Jest sierpień 2011 roku. Krótki pobyt w stolicy Grecji kończy się spotkaniem dwóch rodaków. Krzysztof Warzycha w słoneczny dzień popija sobie kawę w jednej z ateńskich kawiarenek. Rozmowę o futbolu przerywa młody mężczyzna przyodziany w barwy Panathinaikosu. Warzycha uśmiecha się, obaj panowie serdecznie się pozdrawiają. Przyglądam się temu trochę z boku, bo język grecki jest dla mnie zupełnie obcy. Zdarzenie to utwierdza mnie w przekonaniu, że duch Panathinaikosu nie umiera. Nie umiera również duch wielkiego, polskiego napastnika.
Po dwóch klubach z europejskiej najwyższej półki przychodzi czas na klub zgoła odmienny. Długo zastanawiałem się nad wielokrotnym mistrzem Grecji. W tym zespole jest „to coś” – trudno opisać to słowami. Wielka historia pisana biało-czerwonym piórem. Koniczynki już jakiś czas temu zniknęły z mapy europejskich pucharów. Real Madryt to oddech historii, Barcelona – powiew romantyzmu. Panathinaikos jest jak jedno i drugie. Tylko do lat świetności wciąż daleko. Oglądając mecz na Stadionie Olimpijskim – Spyros Louis, miałem wrażenie, że na własnej skórze odczuwam ducha sportu – nie tylko futbolu. Wspaniałe emocje, chociaż obiekt lekkoatletyczny. TUTAJ oburzałem się na termin „polska Borussia, ale nie ulega wątpliwości, że najbardziej utytułowany grecki klub wiele Polsce zawdzięcza. Tak czy owak zapraszam na trzeci odcinek Galerii klubowych ikon.
KRZYSZTOF WARZYCHA, napastnik, 1989 – 2004 (jako zawodnik) 2009/2010 (jako asystent trenera)
Wcześniejsze dwa odcinki rozpoczynały się od Stevena Gerrarda i Javiera Zanettiego. Tym razem zaczynamy od największej ikony w historii PAO. Robert Lewandowski to nie jedyny Polak po zakończeniu złotych lat polskiej piłki, który wypłynął na szerokie wody. Wcześniej piłkarzem rozpoznawalnym w całej Europie był Krzysztof Warzycha. Najlepszy strzelec w historii klubu i oficjalnie uznany za najlepszego obcokrajowca w historii greckiej ligi. „Gucio” zamienił Ruch Chorzów na Panathinaikos, kiedy w Polsce kończył się komunizm. Transfer otworzył nową kartę, bo to był pierwszy piłkarz, do którego COS (Centralny Ośrodek Sportu) nie miał praw. Chorzowianie na czysto zgarnęli milion dolarów. Ówczesny najdroższy piłkarz w historii kosztował 10 razy tyle. To tak, jakby teraz polski klub sprzedał piłkarza za 9,2 mln euro – suma dla polskiego klubu niewyobrażalna. Wcześniej COS pobierał haracz w wysokości 70% wartości.. Warzycha już w pierwszym sezonie strzelił 15 goli, pierwszy w debiucie z AEK Ateny. 12 trofeów z klubem, 3 tytuły króla strzelców ligi. Polski napastnik dotarł też do półfinału Ligi Mistrzów. W najbardziej elitarnych klubowych rozgrywkach na świecie strzelił łącznie 8 bramek – pokonywał bramkarzy m.in Juventusu Turyn.
MIMIS DOMAZOS, pomocnik, 1959-1978, 1979/1980
Na początku lat 60. piłka nożna doczekała się prekursora kontrowersyjnego zachowania. Domazos jako piłkarz był jak George Best. Za Grekiem stały ogromne umiejętności, jednak czasami wydarzenia pozaboiskowe brały górę. Jedna z największych legend Panathinaikosu Ateny w historii była w ciągłym konflikcie z polskimi trenerami – najpierw ze śp. Kazimierzem Górskim, później z Jackiem Gmochem. Debiut w wieku 17 lat, kolejne 20 lat rozegrane z koniczynką na lewej piersi. Kibice i koledzy z drużyny nazywali go generałem. Domazos uważał się za chodzący ideał piłkarza. To on w 82. minucie meczu z Olympiakosem Pireus w (1977 rok) strzelił bramkę przewrotką. Bramka odebrała mistrzostwo znienawidzonemu Olympiakosowi i tytuł mistrza Grecji powędrował do Aten. Wtedy Kazimierz Górski i Mimis Domazos wyściskali się po raz ostatni. W 1978 roku podpadł trenerowi Górskiemu i odszedł do AEK-u Ateny. Wcześniej, w 1966 roku jako 24-latek sprzeciwił się zatrudnieniu kilku młodzieżowców. Młody wtedy Domazos wziął stronę starszej generacji. Przez jeden sezon w AEK-u wywalczył mistrzostwo. Jako 38-latek wrócił do PAO i zakończył karierę za sprawą prezesa – Jorgosa Vardinoyannisa. Zdobył z Koniczynkami 13 trofeów, rozegrał 510 meczów. W 1971 roku był kapitanem podczas finału Pucharu Europy (0:2 z Ajaxem Amsterdam).
