Malaga sprawiła dziś małą niespodziankę i wyeliminowała Borussię Dortmund, wygrywając wyjazdowe spotkanie 2:1.
Takie pierwsze zdanie napisaliśmy sobie w 87. minucie meczu. No i jak widać trzeba je było skreślić, bo dziś futbol pokazał swoje najpiękniejsze oblicze. To, co wydarzyło się na boisku w Dortmundzie zdarza się na piłkarskich arenach bardzo rzadko. Na szybko przychodzi nam do głowy finał Ligi Mistrzów z 1999 roku, albo pamiętny mecz Legia – Widzew (2:3), albo sposób w jaki mistrzostwo Anglii w poprzednim sezonie zdobył Manchester City… No jest kilka meczów, które pokazały, że w piłkę gra się do ostatniego gwizdka. Kilka meczów, które pokazały, że piłka nożna to świetna szkoła charakteru, to coś więcej niż sport, to… Dobra strasznie się zapędziliśmy i mało brakowało, a pojechalibyśmy Ryczelem. A o nim będzie później.
Przede wszystkim chcemy napisać, że sprowadzenie tego meczu do kilku ostatnich minut, byłoby zbytnim uproszczeniem. Głupotą nawet. Trzeba bowiem podkreślić, że całe spotkanie oglądało się z olbrzymią przyjemnością. Tempo było – może poza pierwszym kwadransem – dużo wyższe niż w pierwszym spotkaniu. Przede wszystkim Malaga zagrała o niebo lepiej. Dziś Pellegrini świetnie ustawił swoich podopiecznych i ich gra w defensywie wyglądała naprawdę znakomicie. Najlepiej świadczy o tym fakt, że gościom udało się odciąć od gry ofensywny tercet BVB: Reus, Goetze, Lewandowski. Ci trzej panowie w pierwszej połowie zrobili tylko jedną (ale za to fantastyczną) akcję i to wystarczyło, żeby pokonać świetnie dysponowanego Caballero. Dopiero w końcówce spotkania wyżej wymienieni mieli odrobinę więcej swobody, ale podobnie jak w pierwszym meczu drogi do bramki nie potrafił znaleźć żaden z nich.
I pewnie gdyby nie to, co wydarzyło się w doliczonym czasie gry, to teraz pisalibyśmy pochwalne peany na cześć geniuszu taktycznego Manuela Pelligriniego.
Ale tego robić nie możemy, bo podopieczni Jurgena Kloppa pokazali niesamowity charakter. Pokazali wolę walki i wiarę we własne umiejętności, których akurat dziś na boisku… nie pokazali. Fatalne zawody zagrał Łukasz Piszczek. Gdyby Joaquin lepiej uderzył jedną z dwóch piłek, które miał na głowie, to cały Dortmund mógłby mieć pretensje tylko do „Piszcza”. Reprezentacyjny obrońca krył na radar, zostawiał zawodnikom gości mnóstwo wolnej przestrzeni, a do tego w ofensywie też był raczej bezużyteczny. O tym, że trio R-G-L było dziś świetnie pilnowane, już pisaliśmy. Właściwie jak się tak zastanowić, to z zespołu gospodarzy wyróżnilibyśmy z czystym sumienie chyba tylko Weidenfellera. W ogóle pojedynek z Malagą był chyba najsłabszym meczem Borussii na własnym boisku w tej edycji Ligi Mistrzów. No ale jak mawia Sergiusz Ryczel „Jeśli chcesz odnieść sukces, musisz przetrwać trudne chwile”.
Właśnie, Ryczel. Jan nas ten facet irytował, jak on nas wkurzał. Słyszeliście jak się darł po golu Lewego? Najlepsze podsumowanie tego ryku napisał na twitterze Przemysław Bator: Kurwa, oszalał.
No oszalał. A do tego był strasznie nieobiektywny. Nie raczył nawet zauważyć, że bramka na 3:2 dla BVB padła po ewidentnym spalonym, a nawet dwóch. I tak, wiemy, że gol dla Malagi też był ze spalonego, ale to akurat uwadze komentującej dwójki Ryczel – Chałaśkiewicz nie umknęło.
Jak już przy spalonych jesteśmy, to poziom sędziowania w obecnej edycji Ligi Mistrzów sięgnął dna. Dziś dwie bramki ze spalonego (chociaż tyle sprawiedliwie, że po jednej dla każdego), a przecież w pierwszych ćwierćfinałowych meczach też kontrowersji było mnóstwo. UEFA musi wyciągnąć jakieś konsekwencje, bo to naprawdę przestaje się robić śmieszne.
***
Real Madryt załatwił sprawę w pierwszym meczu. Tak podpowiadał zdrowy rozsądek. Jakby tego było mało, to Ronaldo dołożył bramkę na 1:0 w ósmej minucie i można było się spokojnie skupić na tym, co dzieje się w Dortmundzie.
Błąd.
Borussia udowodniła dziś, że walczyć – i oglądać mecze – trzeba do końca, bo inaczej można sporo przegapić. Kiedy Didier Drogba strzelił genialną bramkę na 3:1 dla Galatasaray nie uwierzymy, że fanom Realu nie podskoczyło ciśnienie. Gdzieś w głowie musiała pojawić się myśl, że to jeszcze nie koniec i trzeba się tych Turków bać.
No, ale wtedy przyszedł Ronaldo, strzelił swoją drugą bramkę w meczu i zakończył całą zabawę.
***
W półfinale Ligi Mistrzów na pewno zobaczymy więc Real Madryt i Borussię Dortmund. Jutro kolejne ćwierćfinały i jednego możemy być pewni – emocji na pewno nie zabraknie.
Łukasz Grabowski