Garbarnia Kraków to zespół, który w wyobraźni większości kibiców widnieje wyłącznie na czarno-białych fotografiach i kojarzony jest z początkami polskiego futbolu klubowego. Jest w tym oczywiście trochę racji, lata świetności ta drużyna ma już bowiem dawno za sobą, jednak kłamstwem byłoby stwierdzenie, że dziś Garbarni nie ma już na piłkarskiej mapie Polski. Obecna sytuacja mistrzów kraju z 1931 roku nie jest co prawda tak świetlana jak kiedyś, za to przeszłością tego klubu i związaną z nią ilością anegdot można by obdzielić niemal cały skład dzisiejszej ekstraklasy.
***
O niezwykłych historiach, przemilczanych ciekawostkach i wielkich sukcesach klubu opowiadał nam największy specjalista w tej dziedzinie, człowiek związany od najmłodszych lat z Garbarnią. Zapraszamy do lektury ostatniej już, trzeciej części wywiadu z Jerzym Cierpiatką.
***
Pierwsza część wywiadu z Jerzym Cierpiatką
Druga część wywiadu z Jerzym Cierpiatką
***
Środki, które wpłynęły ostatnio na konto klubu zostaną w takim razie przeznaczone wyłącznie na względy infrastrukturalne?
Nie tylko, przecież prowadzimy normalną działalność. Działalność klubowa to nie jest coś enigmatycznego pod względem finansowym. To ogromne wydatki, sięgające blisko dwóch milionów złotych w skali rocznej. W momencie, kiedy tych środków nie ma, rodzi się ogromny problem, jak było to ostatnio między innymi w przypadku Zagłębia Sosnowiec. Ich wspiera miasto, my tej pomocy nie możemy otrzymywać, bowiem nie jesteśmy klubem miejskim. Środki muszą więc być rozłożone na prowadzenie działalności sportowej, codzienne życie klubu, ale również na realizowanie programu inwestycyjnego. Chodzi nam, żeby toczyło się to w miarę możliwości równolegle, co nie jest jednak łatwym zadaniem. Nie chcemy doprowadzić do sytuacji, w której będziemy zmuszeni do obniżenia poziomu sportowego pierwszej drużyny, ze względu na problemy finansowe. Miejmy nadzieję, że uda się osiągnąć cel zarówno infrastrukturalny jak i sportowy. Utrzymanie się w drugiej lidze będzie bardzo trudnym zadaniem. Ale wykonalnym, wierzymy w trenera i zawodników.
Po czasie gry na stadionie Wawelu uważa Pan za dobrą decyzję o przeniesieniu się na Suche Stawy?
Nie było to przeniesienie na Suche Stawy, tylko właściwie powrót tam. W 2011 roku było sprawą oczywistą, że ten stadion nie dostanie licencji, więc Garbarnia pierwszą rundę sezonu 2011/12 grała na Hutniku. Ponieważ chcieliśmy stworzyć kibicom wywodzącym się w zdecydowanej większości z Krakowa jak najdogodniejszy dojazd na stadion, zrodziła się decyzja o przenosinach na obiekt Wawelu. Tam graliśmy cały rok 2012, jednak stan murawy pozostawiał wiele do życzenia, ponadto występowały inne problemy. A należy pamiętać, że wymogi licencyjne są coraz wyższe, PZPN podnosi poprzeczkę. Na to nałożył się fakt, że w związku z EURO i pobytem Anglików stadion na Suchych Stawach został zmodernizowany i prezentuje się okazale. Niewątpliwie boli nas jednak, że jesteśmy bardzo dalecy od siedziby klubu, kibicom jest to nie w smak. Przez zimę przemyślimy sprawę.
W ostatnim czasie zwolniony został trener Robert Orłowski, zastąpił go Mirosław Kmieć.
