Gerard Badia ratuje honor dyrektorów sportowych Piasta

Od pewnego czasu przyzwyczailiśmy się już, że przez Piast Gliwice, cyklicznie co pół roku, przewija się tabun piłkarzy dziwnego pochodzenia. Nie bardzo wiemy, jaki jest sens ściągania każdego grajka z zagranicy, którego jedyną zaletą są dwie sprawne nogi, ale zdaje się, że w końcu „Piastunki” sprowadziły do siebie kogoś, na kogo czekali od czasu przyjścia Rubena Jurado. Czyli od 2011 roku. O kim mowa? Oczywiście o Gerardzie Badii, 25-latku z Horta de Sant Joan.

Początek ściągania szrotu na dużą skalę zaczął się w Gliwicach przed rundą wiosenną sezon 2011/12. Wówczas, po przyzwoitej jesieni kupionego trochę „na próbę” Rubena Jurado (5 goli), postanowiono, że w Piaście grać będą jego dwaj rodacy – Alvaro Jurado i Fernando Cuerda. Do walczących o awans „Piastunek” z Viktorii Zizkov trafił również mierzący 193 cm Tomas Docekal, przez niektórych śmieszków nazywany nawet czeskim Ibrahimoviciem. W I Lidze sprawdził się tylko ten pierwszy, który wiosną stał się podstawowym graczem zmierzającego do Ekstraklasy Piasta. Cuerda wystąpił tylko w czterech meczach, a Docekal w siedmiu, tyle że na boisku pojawiał się przeważnie na ostatnich kilka minut.

Kolejny sezon? Jeszcze więcej zagranicznego szrotu, z którego Piast nie miał niemal żadnego pożytku. El Mehdi Sidqy, Jan Polak, Artis Lazdins i Matej Izvolt rozegrali w beniaminku w sumie 79 meczów, ale korzyści z nich było tyle, ile z Orlando Sa w Legii. Jedynie czeski obrońca prezentował przyzwoity poziom, choć gdy przydarzył mu się jakiś babol, kończyło się to zwykle stratą bramki przez Piasta. Pozostała trójka? Do kosza, z najbardziej bezproduktywnym skrzydłowym w Ekstraklasie, Matejem Izvlotem na czele. Z czwórki, która w Gliwicach grała już wcześniej, wciąż sporo szans dostawał Cicman, poziomem równający jednak swojemu rodakowi występującemu na tej samej pozycji, zaś Docekal zdołał strzelić cztery gole w przeciągu czterech tygodni, a w pozostałej części sezonu bawić się z defensorami rywali w chowanego. Całkowicie przepadli za to Cuerda i Alvaro Jurado, dla których jesień 2012 była ostatnim czasem w karierze, kiedy założyli koszulki Piasta.

Aż w końcu, nadeszło chyba apogeum absurdu w Gliwicach - sezon 2013/14. A w nim? Kosz pełen niespodzianek, takich jak Csaba Horvath, Carles Martinez, Collins John, Rabiola, a ostatnio Hebert, Victor Nikiema i Gerard Badia właśnie. Horvatha się nie czepiamy, przyszedł do Piasta z Zagłębia, wygrał drużynie dwa mecze (z Widzewem i Jagiellonią) i mimo cechy, którą na jego pozycji nazywa się elektrycznością, można powiedzieć, że na lepszych stoperów widocznie w Gliwicach sobie nie mogą pozwolić. Ale reszta? Carles Martinez porusza się po murawie jak emeryt, a jego obecności na niej nie dostrzegłby nawet satelita NASA. John spędził na boiskach Ekstraklasy całe 17 minut, bo przez pół roku nie potrafił się przygotować, by wytrzymać całe spotkanie, zaś drugie z żądeł mających zastąpić Marcina Robaka – Rabiola, o swoich niewykorzystanych sytuacjach spokojnie mógłby już napisać książkę. Zagadką jest Nikiema, który właśnie otrzymał powołanie do pierwszej reprezentacji Burkina Faso i którym zainteresowanie wyraża Red Bull Salzburg. Natomiast Heberta na poważnie można traktować tylko w kategorii „Najzabawniejszy transfer roku”.

Nieco inaczej sprawa ma się z Badią, który okazał się dla nas miłym zaskoczeniem. Gość w Piaście zdążył zagrać już na każdej pozycji w pomocy, ale nie ulega wątpliwości,  że najlepiej czuje się tuż za plecami napastnika lub na skrzydle. Hiszpan ma znakomicie ułożoną lewą nogę, a dośrodkowania w biegu i ze stojącej piłki nie stanowią dla niego problemu. Do tego potrafi nieźle przywalić z dystansu, dysponuje także dobrą szybkością i dryblingiem, a w Polsce pojawił się z Segunda Division B. Pierwsze skojarzenie? Drugi Dani Quintana. Może to jeszcze nie ten poziom, co piłkarz Jagiellonii, ale wejście w Ekstraklasę 25-latek zaliczył okazałe. Do tej pory Badia zagrał w dwunastu meczach Piasta, w których zaliczył trzy ostatnie podania i trzy asysty drugiego stopnia:

  • wrzutka do Szeligi w meczu z Widzewem, po której ten strzela gola na 1:0
  • podcinka na nos do Wilczka w spotkaniu z Pogonią
  • idealne dośrodkowanie do Jurado z Jagiellonią
  • podanie otwierające Matrasowi prawą stronę w tym samym starciu, po tej akcji padł gol Kędziory
  • długie, prostopadłe podanie do Wilczka w meczu z Cracovią
  • świetna centra z rogu, po której Martinez zgrał piłkę do Jurado

Nieźle jak na pierwszą rundę w Polsce, co? Tym bardziej, że mówimy o drużynie, której domeną nie jest zdobywanie goli – w tej klasyfikacji Piast zajmuje bowiem miejsce czwarte od końca. Badię rzecz jasna będziemy mieć na oku do końca sezonu, a później – o ile w Gliwicach zdecydują się przedłużyć z nim umowę, na co gorąco liczymy – w kolejnych rozgrywkach. Jak widać, nawet w kartonie ze szrotem, może uchować się naprawdę ciekawy zawodnik.

WIKTOR DYNDA

Fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus

Pin It