VELIMIR ZAJEC, pomocnik, 1984-1988 (jako zawodnik), 1996-1997 (jako trener)
Zanim przyszedł z Dinama Zagrzeb, Panathinaikos musiał stoczyć o niego morderczą walkę z HSV Hamburg. Jacek Gmoch w swojej drużynie miał dwóch piłkarzy, jak to określa, ponadprzeciętnych. Dimitrisa Saravakosa i Velimir Zajeca. Przez 4 lata pobytu w stolicy Grecji tworzył znakomity duet z Argentyńczykiem – Juanem Ramonem Rochą. Zajeca można porównać do Luki Modricia. W ich grze widać mnóstwo podobieństw. Obaj zaczynali w Dinamie Zagrzeb przygodę z poważną piłką, obaj zaistnieli w Europie, choć Velimir był kapitanem reprezentacji Jugosławii na mundialu w Hiszpanii 82′ i EURO we Francji 84′. W 1983 roku złamał nogę i zmuszony był zakończyć karierę piłkarza. Z drużyną zdobył sześć trofeów. Został trenerem – menedżerem, ale już z gorszym skutkiem. W jedynym sezonie na ławce trenerskiej Koniczynek zespół zajął dopiero 5. miejsce. Zajec realizuje się od wielu lat jako trener młodzieży w Dinamie Zagrzeb.
DIMITRIS SARAVAKOS, napastnik, 1984-1994, 1997-1998
Jacek Gmoch opisuje go jako bardzo pojętnego, inteligentnego piłkarza i człowieka. Nie było z nim żadnych problemów, był niebywale szybki – opisuje Gmoch. To polski szkoleniowiec wypatrzył Saravakosa w malutkim Panianiosie Ateny. Saravakos obok Warzychy stał się najwybitniejszym napastnikiem klubu w jego historii. Właśnie Polak i Grek tworzyli według wielu najlepszy duet od początku istnienia rozgrywek w Grecji. Nie ma w tym cienia przesady, bo Saravakos z „Guciem” rozumieli się bez słowa. Chemia pojawiła się niemal od razu, mimo że polski snajper z początku nie znał języka greckiego. Warzycha opisuje kolegę z boiska jako introwertyka, człowieka bardzo skrytego. W 1994 roku odszedł do odwiecznego rywala, AEK-u Ateny, z którym zdobył mistrzostwo. Wrócił dwa lata później, ale dwoma meczami pożegnał się z kibicami PAO. 254 mecze, 125 goli, 13 trofeów.
JUAN RAMON ROCHA, pomocnik, 1980,1989 (jako zawodnik), 1994-1996 i 1999-2000 (jako trener)
W 1979 roku prezes Jorgos Vardinoyannis ściągnął go z argentyńskiego Boca Juniors. Rocha określał siebie jako przyjaciela Diego Armando Maradony, wszak dzielili razem szatnię w Boca. W latach 80. w greckim futbolu wybuchła wielka afera, gdyż Rocha posiadał sfałszowany paszport. Tamtejsze kluby mogły zatrudniać określoną ilość obcokrajowców. Rocha miał grać w Grecji już cztery lata wcześniej, ale nie miał greckiego paszportu. Wyrobiłgo sobie w 1979 toku i grał pod nazwiskiem – Baboulis. Fałszerstwo polegało na tym, że Juan Ramon Rocha przy wyrabianiu dokumentów posłużył się przodkami z Grecji, którzy, jak się później okazało, nie istnieli. Zawodnikowi groziła deportacja, a Panathinaikosowi relegacja do II ligi. Rozeszło się po kościach i po zapłaceniu olbrzymiej grzywny Rocha grał już jako Argentyńczyk, blokując tym samym transfery innych obcokrajowców. Niemniej, jego nazwisko nieodłącznie kojarzy się z sukcesami. 227 rozegranych meczów, 8 trofeów.