Była to zmiana przypominająca troszeczkę ogólnokrajową dyskusję, czy na stanowisku selekcjonera narodowej reprezentacji powinna nastąpić zmiana po nieudanych eliminacjach do mundialu w Brazylii. Wyraźna większość optowała za wersją, zresztą typową dla sportu, że brak wyników powinien przesądzić o wykonaniu oczywistego manewru kadrowego. W przypadku Garbarni było tak, że decyzja nie została podjęta po porażce 0:5 z Pelikanem Łowicz (kiedy wbrew wynikowi pierwsza połowa wyglądała całkiem nieźle), tylko w momencie, kiedy na 14 rozegranych spotkań Garbarnia przegrała 10. Dylemat, czy wykonywać jakiś ruch trwał długo. Pewnie za długo. Ale nie mieliśmy żadnej gwarancji, że zmiana trenera polepszy sytuację. Niby zatem mogliśmy zostawić sprawę swojemu biegowi. Mieliśmy świadomość jednak, że wtedy zderzylibyśmy się z falą krytyki, a niepodjęcie decyzji w takiej sytuacji byłoby co najmniej dziwne. Mówiąc delikatnie, nie byliśmy usatysfakcjonowani tym, co prezentowała drużyna. Uwzględniając nader trudne okoliczności startu do sezonu i silną konkurencję, staliśmy jednak na gruncie, że nie tylko brak szczęścia przesądził o tym, że traciliśmy punkty. Klasycznym przykładem był mecz z Pogonią Siedlce, kiedy, grając z przewagą jednego zawodnika, Garbarnia dopuściła w ostatnich minutach do dwóch zagrożeń pod swoją bramką. I w końcu przegrała… To przelało czarę goryczy i przesądziło o tym, że decyzja zapadła.
Śledziliśmy pracę trenera Kmiecia w Zagłębiu, zakończoną wprawdzie przedwcześnie, lecz wcale niejednoznaczną w chwili odejścia z Sosnowca. Runda wiosenna w wykonaniu jego drużyny była bowiem świetna, więc to też musieliśmy uwzględnić. Przyglądaliśmy się jego pracy również jako grającego trenera w Beskidzie Andrychów, gdzie miał ogromne problemy. Dokładnie przyglądałem się wtedy przebiegowi rywalizacji trzecioligowej w naszej grupie i wiem, że przy kolosalnych kłopotach natury kadrowej, przy bardzo wąskiej grupie zawodników, radził sobie jak należy. Toczyliśmy też rozmowy z innym trenerem, ale to nie odniosło skutku. Obaj szkoleniowcy mieli zatem jednakową pozycję startową, decyzja należała do nas. Wygraliśmy mecz w Elblągu, który może mieć przełomowe znaczenie, należy to jednak poprzeć jeszcze dobrymi występami i konkretnymi zdobyczami punktowymi w następnych meczach [Garbarnia zremisowała 2:2 ze Stalą Rzeszów, pokonała 1:0 Świt Nowy Dwór Mazowiecki, a na koniec wygrała w Radomiu 2:1 z Radomiakiem]. Mamy w pamięci to, co zdarzyło się na wiosnę, kiedy z trudem udało nam się utrzymać w II lidze. Wówczas kilkupunktowa zaliczka z pierwszej rundy stopniała po początkowych kolejkach wiosny. Tym razem będzie zdecydowanie ciężej, bo wzrosły wymagania stawiane między innymi przez Polski Związek Piłki Nożnej. Każdy następny mecz będziemy grali o wszystko. Jeśli te trzy mecze będą w naszym wykonaniu dobre, sytuacja będzie do uratowania.
Jak widzi Pan przyszłość Garbarni w najbliższych latach w przypadku czy to spadku, czy utrzymania?
