Szykowany na lidera Interu Mediolan - Mateo Kovačić ciągnął jeszcze cycka mamy, gdy Javier Zanetti reprezentował barwy „Nerazzurrich”. Zdobywająca szturmem Serie A młoda generacja piłkarzy mogłaby być dziećmi „Pupiego”, acz gdy przychodzi co do czego – argentyński staruszek zostawia w cieniu wszystkie gwiazdki. On nie ma daty ważności, nie wypala się z wiekiem. Nie jest też jak wino – im starszy tym lepszy, jakby zatrzymał się w czasie. „Il Capitano” jest nie do zdarcia.
***
POCZĄTKI
10 sierpnia 1973 roku, kiedy w Polsce do kin wchodził film „Niebieskie jak Morze Czarne”, gdy Prezydentem USA był Richard Nixon, a obecny Papież Franciszek był jeszcze profesorem Wydziału Teologii, w stolicy Argentyny – Buenos Aires, mieście o powierzchni ponad 200 km² na świat przyszedł drugi syn Rodolfo Ignacio Zanettiego i Violety Bonazzoli – Javier Adelmar Zanetti. Prawnuk włoskiego emigranta. Drugie imię – Adelmar otrzymał po lekarzu, który uratował mu życie, gdy Javier jako niemowlak miał bardzo duże problemy z oddychaniem.
„Pupi” dorastał w robotniczej dzielnicy stołecznego miasta, Dock Sud. Gdy miał 5 lat reprezentacja Argentyny wygrała mistrzostwa świata. To wydarzenie sprawiło, że Javier Zanetti zainteresował się futbolem. W jego dzielnicy nie było jednak boiska, zbudował je dopiero Zanetti senior wraz z innymi rodzicami małych, miejscowych kopaczy. Javier marzył o zostaniu piłkarzem, aż pewnego dnia za namową ojca zapukał do bram argentyńskiego Club Atlético Independiente. Klubu, którego był kibicem. Klubu, w którym grał jego idol – Ricardo Enrique Bochini. Kandydatura 13-letniego Zanettiego została jednak odrzucona, uznano, że jest za młody i za mały. Dosyć dodać, że Javier ważył wówczas zaledwie 35 kg przy wzroście 145 cm! Odtąd stałe miejsce w menu argentyńskiego nastolatka miało groch, mleko i soczewica. Nie poddawał się. Miał mocne wsparcie rodziny, gdy brakowało mu pieniędzy na buty – uszył mu je ojciec. Sam także był przyzwyczajony do ciężkiej pracy. Pomagał tacie-murarzowi w pracy, a kuzynce w sklepie. Wysiłek oraz zdrowe jedzenie zbudowały ciało Javiera.
W wieku 18 lat podpisał kontrakt z II-ligowym Talleres Remedios de Escalada. Z klubem, w którym kilka lat wcześniej grał Sergio Ariel Zanetti, starszy brat Javiera. Sergio nie zrobił jednak wielkiej piłkarskiej kariery.
Javier Zanetti w „Tallarines Los” spędził sezon, zagrał 33 spotkania i strzelił jednego gola. Grał na pozycji pomocnika. Kontrakt nie gwarantował mu jednak żadnych zarobków. Już wtedy uchodził za wielki talent.
W rozgrywkach sezonu 1992/93 reprezentował barwy Club Atlético Banfield, gdzie po raz pierwszy przybrał trykot z numerem „4”. Na boiskach Primera División debiutował w wieku 20 lat – 12 września 1993 roku w spotkaniu z River Plate. Bardzo szybko stał się jednym z ulubieńców kibiców „El Taladro”. Już wtedy był rzucany po boisku – grał prawego obrońcę, prawego lub środkowego pomocnika. W 1994 roku chciało go wiele południowoamerykańskich gigantów, ale Zanetti zdecydował się zostać w Banfield na jeszcze jeden sezon. Jak się później okazało – ostatni w lidze argentyńskiej.
