Kameleon Rodgersa

Zróżnicowanie taktyczne Liverpoolu w obecnym sezonie jest niesamowite. Wraz ze stylem gry „The Reds” ciągle zmienia się także Brendan Rodgers. Niegdysiejszy oddany fan barcelońskiej tiki-taki, dziś drużyny grające jak Swansea za jego kadencji łamie z taką samą częstotliwością jak Luis Suarez przepisy boiskowe.

HDP-RGOL-640x120

Wczorajsze derby Merseyside ukazały nową, fascynującą twarz drużyny Rodgersa. Everton, mimo że grał bardzo poprawnie i wszystko wskazywało, że jest gotów równać się z rywalem zza miedzy, był zmuszony wyciągać futbolówkę z siatki aż czterokrotnie.
Paradoksalnie, największym ciosem dla „The Toffees” nie była strata pierwszego gola, lecz kontuzja swojej ofensywnej ściany – Romelu Lukaku. Utrata klasowego napastnika spowodowała, że cały plan Roberto Martineza posypał się w mgnieniu oka. Co prawda Everton próbował dalej grać zgodnie z wcześniejszymi założeniami trenera, ale brak jednostki pociągowej w ofensywie i świetna gra obronna Liverpoolu zniwelowała wszelkie pozostałe plusy przyjezdnych.

CZYTAJ TAKŻE: Szalone sześć minut na St Mary’s Stadium!

Doskonała organizacja w obronie była kluczem do pokonania Evertonu, który grał niezwykle ofensywną piłkę. Starał się, był agresywny i chciał nadać spotkaniu własny rytm. Podopiecznym Martineza w pewnym sensie to się udało. Dłużej utrzymywali piłkę przy nodze (69%-31%), podawali zdecydowanie więcej, a przy tym celniej (509/85%-328/79%). Także liczba dośrodkowań (23-5) i próby dryblingów (31-22) przemawiały na ich korzyść. Ale jak wiadomo statystyka to jeden z rodzajów kłamstwa. Przysłowie znów się sprawdziło – Liverpool uzbrojony w szybkich, nieustępliwych i głodnych goli zawodników wygrał spotkanie już w pierwszej połowie. Świetne kontrataki, przemyślane podania, znakomicie rozgrywane stałe fragmenty gry oraz szybkie przetransportowanie piłki z własnej połowy pod bramkę rywala musiałby przynieść efekt.

Everton, z kolei, był defensywną katastrofą. W obronie zachowywał się jak przedszkolak, który mierzy się z dwa razy wyższym i silniejszym rywalem z liceum. Duży wpływ miało na to zestawienie formacji obronnej „The Toffees”. Para stoperów Jagielka-Alcaraz grała ze sobą po raz pierwszy (i po tej klęsce zapewne ostatni). Spowodowane było to nieobecnością Colemana oraz Distina, ale nie powinno być to usprawiedliwieniem tak kiepskiej dyspozycji zawodników w niebieskich koszulkach. Liverpool bowiem rozgrywał mecz bez Aggera, Johnsona, czy Jose Enrique, którzy, w normalnych okolicznościach, zapewne wyszliby na boisko od pierwszej minuty.
Najlepszym podsumowaniem gry obronnej Evertonu była akcja z 70. minuty i kontra Liverpoolu. Zawodnicy Rodgersa mieli świetną okazję na podwyższenie wyniku (nie wykorzystał jej Sturridge). Akcja ta pokazała jednak jak bardzo niezorganizowani byli wczorajszego wieczoru defensorzy Evertonu. Jagielka i spółka dali Liverpoolowi aż 10 sekund na rozegranie swojej akcji i narazili się na utratę kolejnej bramki. W futbolu 10 sekund to wieczność i żadna drużyna nie może dać tyle rywalowi. Dyspozycja piłkarzy Evertonu dziwi o tyle, że dotychczas przegrali oni tylko dwa spotkania i stracili tylko 20 bramek, co plasowało ich pod tym względem na trzecim stopniu podium w całej Premier League.

CZYTAJ TAKŻE: Bale i Rooney w jednej drużynie?

W tym sezonie Liverpool to drużyna, która najlepiej z całej stawki adaptuje się do kolejnych rywali. Cała zasługa leży po stronie Rodgersa, który z tygodnia na tydzień staje się lepszym szkoleniowcem. Z tygodnia na tydzień obmyśla nowe rodzaje ustawienia swoich zawodników. I z tygodnia na tydzień coraz sprawniej rozpracowuje taktykę przeciwnika.
Problemem do upragnionych sukcesów może być tylko wąska kadra. Ale po awansie do fazy grupowej Champions League zapewne także to się zmieni.

KUBA CZYŻYCKI

HDP-RGOL-640x120

Pin It