Katalońska sjesta – (Tiki)Tata Martino

Miliony wymienionych podań i setki strzelonych bramek. Miażdżąca przewaga w posiadaniu piłki, celności zagrań i ilości strzałów. Niezachwiana fundamentalna zasada gry szybką piłką po ziemi. Barcelona Pepa Guardioli zdobyła dzięki tym atutom wszystko, co mogła i jeszcze trochę. Ale nikomu nie trzeba uświadamiać, że ta formuła się wypaliła a najdobitniejszym na to dowodem była kompromitacja w półfinale Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium. Nadszedł definitywny koniec ery  katalońskiej Tiki-Taki. Teraz nadchodzi jednak zupełnie nowa filozofia, która może zastąpić tę poprzednią wielką Barcelonę na pozycji krwiożerczej bestii terroryzującej piłkarską Europę. Wszystkie znaki na niebie, ziemi i hiszpańskich boiskach jednogłośnie zwiastują nadejście Taty. Tiki-Taty.

Od samego początku pracy Gerardo Martino na Camp Nou można było odnieść wrażenie, że coś w Barcy wreszcie zmierza ku dobremu. Gerardo Martino bowiem przybywając do Katalonii nie wziął się za z góry skazane na niepowodzenie próby reanimacji ledwo dyszącej Barcy Pepa Guardioli, ale – czy to z rozsądku, czy też z litości – dobił ją. A w to obumarłe ciało tchną zupełnie nowego, zgoła innego ducha futbolu. A dobitnym dowodem tej przemiany był niedawny, wygrany 4:0 wyjazdowy mecz Barcy z Rayo Vallecano, w którym Katalończycy po raz pierwszy od 2007 roku nie mieli (!) nad rywalem przewagi w posiadaniu piłki.

Jakiś czas temu w Katalońskiej sjeście pisałem, że dobra dyspozycja Alexisa Sancheza jest efektem dobrej pracy i pozytywnego wpływu Gerardo Martino zarówno na poszczególnych zawodników Blaugrany jak i cały zespół Barcelony. Z każdym meczem Barcy upewniam się w tym przekonaniu. Przyznam, że sposób w jaki Tata wprowadzał do zespołu Neymara nie bardzo mi się podobał. Odnosiłem wrażenie, że Martino nie tyle dba o psychikę Brazylijczyka, ile zostawia sobie wentyl bezpieczeństwa i wymówkę na słabsze mecze: „Jeszcze nie wszyscy gracze są gotowi do sezonu…”. Nie dowiemy się już, czy Neymar rzeczywiście potrzebował tak długiego okresu adaptacyjnego, ale wiemy za to, że na pewno nie zaszkodził on ani samemu Brazylijczykowi, ani drużynie, zatem nie ma sensu tego rozstrząsać. Była gwiazda Santosu może nie jest w życiowej formie, ale pokazuje umiejętności i nie wzbudza w kibicach Barcelony transferowego niesmaku.

Kiedy Barca po tym złotym okresie zaczęła nie bardzo boleśnie, acz dosyć spektakularnie spadać z europejskiego szczytu, wpadła w prowadzące do zagłady błędne koło. Krytycy mówili „Barca nie umie już wygrywać ważnych meczów”. Barca nie wytrzymywałą presji, nie wygrywała ważnego meczu i sama zaczynała wierzyć, że nie umie, co powodowało, że krytycy się nakręcali, a Blaugrana jeszcze gorzej radziła sobie z ważnymi spotkaniami. I kiedy oglądałem biedaków z Camp Nou, jak męczyli się z PSG zarówno na Parc des Princes, jak i u siebie, jak widziałem bijących głową w mur podopiecznych Vilanowy w starciu z Bayernem nasuwała mi się jedna konkluzja – oni oduczyli się strzelać bramki. Jeśli udawało się  rozmontować obronę rywala Tiki-Taką, to działo się to albo ze słabym rywalem, albo w ogóle. Gdy przzychodziło do starcia z wymagającą drużyną Barca zdobywałą bramki albo z kontry, albo przypadkiem albo – znów – w ogóle.

Oczywiście – Blaugrana w tym sezonie nie miała okzaji jeszcze skonfrontować się na poważnie z naprawdę wymagającym rywalem, ale mimo to gdy patrzę na ten zespół mam wrażenie, że dzięki argentyńskiemu trenerowi ci zawodnicy odzyskali wreszcie  radość, łatwość i przede wszystkim umiejętność zdobywania goli. A przecież o to właśnie w tej grze chodzi. Dodatkowo mały kryzys Realu Madryt na starcie rozgrywek sezonu 2013/2014 chcąc nie chcąc zadziałał pozytywnie na psychikę Katalończyków, którzy odzyskują pewność w swój geniusz i ponadprzeciętność.
Posłużę się piłkarskim frazesem, od którego jednak nie da się uciec, bo tak naprawdę cała gadanina o futbolu sprowadza się do jednego – wszystko zweryfikuje boisko. W tym wypadku będzie to boisko na stadionie Camp Nou, na które 26 października skierujemy wzrok aby obejrzeć wielkie Gran Derbi. Ten mecz będzie miał niesamowite znaczenie psychologiczne. Real może pokazać, że te parę wpadek na początku sezonu, to tylko chwilowa dekoncentracja, zaś Barca ma szansę udowodnić, że naprawdę są w drodze powrotnej na piłkarski Olimp i pogrążyć Madryt w jeszcze większym smutku. Tak więc raz jeszcze – wszystko zweryfikuje boisko…

MICHAŁ SIWEK

Pin It

  • oLe

    rozczaruje Cie, Barca gra dokladnie tak samo jak grala sezon temu, jedyna roznica jakiej bym sie doszukiwal to postac samego trenera – nic wiecej.