JUAN JOSE BORELLI, pomocnik, 1991-1996
Po bezbramkowym remisie w ćwierćfinale Ligi Mistrzów w 1996 roku w Warszawie wydawałoby się, że Legia nie jest bez szans w walce o półfinał. Niestety, drużynę pogrążył Borelli. Argentyński rozgrywające na początku swojego pobytu w Grecji nie wyróżniał się niczym szczególnym. Wszystko zmieniło się, kiedy posadę trenera objął Rocha. W Atenach dwie bramki strzelił Warzycha, jedną Borelli, ale to reprezentant Argentyny wtedy grał na pozycji klasycznej „10″ i trzeba przyznać, że grał wprost fenomenalnie. Do 4 goli w Lidze Mistrzów dołożył 12 w lidze greckiej. Bohater meczu z AEK Ateny, który dał Panathinaikosowi mistrzostwo. Odszedł po zakończeniu fenomenalnego dla PAO sezonu. W listopadzie tego samego roku Argentyńczyk grał już w Realu Oviedo. W wieku 26 lat praktycznie zakończył karierę, bo po odejściu z Aten grał sporadycznie.
ANDONIS ANDONIADIS, napastnik, 1968-1978, 1981-1982
Jeśli ktoś jest wysoki i w miarę dobrze się rusza, dla klubu piłkarskiego oznacza skarb. Kiedy Andoniadis był młodym chłopakiem, dostał powołanie do wojska. Służbę odbywać miał w małej miejscowości – Trikalia. Podpisał kontrakt z miejscowym klubem i wtedy wkroczyli działacze wielkiego Panathinaikosu. Andoniadis miał podpisany profesjonalny kontrakt, więc mógł przejść do innego zespołu. Zawodnik nie przypominał w najmniejszym stopniu napastnika. Był wysoki i wyglądał trochę niezdarnie. Tymczasem w latach 1970-1975 zdobył aż 5 razy koronę króla strzelców ligi! Zagrał również w przegranym finale Pucharu Europy w 1971 roku i , jakżeby inaczej, zdobył koronę dla najlepszego strzelca europejskiego pucharu. W 1974 roku strzelone 39 goli w lidze o mało nie dało mu europejskiego Złotego Buta. Wyprzedził go o jedną bramkę słynny Gerd Müller. Odszedł w złej atmosferze, kiedy jego dyspozycja pozostawiała wiele do życzenia. Zrezygnował z niego trener Górski, a zły na włodarzy PAO Andoniadis po złości wybrał ofertę Olympiakosu Pireus. 242 mecze i 182 gole dla Panathinaikosu.
STRATOS APOSTOLAKIS, obrońca/pomocnik, 1988-1998 (jako zawodnik), 2001 (jako trener)
Często jest tak, że kibice kochają piłkarza, bo wykiwał ich największego wroga. W lipcu 1988 roku jeden z najlepszych piłkarzy Olympiakosu Pireus oświadczył, że zmienia barwy klubowe. Postanowił podpisać kontrakt z Panathinaikosem. Po tej decyzji władze greckiej federacji piłkarskiej postanowiły, że mecz o Superpuchar Grecji nie odbędzie się, z obawy przed wściekłymi fanatykami z Pireusu. Apostolakis jest jednym z symboli Aten. Grał aż 10 lat w zespole Koniczynek, w dodatku wystąpił 96 razy w reprezentacji Grecji, co było rekordem aż do czasów Theodorosa Zagorakisa (120 występów). Apostolakis objął w 2004 roku kadrę grecką kadrę olimpijską, jednak Grecja spisała się na własnych Igrzyskach Olimpijskich bardzo słabo – jeden remis i ostatnie miejsce w grupie z Mali, Koreą Południową i Meksykiem. Apostolakis przywdziewał koszulkę Panathinaikosu 249 razy i strzelił 21 goli.
YANNIS GOUMAS, obrońca, 1994-2009
Wiele sezonów w Panathinaikosie, owocujących w wiele trofeów. Goumas to „nowożytny” symbol klubu, wychowanek. Podpisał kontrakt, kiedy dla klubu na dobre zaczął się okres prosperity, odszedł – kiedy przyszedł kryzys – sportowy i finansowy. W pierwszej drużynie rozegrał 283 mecze i strzelił 27 goli. Największy sukces – zdobycie z reprezentacją kraju tytułu mistrza Europy w 2004 roku. Natomiast 29-letni wtedy Goumas cały turniej przesiedział na ławce rezerwowych. Dzisiaj jest asystentem trenera w Skodzie Xanthi.
