Mistrzostwa Świata w 1954 roku zostały zorganizowane w Szwajcarii. Głównie dlatego, że ten kraj, jako od dawien dawna neutralny, w porównaniu z innymi państwami europejskimi nie został zniszczony wojną. Turniej w Szwajcarii z pewnością pozostał zapamiętany z kilku ważnych powodów, a ten najbardziej istotny to wydarzenie nazwane „Cudem w Bernie”…
W roku 1954 zbiegły się ze sobą dwa jubileusze: 20-lecie piłkarskich MŚ oraz 50-lecie założenia FIFA. Piąty z kolei turniej, który miał wyłonić najlepszą reprezentację globu, w latach 50. nie był już imprezą, w jakiej poszczególne kraje nie chciały brać udziału lub z niego rezygnowały. Mistrzostwa świata nabrały już takiego prestiżu, że większość reprezentacji chciała w nich uczestniczyć, a FIFA bez skrupułów odrzucała oferty tych, którzy swoje zgłoszenie do eliminacji wysyłali po ustalonym terminie – chętnych było tak wielu, że mogli sobie na to pozwolić, w przeciwieństwie do wcześniejszych mistrzostw.
Eliminacje
Mimo iż MŚ były w latach 50. turniejem o bardzo dużej randze, w Europie znalazł się jeden taki rodzynek, który z eliminacji zrezygnował. To mało zaszczytne miano przypadło reprezentacji… Polski. Niestety, ale nasi rodacy zrezygnowali z gry na wieść o tym, że ich rywalem w eliminacjach ma być węgierska „Złota Jedenastka”. No może nie było to do końca tak, że piłkarze zrezygnowali, ale winowajca nie znalazł się do dnia dzisiejszego. Co ciekawsze, nawet polska prasa postawiła sobie za zadanie zataić fakt, że nasza reprezentacja w ogóle wzięła udział w losowaniu. Nieco szerzej o tej sprawie napisał Andrzej Gowarzewski:
Przemilczano fakt, że władze piłkarskie lub inne nakazały wycofać ogłoszenie, bo w rywalizacji z Węgrami nasza reprezentacja nie miała szans na sukces. Obawiano się kompromitacji. Zamiast tego przygotowano „trzyletni plan podwyższenia poziomu naszego piłkarstwa”. Miał on sprawić, że „w 1956 roku będziemy grać w piłkę jak Węgrzy”. (…) Faktem jest, że o wycofaniu się Polski pisano wszędzie, tylko nie nad Wisłą.
Andrzej Gowarzewski, „Encyklopedia Piłkarska Fuji – Mistrzostwa Świata”
Madziarzy awansowali bez rozegranego meczu, ale w tamtym czasie – patrząc obiektywnie – żadne eliminacje nie były im potrzebne. Niepokonana w okresie od 14 maja 1950 do 4 lipca 1954 drużyna, według powszechnej opinii, swoją świetność udowodniła w dwóch spotkaniach towarzyskich z Anglikami. Był to pierwszy zespół z Europy kontynentalnej, który pokonał Wyspiarzy w ich „Świątyni Futbolu” – Wembley. I to nie żadne tam 1:0, albo 2:1, tylko aż 6:3! Na chwilę przed mistrzostwami w Szwajcarii, Węgrzy potwierdzili swoje predyspozycje do zdobycia tytułu najlepszej drużyny globu, gromiąc Anglików w Budapeszcie 7:1.
Jak zwykle nie będę nikogo zanudzał wynikami poszczególnych grup eliminacyjnych, ale podam tylko co ciekawsze zdarzenia, które miały miejsce w trakcie kwalifikacji do finałów w Szwajcarii:
- Na brazylijskim stadionie Maracana ustanowiono rekord sprzedanych biletów na mecz, który nie został do dnia dzisiejszego pobity (i raczej już nie zostanie). Na eliminacyjne spotkanie pomiędzy Brazylią a Paragwajem sprzedano 195 514 biletów. Poprzedni rekord należał również do tego stadionu i był osiągnięty w meczu finałowym MŚ w 1950 roku pomiędzy „Canarinhos” a reprezentacją Urugwaju. Pisałem o tym w poprzedniej części cyklu – sprzedano wtedy 175 tysięcy biletów (a kolejne 25-30 tys. kibiców dostało się na mecz bez wejściówek).
- Do niecodziennej sytuacji doszło przy okazji rywalizacji Turcji z Hiszpanią. Te drużyny stanowiły jedną z grup eliminacyjnych i pierwsze spotkanie wygrała Hiszpania 4:1. Rewanż potoczył się na korzyść Turków (1:0) i potrzebne było spotkanie barażowe, po którym na tablicy widniał wynik 2:2. Zwycięzcę tego zaciętego pojedynku postanowiono wylosować! 14-letni chłopiec wylosował karteczkę z napisem „Turcja” i szczęśliwcy podobno zafundowali dziecku wyjazd na finały do Szwajcarii.
