Przed tygodniem udało się zainaugurować pierwszoligową wiosnę bez odwołania choćby jednego meczu. Z drugą kolejką w tej rundzie nie poszło już tak łatwo. Zima storpedowała zaplecze ekstraklasy i z zaplanowanych na sobotę sześciu meczów rozegrano trzy: w Gdyni, Legnicy i Olsztynie. Tylko rywalizacja Arki z Cracovią stała na niezłym poziomie. Dwa pozostałe mecze były tak słabe, że można zastanawiać się, czy nie lepiej byłoby, gdyby je również odwołano.
Arka Gdynia – Cracovia 1:1
Marcin Radzewicz 20’ – Bartłomiej Dudzic 49’
PRZEBIEG. Szlagier 19. kolejki nie zawiódł i dostarczył spodziewanych emocji. Mecz przyjaźni przyciągnął na trybuny stadionu ponad 7,5 tysiąca sympatyków, co jest najlepszym wynikiem w Gdyni w tym sezonie. Mimo że trudno było wskazać faworyta, to wydawało się, że od początku stroną dominującą będzie prezentująca – jak żartobliwie mówią kibice – „krakowską tiki-takę” Cracovia.
Pierwsza połowa przebiegła jednak pod dyktando gospodarzy, którzy swoją agresywną grą praktycznie wyłączyli ofensywnych zawodników rywali z gry. Podopieczni debiutującego na ławce trenerskiej w Gdyni trenera Pawła Sikory raz po raz inicjowali ofensywne akcje, a motorami napędowymi byli Piotr Kuklis i Marcin Radzewicz. I to właśnie ten drugi popisał się kapitalnym uderzeniem zza pola karnego, wrzucając piłkę „za kołnierz” Krzysztofowi Pilarzowi.
Grę Cracovii w pierwszej odsłonie świetnie podsumowała statystyka celnych strzałów na bramkę Arki – okrągłe zero. W przerwie w szatni gości było ponoć bardzo gorąco, a trener Stawowy wypuścił swoich podopiecznych z szatni sporo po gwizdku oznajmiającym koniec regulaminowego kwadransa. Nie wiadomo, jak szkoleniowiec „Pasów” wpłynął na piłkarzy, ale najistotniejsze, że okazało się to skuteczne. Kilka chwil po wznowieniu gry goście „rozklepali” defensywę Arki, w pole karne wpadł Bartłomiej Dudzic i technicznym uderzeniem wyrównał stan rywalizacji. Druga odsłona była o niebo lepsza w wykonaniu „Pasów”, ale i tak bliżsi zdobycia drugiej bramki byli miejscowi. Dwukrotnie świetnymi interwencjami popisywał się jednak Pilarz.
BOHATER. W czerwcu Marcin Radzewicz skończy 33 lata, ale dzisiaj pokazał młodszym kolegom, jak powinno grać się w piłkę. Doświadczony pomocnik rządził i dzielił, zdobył gola, będącego ozdobą meczu i przy odrobinie szczęścia dorzuciłby drugiego.
CO DALEJ? Na dobrą sprawę, dla Arki sezon już mógłby się zakończyć. Gdynianie są typową drużyną środka, która nie ma szans na awans i nie grozi jej spadek. Jeśli ekipa trenera Sikory w kolejnych spotkaniach będzie prezentowała się tak, jak w sobotę, to urwie punkty jeszcze niejednemu zespołowi z czołówki. A Cracovia? Prezentuje się tak, jak jesienią – nieźle u siebie, lecz słabo na wyjazdach. Czy w ostatecznym rozrachunku da to upragniony powrót do elity? W takiej sytuacji wiele zależeć będzie od postawy rywali.
***
Miedź Legnica – Kolejarz Stróże 0:0
PRZEBIEG. Przed meczem trener Kolejarza, Przemysław Cecherz na każdym kroku powtarzał, że wygrana jego podopiecznych jesienią w Stróżach 2:1 tak naprawdę nie ma teraz żadnego znaczenia. – Wtedy Miedź była zupełnie innym zespołem niż jest teraz. Bramki legniczan strzegł młody bramkarz, który nie ustrzegł się błędów. Dzisiaj między słupkami stoi niezwykle doświadczony Ptak, a to już kolosalna różnica – stwierdził Cecherz, którego słowa znalazły potwierdzenie w sobotnie popołudnie.
Już w 9. minucie goście stanęli bowiem przed szansą na zdobycie bramki z rzutu karnego. Za faul w „szesnastce” na jednym z zawodników Kolejarza z boiska wyleciał Adrian Woźniczka, a do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Cheikh Niane. Uderzenie senegalskiego pomocnika w kapitalnym stylu obronił jednak chwalony przez Cecherza, Aleksander Ptak. Niedługo później siły się wyrównały, ponieważ w 30. minucie drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył Łukasz Bocian. W przekroju całego meczu to gospodarze byli stroną przeważającą, ale mieli problem ze stwarzaniem klarownych sytuacji.
BOHATER. Kandydat był tylko jeden – Aleksander Ptak. Czyste konto i obroniony rzut karny to argumenty mówiące same za siebie.
CO DALEJ? W Legnicy chyba nikt nie zakładał, że w dwóch wiosennych spotkaniach ekipa trenera Bogusława Baniaka zdobędzie tylko dwa punkty. Na dobrą sprawę już na starcie rundy legniczanie wykorzystali limit błędów. Kolejne będą oznaczać pożegnanie z marzeniami o awansie do ekstraklasy w tym sezonie.
***
Stomil Olsztyn – ŁKS Łódź 0:0
PRZEBIEG. W Gdyni byli kibice, były bramki i spotkanie stojące na niezłym poziomie. W Legnicy goli zabrakło, ale zgromadzeni na trybunach fani na brak emocji nie mogli narzekać. Natomiast w Olsztynie nie było niczego – ani bramek, ani ciekawych akcji, ani emocji. Ot, taka mizerna, ligowa kopanina.
BOHATER. Postawą w meczu żaden z zawodników nie zasłużył na wyróżnienie. Dlatego za bohaterów należy uznać grupę około 60 śmiałków, którzy w czwartek stawili się na stadionie w Olsztynie i wzięli za łopaty, aby odśnieżyć płytę boiska. Oni ze swojej pracy wywiązali się świetnie. W przeciwieństwie do piłkarzy sobotniego spotkania.
CO DALEJ? Skoro Stomil nie był w stanie pokonać na własnym terenie najsłabszej kadrowo drużyny w lidze, to w klubie powinni oswajać się z myślą o powrocie do drugiej ligi. W Łodzi ten etap mają już za sobą. Wiedzą, że dni drużyny na zapleczu ekstraklasy są policzone.
MARCIN MICHALEWSKI