Miała być walka o Mundial, a wyszło… jak zawsze. Choć Franciszek Smuda zostawił gotową drużynę, a Waldemar Fornalik układa ją na swój sposób od paru dobrych miesięcy, biało-czerwoni są za słabi na Mołdawię. Wprawdzie do potęg ona nie należy, w prosty sposób jednak wybiła nam mistrzostwa świata z głowy.
O ile jeszcze na początku meczu biało-czerwoni prezentowali się dobrze – strzelili bramkę, stwarzali sytuacje – o tyle z czasem grali coraz gorzej. Fatalnie prezentowała się przede wszystkim obrona, którą Mołdawianie jednym wręcz zrywem rozrywali w każdą stronę. Boczni obrońcy często wracali zbyt późno (na przykład: bramka Mołdawii i zagubiony Wawrzyniak; atak Mołdawii i powrót Zielińskiego, który zalepia dziurę po Jędrzejczyku). W formacji defensywnej panował duży chaos, było wiele niedokładności. Oddajmy jednak królowi co królewskie, bo Bartosz Salamon prezentował się naprawdę wybornie. Z tyłu tylko on „ogarniał”.
Formacja pomocy we wczorajszym meczu wyglądała jak zaprogramowana. Podbiegnij kawałek, zagraj na skrzydło, wrzuć w pole karne. Tak wyglądało 99% ataków naszej reprezentacji. Zdecydowanie należy doszlifować ten ostatni element, bo większość dośrodkowań nie znajdowała adresata lub był nim bramkarz gospodarzy, który notabene rozgrywał bardzo dobre zawody. Poza tym warto by te ataki urozmaicać. Brakowało tych wbiegnięć w pole karne – Błaszczykowskiego czy Koseckiego, z których przecież obaj słyną. Trzeba też przyznać, że gospodarze bronili się dosyć skutecznie. Z kolei uderzenia z dystansu, których biało-czerwoni próbowali dosyć często w drugiej połowie, były bardzo marnej jakości. Piłką z reguły obrywali siedzący za bramką kibice.
W pierwszej części gry kilkoma zrywami, z kontrataków, szybką akcją udało się stworzyć parę naprawdę dobrych sytuacji. Polacy jednak je nagminnie marnowali, a przecież – na co uwagę zwrócił po meczu selekcjoner – już po 30 minutach mecz mógł być rozstrzygnięty. Jest okazja trzeba ją wykorzystywać. Mołdawia potrafi.
W ataku znów bez błysku Robert Lewandowski. Ten, który w żółtej koszulce jest jednym z największych postrachów rywali, w czerwonej (ewentualnie białej) jest kimś zupełnie innym. Można mówić wszystko – że nie ma z kim grać, że nie ma okazji, ale… mija właśnie rok od czasu gdy „Lewy” strzelił bramkę w narodowych barwach profesjonalnemu rywalowi. Było to dokładnie na otwarcie EURO w meczu z Grecją, który notabene również zaczynał się wspaniale, a kończył beznadziejnie. W ogóle w meczach o punkty ten gol z Grekami był jedynym w karierze Lewandowskiego – tak, dalej wykluczamy mecze z kelnerami z San Marino. Poza tym obrońcy o nazwiskach Bordian, Epureanu, Armas, Golovatenco radzili sobie wczoraj z Robertem nie tak najgorzej, nieraz odbierając mu piłki. Widać było, że to na nim była skupiona ich uwaga, podwajali krycie, by tylko utrudnić Lewandowskiemu grę.
Brakowało walki, determinacji, a w pierwszej połowie szczególnie skuteczności. Mołdawia z kolei pokazała, że choć umiejętnościami odstaje, ambitną i twardą grą można wiele zdziałać.
Polska już podziękowała za walkę o Mundial. Nie przez niewiarygodnych rywali. Przez własną niezaradność. Niby mamy w składzie wielkie osobistości, ale kolejny trener nic nie potrafi z nich ulepić. Nie dajemy sobie rady z reprezentacją Mołdawii, dostajemy łomot na własnym boisku z Ukrainą. Nie potrafimy wygrywać. 19 kolejny mecz o punkty, a tylko 5 z nich wygrywaliśmy. Z czego trzy z San Marino… Ostatnia poważna wygrana w meczu o punkty to 11 października 2008 roku i 2:1 z Czechami. Jeszcze gorzej wygląda statystyka wygranych na wyjeździe. Tu wygrywamy tylko z San Marino, wcześniej z Azerbejdżanem. W 2006 roku, 15 listopada wygraliśmy w gościach z poważniejszą Belgią…
Remisami nie awansujemy na żaden turniej, a ględzenie „ta kadra ma potencjał” staje się nudne. Eliminacje mistrzostw świata 2014 możemy uznać za zakończone. O awans z grupy „H” biją się jeszcze Czarnogóra, Anglia i Ukraina. „Szanse na awans jakieś tam są, trzeba wierzyć, dopóki jakieś będą” – mówi kapitan naszej husarii. Z jakąś taką grą, którą proponuje nam obecna kadra to my możemy tylko mieć nadzieje, że rozbrat z turniejami potrwa krócej niż poprzednie 16 lat. „Jakiś progres jest” – dodaje Kuba. Po dobrym meczu i remisie z Anglią, beznadziejny remis z Mołdawią to jest raczej regres niż progres.
DOMINIK POPEK