Poniżej znajduje się lista drużyn, które wzięły udział w eliminacjach. Pogrubiono te, które awansowały, a w nawiasie podano informację, po raz który dana reprezentacja brała udział w fazie finałowej (kolejność zespołów wg grup eliminacyjnych):
Faza grupowa
Dla turnieju w Szwajcarii ustanowiono nowe zasady rozgrywek grupowych. Podobno zostały wymyślone przez samych Szwajcarów, jednak nie były one tak dokładne, jak miejscowe zegarki. Dość powiedzieć, że były bardzo… dziwaczne. 16 drużyn zostało podzielonych na cztery grupy. Tutaj nie było problemu. Zaczynał się on w momencie, kiedy w poszczególnych grupach miały znajdować się dwa silniejsze i dwa słabsze zespoły. O tym, czy któraś reprezentacja jest lepsza czy gorsza, zadecydowało potajemne głosowanie dokonane przez Komitet Organizacyjny. Mało tego, w poszczególnych grupach nie grano systemem „każdy z każdym”, tylko mocniejsze drużyny grały po jednym spotkaniu ze „słabeuszami”, natomiast między sobą nie. Oprócz tego było jeszcze kilka innych, mniej ważnych, ale równie dziwnych zasad, o których nie będę już wspominał, bo się pogubicie…
Zanim o poszczególnych grupach – Mistrzostwa Świata w Szwajcarii były pierwszymi tak medialnymi mistrzostwami. Po raz pierwszy, oprócz gazet i radia, mecze transmitowano w telewizji! Co prawda tylko kilka spotkań, m.in. mecz otwarcia, o trzecie miejsce i finał, ale lepsze to niż nic.
Zawody odbyły się w dniach 16 czerwca – 4 lipca, a jednym z pamiętnych wydarzeń z pewnością było zakończenie 24-letniej prezydentury Julesa Rimeta - „Ojca Mistrzostw Świata”. Jego miejsce zajął Belg, Seeldrayers.
Na wynikach grupowych również nie chciałbym się skupiać, ponieważ bardzo łatwo można je odnaleźć w Internecie, jeśli ktoś jest bardzo nimi zainteresowany. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na podział według klasyfikacji „silniejszy-słabszy”. Poniżej przedstawiam zestawienie każdej grupy wraz z wyszczególnieniem, która z ekip do jakiego „worka” została wrzucona, a kolorem białym zostały zaznaczone te drużyny, które wywalczyły awans do ćwierćfinałów. W związku z tym, że AŻ trzy teoretycznie słabsze reprezentacje przeszły dalej, pozwala to stwierdzić, jak bardzo bezsensowne były zasady wymyślone przez organizatorów.
Faza pucharowa
Szczególnie interesujący przebieg miały dwa ćwierćfinały. W pierwszym, pomiędzy Austrią a Szwajcarią, padł rekord bramkowy. Choć gospodarze turnieju prowadzili po 19 minutach 3:0, ulegli Austriakom aż 5:7! Z kolei w spotkaniu pomiędzy węgierską „Złotą Jedenastką” a wielkimi przegranymi poprzednich mistrzostw – Brazylią – choć padło aż sześć goli, to rywalizacja na boisku i poza nim była bardzo ciekawa. Sędzia pokazał w tym meczu trzy czerwone kartki (jedyne w całym turnieju), a piłkarze bili się nawet w momencie, gdy schodzili już do szatni…
Pary półfinałowe rozłożyły się mniej więcej tak, że silniejsze drużyny (Węgry, Urugwaj) zagrały ze sobą, a teoretycznie słabsze RFN i Austria między sobą miały rozstrzygnąć, kto zagra w wielkim finale. O tym drugim meczu warte wspomnienia jest głównie to, że – jak napisał Andrzej Gowarzewski – przy jego okazji doszło do największej „inwazji” kibiców w dziejach mistrzostw świata. Na stadionie w Bazylei pojawiło się blisko 40 tys. niemieckich fanów! Jak widzimy po wyniku, graczom Zachodnich Niemiec bardzo to pomogło..
Co do meczu Węgry – Urugwaj… Ach, cóż to było za spotkanie. Do dzisiaj pozostaje jednym z najlepszych w historii piłkarskich mistrzostw świata. W końcu grały ze sobą dwie znakomite drużyny! Obrońcy tytułu – Urugwaj – i ci, którzy nie przegrali już od kilku lat – Węgrzy. Do 76. minuty Madziarzy prowadzili 2:0, ale wtedy obudził się Hohberg i w 11 minut doprowadził do remisu. Zawodnik „Celestes” po drugim trafieniu zemdlał i mecz trzeba było na kilka minut przerwać. Później przyszła dogrywka i w drugiej jej części dwie bramki dla Węgrów zdobył Kocsis, późniejszy Król Strzelców turnieju. Oba gole padły po strzale głową, a do zawodnika przylgnęła łatka „Złotej Główki”.
