Nieprzeciętny, błyskotliwy, waleczny. To cechy, które najlepiej określają młodego Jese Rodrigueza. Nietrudno również wskazać, kogo madrycka perła przypomina swoją grą. Media i kibice są zgodni – Jese biega i drybluje jak Ronaldo, a strzela jak Raul. Jesteśmy świadkami narodzin nowej gwiazdy hiszpańskich boisk!
Młodzian z madryckiej La Fabrica długo czekał na swoją szansę. Już za czasów Jose Mourinho wyróżniał się w szeregach Castilli, ale ekscentryczny Portugalczyk nie dał Jesemu żadnej poważnej okazji na zademonstrowanie choćby próbki swych umiejętności. Mówiło się, że The Special One umyślnie ignoruje i nie chce widzieć wyraźnego rozwoju lidera rezerw Realu Madryt albo na przekór wszystkiemu i wszystkim, albo próbuje jeszcze bardziej zmotywować młodziutkiego atakującego do jeszcze lepszej gry.
Ile w tym prawdy – nie wiadomo, ale Jese w nowym sezonie do rywalizacji z najlepszymi podchodzi niezwykle zmotywowany i rywalizację tę jak na razie wygrywa; na ławce rezerwowych siedzi 30 milionów euro z Malagi kluczowych przecież na samym początku sezonu. Mowa oczywiście o Isco, którego pozycja w Madrycie z meczu na mecz słabnie i którego rola staje się coraz bardziej marginalna. Wszystko to za sprawą bohatera tekstu.
Jese zdobywał już bramki na Camp Nou, na San Mames i zapewniał drużynie zwycięstwo na Estadio Mestalla w starciu z Valencią. Były to bramki nieraz ważne – w Barcelonie ratował honor Królewskich, w Walencji zapewniał zwycięstwo, a w Bilbao otworzył wynik spotkania. Wczoraj błysnął po raz kolejny w potyczce z Villarreal. Może za wyjątkiem strzału na katalońskiej arenie wszystkie jego bramki przypominały te, które niedawno zdobywał Raul – delikatne dobicia piłki, dołożenia nogi, strzały czubkiem stopy, wykorzystywane błędy bramkarzy. Niewątpliwie ma to swój urok – strzały pozornie niegroźne, a mimo to zabójcze. Przyciąga uwagę także sposób, w jaki Jese porusza się na boisku. Zdaje się on być klonem Cristiano Ronaldo – pewnie sunie z piłką skrzydłem i schodzi z nią do środka, odważnie drybluje i bierze na siebie odpowiedzialność za grę za sprawą licznych indywidualnych akcji. TUTAJ czytaj dlaczego Real Ancelottiego jest lepszy, od tego Mourinho.
Jese już teraz udowadnia, że ma zadatki na przyszłego lidera Realu Madryt i że śmiało można określać go jako jedną z rewelacji obecnych rozgrywek. Na przeciwnym biegunie pozostaje Alvaro Morata – ten sam, który niegdyś ratował Realowi skórę na trudnym terenie przedmieść Walencji. Lansowany na nowego Raula łagodny dryblas dziś przebąkuje o chęci otrzymywania większej ilości szans i z trudem akceptuje rolę rezerwowego. Nie da się ukryć, że z dwojga tych piłkarzy o wiele lepiej radzi sobie Jese. Morata gorzej znosi presję, dziewięćdziesiąt minut spędzane na ławce rezerwowych czy dogrywanie „ogonów” w wygranych meczach, a i bez tego na boisku jest nerwowy, chaotyczny i nijaki. Jego przygoda w pierwszym zespole zaczyna przypominać bardziej epizody Negredo czy Soldado w barwach Królewskich aniżeli początki Raula. TUTAJ czytaj o rekordzie Realu!
Z drugiej strony należy pamiętać, że oczekiwania wobec Jesego – przynajmniej na razie – nie powinny być większe od góry pieniędzy, które wyłożono na Isco czy Bale’a. Przed młodym Rodriguezem świetlana przyszłość, pod warunkiem, że umiejętnie ludzie odpowiedzialni za jego karierę umiejętnie nią pokierują, a presja kibiców i mediów będzie odpowiednio dozowana. Na razie Jese jest tylko adiutantem w królewskiej armii. Wyjątkowo bystrym i pojętnym, o którego awansie już mówi się na salonach, ale nadal tylko adiutantem. Messi też od tego zaczynał.
MARIUSZ JAROŃ
fot.: dailymail.co.uk