ODDANY INTEROWI
25 lutego 1995 roku rozpoczęła się nowa era w Interze Mediolan. Klub przejął Massimo Moratti, syn Angelo Morattiego, z którym „Nerazzurri” odnosili historyczne triumfy. Włoski potentat naftowy i przede wszystkim wielki fan czarno-niebieskich. Bez jakichkolwiek wątpliwości, będąc pod wrażeniem umiejętności piłkarskich skądinąd no-name’a, Moratti uczynił 21-letniego wówczas Javiera Zanettiego swoim pierwszym zakupem.
„Pupi” został zaprezentowany jako nowy piłkarz Interu Mediolan 28 lipca. Jeszcze przed prezentacją podekscytowany Argentyńczyk spotkał się po raz pierwszy z Prezydentem.
„Zostałem zaprezentowany kibicom i dziennikarzom jako kropla w morzu wydatków! Nikt mnie wówczas nie znał. Przyszedłem razem z Sebastiánem Rambertem i to on miał być większym wzmocnieniem. Myślałem, że zostanę wypożyczony, że nie będzie dla mnie miejsca. Ottavio Bianchi obdarzył mnie jednak zaufaniem, za co odpłaciłem dobrymi występami”
Javier Zanetti
Waleczny Argentyńczyk bardzo szybko wywalczył sobie miejsce w składzie „Nerazzurrich”, a Rambert… nie zagrał nawet minuty w czarno-niebieskim trykocie. Zanetti dostawał szansę już w meczach towarzyskich – między innymi z Arsenalem Londyn, gdzie miał okazje, by się wykazać. W Serie A zadebiutował kilkanaście dni po swoich 22. urodzinach. 27 sierpnia w wygranym 1:0 meczu 1. kolejki z Vicenzą, gdzie jedynego gola zdobył inny debiutant w barwach Interu – Roberto Carlos. W pierwszym sezonie na półwyspie Apenińskim „Pupi” rozegrał 32 spotkania.
Victori Hugo Morales, argentyński dziennikarz ochrzcił go „Il Trattore” („Traktor”), co miało odwzorcowywać jego styl gry – mocne nogi i rajdy na skrzydłach.
Z sezonu na sezon Zanetti budował swoją pozycję w Mediolanie. Od początku imponował kibicom, którzy uwielbiali i nadal uwielbiają go za determinację, poświęcenie, walkę do samego końca. Również, a może przede wszystkim – za przywiązanie do barw klubowych. Nigdy nie myślał o opuszczeniu stolicy Lombardii, a wysłannikom z Madrytu i Barcelony mówił piękne – dziękuję, ale nie jestem zainteresowany. Moje miejsce jest w Mediolanie.
„Od pierwszego dnia, kiedy trafiłem do Interu wiedziałem, że to mój dom. Miłość i sympatia jaką tu otrzymałem była ogromna”
Javier Zanetti
29 sierpnia 1999 roku, 26-letni wówczas Zanetti po raz pierwszy przywdział kapitańską opaskę Interu, z którą nie rozstaje się do dzisiaj. Z roku na rok „Il Capitano” wrastał w Inter, a Inter w niego. Walter Mazzarri jest już 22 szkoleniowcem podczas mediolańskiej przygody Zanettiego. Argentyńczyk najlepiej wspomina współpracę z Luigim Simonim, z którym czarno-niebiescy triumfowali w rozgrywkach Pucharu UEFA. Podziwia wielu, ale niesamowita więź połączyła go jak i chyba każdego zawodnika Interu z Jose Mourinho.
To właśnie portugalski trener dał całej społeczności „Nerazzurrich” upragnione, lecz od lat nieosiągalne trofeum Ligi Mistrzów. Trofeum, które bezskutecznie ścigał również sam Zanetti. „The Special One” poprowadził Inter do celu, tchnął w zespół wiarę, która sprawiła, że spełniły się marzenia wielu.
