnej na obce wpływy Premier League.
Wychowanek La Masii, wieloletni gracz Dumy Katalonii, młodzieżowy reprezentant Hiszpanii w tym specyficznym klubie z północy Anglii to przedziwna konfiguracja. Rafał Stec w jednym ze swoich felietonów pisał o jego wymarzonym spotkaniu. FC Barcelony kontra Stoke City. Zastanawiał się, która filozofia miałaby większą siłę przebicia. Rozstrzygnąć miało to, gdzie piłka częściej by się znajdowała: na ziemi, czy…kilkadziesiąt metrów ponad głowami zawodników.
To zdumienie wywołane podpisaniem kontraktu z tym zespołem przez Muniesę ma podłoże w dwubiegunowości obu zespołów. Barcelona, w swoim szczytowym okresie, była symbolem futbolowego piękna i wszystkiego, co znajduje się w szerokim pojmowaniu słowa „technika”. Stoke zaś gra na stadionie o nazwie Britannia. Brytania to nazwa Wysp Brytyjskich wymyślona jeszcze przez starożytnych Rzymian. Ekipa Tony’ego Pulisa miła zaś wiele wspólnego z historią. „The Potters” swoją grą od lat przenosili nas do lat 80′ XX wieku, gdy na Wyspach królowało kick and rush. Koncepcja z czasów premier Margaret Thatcher, w miarę trzeźwego Paula Gascoigne’a i nie mającego nic wspólnego z aktorstwem Vinny’ego Jonesa. Piłka tak długo, jak posiada ją dziś podczas meczu „Duma Katalonii”, znajdowała się ponad głowami piłkarzy. A zapewne także kibiców, na pewno tych z pierwszych rzędów. Niemniej, tak jak anachronizmem jest dziś muzyka Pet Shop Boys, tak niebawem może odejść do lamusa dotychczasowa filozofia Stoke.
Zaczęło się od odejścia kierowcy wehikułu czasu – Emmeta Browna ligi angielskiej, Tony’ego Pulisa. Po dwóch kadencjach, łącznie 10 latach, Walijczyk opuścił Britannia Stadium. Skuteczny na miarę możliwości i aspiracji drużyny styl gry znudził się prezesowi Peterowi Coatesowi. Pulis to człowiek niewątpliwych zasług, wszak doprowadził Stoke do Premier League. Szef „The Potters” najwidoczniej uznał jednak , że 55-latek zrobił swoje. Dalej wózka nie pociągnie, wypracowanego poziomu już nie przeskoczy. Anglicy już tak mają. Winstona Churchilla, jednego z architektów zwycięstwa nad państwami Osi, na stanowisku premiera zastąpił Clement Attlee. Bo, jak sądzili wyborcy, kto inny nadaje się na czas pokoju, a kto inny na czas wojny. Tak jak w Stoke.
Twarzą nowego oblicza 13. drużyny ligi angielskiej ma być Mark Hughes. Rodak Pulisa ma dwa wyjścia. Może zignorować delikatne sugestie Coatesa i uzyskać bezpieczne, gwarantujące utrzymanie w lidze status quo. Może też spróbować drewniane Stoke nieco rozruszać. Póki co, zanosi się na to drugie. Dowodem są transfery Erika Pietersa i wspomnianego Muniesy. Jak każdy porządny trener, Walijczyk buduje zespół od tyłu. Stoke w tym okienku transferowym zyskało już dwóch obrońców. Obrońców nienagannych technicznie, mających inklinacje do gry ofensywnej. Przybyli defensorzy umiejących piłkę z własnej połowy wyprowadzić, a nie bezwładnie wywalić lagę w kierunku Petera Croucha czy Kenwyne’a Jonesa. Następni na liście życzeń są już piłkarze z pierwszej i drugiej linii: Roque Santa Cruz oraz Stephen Ireland.
Mark Hughes dotychczas nie błyszczał w karierze szkoleniowej. Jako piłkarz grał dla Manchesteru United, FC Barcelony, czy Bayernu Monachium. Szczyt kariery menedżerskiej to na razie Manchester City, już tego przebogatego, jednak konflikt z szejkiem Mansourem prędko zakończył tę ledwie dwunastomiesięczną przygodę. Ostatnia praca w Queens Park Rangers to katastrofa – 12 pierwszych meczów w plecy i wyjazd na taczce z Loftus Road.
Teraz jednak Walijczyk stanie być może przed najciekawszym zadaniem w karierze. Zadaniem autorskim, z cichym przyzwoleniem prezesa na rewolucję. Hughes ma wprowadzić Stoke do piłkarskiego XXI wieku. Jak zakończy się małżeństwo siermiężnych „The Potters” z nowoczesnym futbolem? Czy nowa koncepcja da im utrzymanie, czy może zmiany spowodują walkę o nowe cele? Odpowiedź zaczniemy poznawać za 44 dni.
Tomasz Gadaj