Ewentualny spadek będzie czymś bardzo nieprzyjemnym, ale też nie może być to traktowane w kategoriach „być albo nie być”. Różne kluby spadają, ale my musimy zrobić wszystko, żeby zachować drugoligowy status i równocześnie prowadzić inwestycje tak, żeby przebiegało to jak najbardziej harmonijne. Mamy jednak świadomość, że będzie to bardzo trudne do zrealizowania. Z jednej strony reorganizacja ligowa, z drugiej niepewność związana z terminowością realizowania poszczególnych etapów, gdzie nie wszystko zależy od nas. Boisko ze sztuczną nawierzchnią i nasz rozkopany teren traktujemy w kategoriach przełomowych. Przez 15 lat tylko mówiło się tutaj jaki to Garbarnia ma majątek, ale z różnorakich względów żadnego postępu nie było. Mam tutaj na myśli uwarunkowania zewnętrzne, ale również to, co działo się w klubie. Teraz może nastąpić przełom, wygląda na to, że tak się stanie. Wcześniej nie było żadnego przejawu tego, że klub wkracza na ścieżkę inwestycyjną. Druga sprawa wiąże się z tym, że programowo prowadzona musi być działalność obliczona na młodzież. Proszę zwrócić uwagę, że grupy juniorskie plasują się w czołówce lig małopolskich, ruch od dołu, czyli młodszych kategorii wiekowych, też idzie bardzo prężnie. Jeśli chodzi o drugie boisko treningowe, z trawiastą nawierzchnią, jest to możliwe bardzo szybko. W najbliższym czasie powinna zostać również rozpoczęta inwestycja związana z głównym stadionem. Jeśli uda się to zsynchronizować, powinny być tu nieporównywalnie lepsze warunki. Miejmy nadzieję, że wszystko zacznie działać jako jeden organizm i zapewni klubowi stabilność finansową. Wtedy będzie można powiedzieć, że klub sam decyduje o swoim losie, bowiem do tej pory było z tym ciężko. Część komercyjna jest teraz absolutną koniecznością, musimy otrzymać środki na to, żeby klub mógł funkcjonować na zdecydowanie lepszym poziomie i w lepszych warunkach. Nie jesteśmy w najgorszej sytuacji, bowiem inne kluby zdane są na łaskawe podejście władz miejskich. Mamy świadomość, że nigdy nie dorównamy ani Wiśle, ani Cracovii. Natomiast naszą aspiracją jest być klubem numer 3 w Krakowie.
Co, Pana zdaniem, czyni Garbarnię wyjątkowym klubem?
Może zabrzmieć to górnolotnie, ale myślę, że mimo wszystko trzymanie się pod względem lokalizacji ciągle tej samej części Krakowa. To stare miejsce na Ludwinowie byłoby oddalone od obecnego lokum o kilka kroków. Dbamy też, aby widniejący w nazwie człon „Robotniczy” wciąż miał odzwierciedlenie w rzeczywistości. Garbarnia nadal jest otwarta na dzieci i młodzież z uboższych rodzin. Ich trudna sytuacja finansowa nie może stanowić bariery nie do przeskoczenia w uprawianiu sportu w naszym klubie. Wiąże się to z autentycznym poszanowaniem tradycji, czym jednak nie chcemy się zasłaniać i co niestety w przeszłości niejednokrotnie było nadużywane. Takie alibi nas nie interesuje. W przeciwieństwie do klubów, które wielkie sukcesy osiągały efemerycznie, Garbarnia ciągle trwa. Wielu klubów albo nie ma na mapie, albo dramatycznie obniżyły swój poziom. Poziom sportowy jaki Garbarnia osiąga jest co najmniej przyzwoity. Uwzględniając, jak ogromne trudności przeżywał klub, jest to powód do cząstkowej satysfakcji. O pełnej satysfakcji będziemy mogli mówić wtedy, kiedy powstanie nowy obiekt, który stanie się kołem zamachowym i będzie przybliżać Garbarnię do tego, żeby stać się, w pełni tego słowa znaczeniu, trzecią siłą Krakowa.
Rozmawiał: ADAM DELIMAT