„Kiedy umieściłem trofeum Ligi Mistrzów w mojej szafce rozmawiałem z nim. Powiedziałem mu, że od lat próbuję je złapać i w końcu wpadło w moje ramiona”
Javier Zanetti
„Il Capitano” zdobył z Interem 16 Pucharów – 5 Scudetti, 4 Coppa Italia, 4 Supercoppa Italia, Puchar UEFA, Puchar Ligi Mistrzów oraz Klubowe Mistrzostwo Świata. W 1998 roku, gdy „Nerazzurri” triumfowali w rozgrywkach młodszej i uboższej siostry Champions League, Zanetti dopiero budował swoją pozycję w Mediolanie. Wszystkie pozostałe trofea, wszystkie wielkie triumfy ery Morattiego nadzorował on. Symbol klubu. Żywa legenda.
W czarno-niebieskim trykocie wybiegał już 18 sezonów, opuszczając pojedyncze mecze. Najuboższy pod tym względem był sezon 2005/2006, gdy „Pupi” zagrał zaledwie 26 ligowych spotkań. Tamte rozgrywki były również rekordowe pod względem liczby kartek jakie zebrał Argentyńczyk, bowiem aż czterokrotnie upominany był wówczas żółtym kartonikiem. Podczas swojej wieloletniej przygody z Interem tylko dwukrotnie oglądał czerwone kartki. Pierwszy raz jeszcze w XX wieku, drugą 6 grudnia 2011 roku w swoim 548 meczu na włoskich boiskach.
Javier Zanetti jest rekordzistą pod względem występów w barwach „Nerazzurrich”. Występował w nich już 845 razy. Uczestniczył w 610 meczach Serie A, w czym ustępuje jedynie Paolo Maldiniemu, który ma na koncie 647 spotkań. Argentyńczyk trafiał dla Interu 21 razy, ostatni raz strzelając gola 15 grudnia 2010 roku w ramach Klubowych Mistrzostw Świata z Seongam. Kilka tygodni wcześniej – 20 listopada, mając na karku 37 lat i 71 dni stał się najstarszym strzelcem gola w rozgrywkach Ligi Mistrzów, gdy umieścił futbolówkę w siatce Tottenhamu Hotspur. Z czasem na 3. miejsce zdegradowali go w tej klasyfikacji Filippo Inzaghi i Ryan Giggs.
ALBICELESTES
Debiutował w reprezentacji w wieku 21 lat, 16 listopada 1994 roku w wygranym przez Argentynę 3:0 meczu towarzyskim z Chile. 23 maja 2002 roku po raz pierwszy wyprowadził swoją reprezentację jako kapitan. Jest rekordzistą pod względem ilości gier w barwach „Albicelestes” – Zanetti zagrał 145 meczów w kadrze.
Uczestniczył w dwóch Mundialach – w 1998 we Francji, gdzie zagrał 5 spotkań i w 2002 w Korei i Japonii, gdzie występował w 3 meczach. Na pierwszym Argentyna doszła do ćwierćfinału, na azjatyckim turnieju nie wyszła nawet z grupy. Z pierwszymi mistrzostwami związana jest ciekawa historia, bowiem gol Zanettiego na 2:2 w meczu z Anglią doprowadził do dogrywki, co uratowało życie Markowi Kopaczowi. Był on wówczas Prokuratorem Rejonowym i miał na tyle narazić się grupom przestępczym, że ci szykowali na niego zamach. Marek Kopacz codziennie o 22 wychodząc na spacer z psem, przestawiał samochód, w czym gangsterzy upatrzyli okazję podkładając trotyl. Gol Zanettiego przedłużył jednak spotkanie, które uważnie oglądał Prokurator. Gdy finalnie mecz dobiegał końca, Ewa i Marek Kopacz usłyszeli huk i zobaczyli samochód w płomieniach. Argentyńczyk otrzymał od Polaka list z podziękowaniami, a sam piłkarz nie ukrywał podziwu sytuacji.