Mecz o trzecie miejsce
Urugwaj – Austria 1:3 (1:1)
0:1 – Stojaspal 16′ (k.)
1:1 – Hohberg 22′
1:2 – Cruz 59′ (sam.)
1:3 – Ocwirk 89′
Reprezentacja Urugwaju była bardzo zmęczona półfinałowym pojedynkiem z Węgrami. Austriacy, którzy nie nabiegali się zbytnio w spotkaniu z RFN, gdzie dostali srogie lanie, zrekompensowali to sobie w meczu o trzecie miejsce, który przy okazji był setnym spotkaniem finałów MŚ.
FINAŁ – CUD W BERNIE
RFN – WĘGRY 3:2 (2:2)
0:1 – Puskas 6′
0:2 – Czibor 8′
1:2 – Morlock 10′
2:2 – Rahn 18′
3:2 Rahn 84′
Węgierska „Złota Jedenastka” w końcu przegrała mecz. I to nie byle jaki, ale finał mistrzostw świata. Cała droga Madziarów, wszystkie wysokie wyniki uzyskane w czasie całego turnieju… To było teraz nic nie warte. Nie pomógł nawet Puskas, ostoja drużyny, który specjalnie na ten mecz wybiegł z kontuzją i nawet strzelił bramkę. Nie pomógł również fakt, że Węgrzy zagrali wcześniej w jednej grupie z RFN i rozstrzelali ich 8:3. To wszystko było już nieważne. Liczyło się tylko to, że Zachodnie Niemcy zagarnęły tytuł Mistrza Świata. Pierwszy raz od czasów Wielkiej Wojny Niemcy mieli powód do dumy. Z ówczesnych relacji wynika, że to był mecz, który na chwilę zjednoczył zarówno te Zachodnią, jak i Wschodnią Germanię, która choć pod różnymi ustrojami, to w ten jeden dzień była jednym organizmem.
Pod względem społecznym „Cud w Bernie” wywołał bardzo podobny efekt jak w przypadku Polski „Zwycięski Remis” na Wembley w 1973 roku. W obu przypadkach społeczeństwo nagle znalazło się ponad podziałami i przez chwilę było im obojętne, kto nimi rządzi. Różnica między oboma meczami jest jednak zasadnicza: Niemcy bardzo szybko zapomnieli o tryumfie nad Węgrami, a wspomnienia o tym wydarzeniu odżyły dopiero po 2000 roku. Polacy natomiast już od ponad 40 lat pamiętają o Wembley. Z różnych powodów. Ale to nie czas i miejsce, aby się na ten temat rozpisywać.
Po szwajcarskim finale wielu szukało przyczyn porażki „Złotej Jedenastki”. Nie bez znaczenia pozostawał chyba fakt, że Węgrzy włożyli więcej sił w drogę do finału, szczególnie mecz z Urugwajem bardzo dał im się we znaki. Jak już wspomniałem, pozostał im srebrny medal i tytuł Króla Strzelców dla Kocsisa. Tylko czy faktycznie było to pocieszeniem? Szczególnie jeśli uzmysłowimy sobie fakt, że w 1956 roku w wyniku Powstania Węgierskiego większość piłkarzy uciekła za granicę (m.in. do Hiszpanii) i taki był koniec tej wspaniałej drużyny, która nie zdążyła się spełnić, bo przeszkodzili jej w tym Niemcy.
Swoją drogą, jak już napisałem o medalach – był to dopiero pierwszy turniej, w którym zostały one przyznane zwycięzcom, a także drużynom, które zajęły drugie i trzecie miejsce. Były to również mistrzostwa, na których gole sypały się jak z rękawa. Średnia na mecz wyniosła 5,38 gola! Nie trzeba być wielkim specjalistą, żeby wydumać, że tego rekordu nie pobiły żadne kolejne MŚ.
Za tydzień udamy się na północ Europy, do mroźnej Skandynawii. Odbył się tam pierwszy i jak dotychczas ostatni turniej z udziałem wszystkich ekip brytyjskich, a także w czasie tej imprezy narodziła się jedna z największych gwiazd w historii piłki… O kogo chodzi? Dowiecie się za tydzień!
PAWEŁ WILAMOWSKI
Historia piłkarskich MŚ (1) Urugwaj 1930
Historia piłkarskich MŚ (2) Włochy 1934