Juan Arango – geniusz czy leń?

Czasami w piłce nożnej trafiają się gracze, których nie sposób sprawiedliwie i miarodajnie ocenić. Chodzi tu np. o tych, którzy przez cały mecz potrafią snuć się leniwie po murawie i nie wykazywać jakiejkolwiek energii, by nagle, nieoczekiwanie przyspieszyć i jednym zagraniem zadecydować o losach meczu. Ten opis pasuje idealnie do Juana Arango, skrzydłowego Borussii Moenchengladbach, który swoim stylem gry zaczyna nieco irytować. Trener niemieckiej drużyny, Lucien Favre, od kilku tygodni nie wie co z nim począć – nadal wystawiać do gry, czy może posadzić na ławce rezerwowych?

Z jednej strony kapitalna lewa noga, dla niektórych nawet najbardziej precyzyjna na świecie (co zresztą przyznał kiedyś sam Favre), zwłaszcza w aspekcie uderzania piłki. Rzuty wolne wykonuje perfekcyjnie, co więcej trafia z nich bezpośrednio do siatki częściej niż Cristiano Ronaldo. Ba, bez ogródek oznajmił nie tak dawno, że jest w tym od Portugalczyka lepszy. I to pomimo tego, że po treningach nie zostaje na dwie godziny dłużej, a raptem na kilka minut, by udoskonalać się w tym rzemiośle. Bo więcej jego zdaniem nie trzeba. Ma także świetny przegląd pola, nie raz potrafi zaskoczyć prostopadłym podaniem, tzw. no look passem , a nawet strzałem z dużej odległości, bo nie dość, że strzela celnie, to jeszcze bardzo mocno. I widzi tak wiele, że nie raz próbuje szczęścia nawet z czterdziestu metrów, bo zauważa, że bramkarz rywala wyszedł za daleko przed bramkę i jest szansa na przelobowanie go.

To wszystko atuty, które stawiają reprezentanta Wenezueli w bardzo jasnym świetle. Ale przecież każdy medal ma dwie strony i w przypadku Arango ta druga jest tak samo istotna. To zawodnik nieco kapryśny – rzadko wraca na własną połowę, by pomóc kolegom. Robi to właściwie tylko wtedy, kiedy mu się zechce. Sprawia wrażenie leniwego, a po prawdzie, nawet jeśli rusza na pełnych obrotach, to nie jest demonem szybkości. Wymowny był obrazek z przedostatniego meczu ligowego Borussii MG, kiedy rywalizowała u siebie ze swoją imienniczką z Dortmundu: goście mogli ten mecz spokojnie wygrać, bo ataki prawą stroną były dziecinnie łatwe. Tam w pojedynkę musiał sobie radzić Oscar Wendt, lewy defensor popularnych „Źrebaków”. Na wsparcie wenezuelskiego kolegi z drugiej linii, grającego po tej samej stronie boiska, nie mógł liczyć.

- Wygraliśmy ten mecz nieco szczęśliwie, ale muszę przyznać że nie jestem w pełni usatysfakcjonowany z gry mojej drużyny. Widziałem wyraźnie, że wśród moich podopiecznych byli tacy, którzy nie pasowali tempem gry do warunków dyktowanych przed Dortmund – podsumowywał wygrany 2:0 mecz Lucien Favre. Można się domyślać, że Szwajcarowi chodziło właśnie o Arango. Zapewne to on po ostatnim gwizdku wysłuchał w szatni najwięcej uwag. Brak dyscypliny taktycznej jest nie do zniesienia, szczególnie dla trenerów reprezentujących typową niemiecką filozofię piłkarską.

Po takim meczu jak ten z Dortmundem nie powinno się mieć dla Arango żadnej litości i jedynym słusznym rozwiązaniem powinno być odsunięcie od wyjściowej jedenastki. Tylko jak to zrobić, skoro Arango zawodzi przez niemal całe 90 minut, ale w ciągu ułamka sekundy potrafi stworzyć coś z niczego? Druga bramka dla Moenchengladbach, która dobiła rywali, była po części jego dziełem – to on idealnie wyłożył piłkę Raffaelowi. W ogólnym rozrachunku, gdyby przyjąć że wyznacznikiem wartości piłkarza jest liczba punktów w klasyfikacji kanadyjskiej, to Arango jest drugim najważniejszym piłkarzem BMG! Tylko rewelacyjny Max Kruse (5 goli, 5 asyst) znaczy więcej, niż Wenezuelczyk (2 gole, 4 asysty).

Favre musi mieć ambiwalentne odczucia wobec niesfornego pomocnika z Ameryki Południowej, ale w Bundeslidze, gdzie poziom staje się coraz wyższy, kreatywni piłkarze są na wagę złota. Trener musi mieć świadomość, że od skrzydłowego który biega za trzech i robi dużo wiatru na darmo, lepszy będzie taki, który większość meczu podrepcze, ale jak już zabłyśnie, to tak, że ręce same będą składać się do oklasków.

Na ławce BMG póki co nie widać graczy, którzy mogliby wskoczyć w miejsce Arango bez utraty jakości dla drużyny. I pewnie dlatego w minioną sobotę Arango znów zagrał od początku przeciwko Hercie Berlin, ale tym razem nie błysnął i Borussia Moenchengladbach przegrała w stolicy Niemiec 0:1. W 70. minucie Wenezuelczyka zmienił 20-letni Amin Younes, który jednak nie dostarczył dodatkowych argumentów trenerowi, by następnym razem zamieszać w wyjściowej jedenastce. Znamienne jest, że Favre postawił na Arango, a nie któregoś z jego konkurentów, pomimo jego męczącego powrotu samolotem z Ameryki Południowej po meczach reprezentacyjnych.

Ale to, że obecnie Arango jest bezkarny, nie znaczy, że sielanka będzie trwać w nieskończoność. Max Eberl, dyrektor sportowy BMG, nie marnuje czasu i szuka graczy, którzy zwiększyliby konkurencję na bokach pomocy. W oko wpadli mu Valentin Stocker i Mohamed Salah, którzy robią furorę w barwach FC Basel. Gdyby udało się sprowadzić obydwu naraz, pozycja Arango w klubie podległa by sporej degradacji. Jego kontrakt na Borussia Park wygasa z końcem bieżącego sezonu i musiałby się mocno sprężyć, aby otrzymać ofertę prolongaty na tak korzystnych warunkach jak do tej pory.

MICHAŁ MITRUT

Pin It