„Pupi” nie został powołany na Mundial w Niemczech ani na mistrzostwa w RPA, co spowodowało lawinę krytyki jaka spadła na selekcjonerów, odpowiednio José Néstora Pekermana i Diego Maradonę.
Javier Zanetti sięgnął z kadrą po złoto na Igrzyskach Panamerykańskich w 1995 roku. Rok później zdobył z reprezentacją Olimpijską srebro na Igrzyskach. Dwukrotnie wraz z reprezentacją przegrywał w finale Copa America, dwukrotnie przegrywał również ostatni mecz w Pucharze Konfederacji. Ostatnie spotkanie w barwach reprezentacji Argentyny rozegrał 16 lipca 2011 roku na Copa America z Urugwajem. Kilka tygodni przed 38. urodzinami.
WZÓR W KAŻDYM CALU
Javier Zanetti to klasa sama w sobie. Piłkarski wzór. Idol na boisku, jak i poza nim. Pozostał tym samym, skromnym chłopakiem co na początku kariery. Nawet fryzura nie uległa zmianie, na niej nota bene Argentyńczyk ma manię. Sypia nawet w specjalnym czepku, który dostarcza do cebulek witaminy.
„Pozwalam dotykać moich włosów jedynie moim dzieciom. Moja żona twierdzi, że mam obsesję na punkcje włosów i… chyba ma rację. Mam koszmary, że będę łysy”
Javier Zanetti
Ma poukładane życie. Stałą partnerkę, którą poznał będąc nastolatkiem. Trójkę dzieci. W wypowiedziach zawsze rozważny, kulturalny, miły.
Typ domatora, miłośnik spania. Podobno nie przebudzi go nawet skaczące po nim dziecko. Wraz z żoną prowadzi restaurację „El Gaucho”, z Estebanem Cambiasso restaurację „Botinero”. Zamiast dyskoteki – Kościół. Zagorzały katolik. Pomagał nawet w nawróceniu Wesleyowi Sneijderowi. Inteligenty facet, który był delegowany do spotkań z Papieżami. Benedykt XVI otrzymał od niego koszulkę z nr „16″ i napisem „Benedetto”. Z Franciszkiem I Javier Adelmar spotkał się w rezydencji w Domu św. Marty, gdzie przez prawie godzinę cała familia Zanettich i Papież rozmawiali na różne tematy. Sam Franciszek I wyraził swój podziw dla piłkarza, mówiąc o jego świadectwie wiary, które wyraża przez różne inicjatywy. „Il Capitano” w 2001 roku założył ze swoją żoną Paulą fundację „Pupi” w Lanús, na południu Buenos Aires. Pomaga ona tysiącom ludzi w trudnej sytuacji materialnej lub zdrowotnej. Piłkarz „Nerazzurrich” ma swój udział również w projekcie Inter Campus, który poprzez piłkę nożną ma propagować u dzieci z biednych krajów edukację i integrację. Wraz z Cambiasso sprawuje także pieczę nad „Leoni di Potrero”, fundacji, która pomaga młodym piłkarzom. Zanetti jest również ambasadorem FIFA w Argentynie projektu „SOS Children’s Villages” oraz ambasadorem Olimpiad Specjalnych.
Papież Franciszek otrzymał od swojego rodaka jego koszulkę z dedykacją i autografem, opaskę kapitańską z flagami Argentyny i Watykanu, herbem papieskim i inicjałami Papieża oraz kilka innych drobiazgów.
„Jestem bardzo szczęśliwy, że miałem możliwość zrealizować swoje marzenie i spotkać się z głową Kościoła. To dla mnie zaszczyt, że Papież jest moim rodakiem”
Javier Zanetti
„Il Capitano” to także wielki fan muzyki. Podczas ubiegłorocznego tournée Interu Mediolan, „Pupi” miał okazję zaprezentować swoje umiejętności wokalne szerszej publiczności, w Indonezyjskim Idolu.
10 lat temu uczestniczył również w nagraniu „Pazza Inter”, a w 2007 gościł w utworze włoskiej piosenkarki Miny, „Parole Parole”.
Praktyczny przykład zastosowania zasad fair play. Pozbawiony magicznej techniki Cristiano Ronaldo czy szybkości Usaina Bolta, obdarzony za to dodatkowymi płucami. Na boisku nieraz zostawiał w blokach młodszych o połowę rywali, którzy nie nadążali za walecznym Argentyńczykiem. Niezniszczalny, długowieczny, perfekcyjny, spokojny, bezkonfliktowy. Uniwersalny, bo choć grał już na wielu pozycjach – nigdy nie zawodził. Solidny. Na karku 40 lat, acz na treningach wciąż z tą samą ambicją i chęcią gry. W najbliższych tygodniach ma wrócić na boisko po półrocznej przerwie. Kontuzja ścięgna Achillesa to pierwszy tak poważny uraz w piłkarskiej karierze „Il Capitano”. W kuluarach można przeczytać, że miał on kiedyś jakieś problemy mięśniowe. „Było to jednak tak dawno, że nikt nie pamięta co dokładnie go bolało”. Swoją trwałość upatruje w ciężkiej pracy oraz odrobinie szczęścia.
Wybrany przez FIFA do setki najlepszych piłkarzy w historii futbolu. Odlał także odcisk swojej stopy w ramach „Golden Foot”.
Dla Massimo Morattiego był jak przedłużenie ręki. Swoją postawą wzbudza podziw nie tylko w obozie Interu. Ceniony i szanowany również u największych wrogów. Kapitan mistrzów świata z 2006 roku, Fabio Cannavaro nie ukrywa, że to właśnie Zanetti nauczył go jak rządzić drużyną. Leo Messi boi się jego spokoju, sir Alex Ferguson ocenia jako najuczciwszego piłkarza jakiego widział, a José Mourinho mówi po prostu – „Wszyscy piłkarze chcą być jak Zanetti”.
Był mentorem wielu piłkarzy, wielu się na nim wzoruje. Wojownik. Dla młodszych kolegów jest kimś na wzór nauczyciela, drugiego trenera. Sam jednak nie ma ambicji zostać szkoleniowcem, po zawieszeniu butów na kołku pragnie zostać w Mediolanie i być łącznikiem między drużyną a trenerem.
Era Massimo Morattiego w Interze dobiegła końca. Era Javiera Zanettiego wciąż trwa. Kiedyś powiedział, że będzie grał, aż na koszulce Interu pojawi się druga gwiazdka, co zależne jest od liczby mistrzostw – „Nerazzurri” potrzebują jeszcze dwóch, by mieć drugą gwiazdkę. Innym razem mówił o pobiciu rekordu Maldiniego. Plany pokrzyżowała jednak kontuzja. „Pupi” jest zdeterminowany do powrotu, nie wie jednak w jakiej wróci dyspozycji od której uzależnia długość kariery. Znając jednak ambicje Argentyńczyka powyższe dwa cele mogą zostać osiągnięte, a on nadal będzie biegał w czarno-niebieskim trykocie z charakterystyczną „4″ na plecach. Prawdopodobnie nikt więcej już jej w Interze nie przywdzieje. Tifosi mediolańskiego klubu postulują również za tym, by jedna z trybun na Stadio Giuseppe Meazza nosiła imię żywej legendy Interu. Jedynego w swoim rodzaju Javiera Zanettiego. Niesamowitego piłkarza, wielkiego człowieka.
DOMINIK POPEK
fot. goal.com, whoateallthepies.tv, zimbio.com, imguol.com
***