JÓZEF WANDZIK, bramkarz, 1990-1999
Do klubu został polecony przez mającego coraz silniejszą pozycję w klubie Krzysztofa Warzychę. Obaj Polacy trzymali się razem – jak to obcokrajowcy na obczyźnie. Początki Wandzika były bardzo trudne, bo pierwsze mecze przypadły na dwumecz pierwszej rundy Pucharu Europy. Wtedy Lech Poznań wyeliminował Greków (1:5 w dwumeczu). Grecka prasa była dla polskiego bramkarza bezlitosna. To głównie jego uznano winnym kompromitującej porażki. Już od sezonu 1992/1993 Wandzik zaczął bronić fenomenalnie. Nie puścił bramki przez 906 minut. Razem z meczami pucharowymi uzbierało się 13 meczów bez kapitulacji. Jeden z greckich dziennikarzy nadał Wandzikowi pseudonim „Góra”, bo Polak wychodząc z bramki, stawał się królem przedpola. Ekspert od wybraniania sytuacji „sam na sam” i bronienia karnych. W lidze greckiej obronił aż 20 „jedenastek”! W 1994 roku Panathinaikos grał w finale Pucharu Grecji. (3:3, 4:2 w karnych). Po końcowym gwizdku kolega z zespołu wbiegł w Polaka z ogromnym impetem w geście radości. Z tym, że Wandzik przez to rozciął łuk brwiowy i zalał się krwią. Kolega był wdzięczny, bo wcześniej to on nie wykorzystał swojego rzutu karnego.
GIORGIOS DELIKARIS , napastnik, 1978-1982
Gdyby ten odcinek był o Olympiakosie Pireus, Delikaris byłby jednym z kandydatów do zestawienia. Oczywiście gdyby nie szokujący transfer do Panathinaikosu po 9 latach gry dla odwiecznego rywala. Czasu w Atenach nie spędził wiele, natomiast były to chwile okraszone wieloma sukcesami. Delikaris jakby odżył. W Pucharze Europy strzelał bramki m.in. Juventusowi Turyn. Uwielbienie dla Delikarisa wzięło się stąd, że po przejściu do PAO nie omieszkał wbić parę „szpilek” w swój były klub. Grał jak Rivera, ale bardziej podobny był do George’a Besta. Delikaris niespodziewanie w wieku 31 lat zakończył karierę. W plebiscycie kibiców i dziennikarzy został uznany 4. zawodnikiem w historii greckiej piłki, wyprzedzając w klasyfikacji licznych mistrzów Europy z 2004 roku. W lecie 2009 roku przeżył straszny wypadek samochodowy.
DIMITRIS SALPINGIDIS, napastnik, 2006-2010
Z początku nic nie zapowiadało jego wielkiej kariery. Zaczynał ją w 1999 roku w PAOK-u Saloniki, był wypożyczany. Dopiero genialna skuteczność na wypożyczeniu w AO Kavala sprawiła, że o Salpingidisie zaczęto mówić na poważnie. Po latach spędzonych w wielkich klubach, trafił do wielkiego Panathinaikosu. Pograł trochę w Lidze Mistrzów, został królem strzelców ligi greckiej. Salpingidis przez wielu uważany jest za jednego z najlepszych greckich piłkarzy od czasów „Złotej Drużyny”z 2004 roku.. Jego karierą zachwiał brak powołania na EURO 2004. Salpingidis miał wtedy 23 lata, jednak uznania w oczach Otto Rehhagela nie zdobył. Powołania doczekał się ponad rok później i z kadrą Grecjii już się nie rozstawał. Zagrał na EURO 2008, MŚ 2010 i EURO 2012. W meczu otwarcia w Warszawie pokonał Wojciecha Szczęsnego, czym praktycznie pogrzebał nasze szanse na awans. A w Panathinaikosie? 121 meczów i 46 bramek. W dodatku często był ustawiany na pozycji fałszywej „9″. Miał oferty z silniejszych lig, grał w kadrze, pozostał wierny Panathinaikosowi. Odszedł do PAOK-u, kiedy nie był już w pełni formy.
GIORGIOS KARAGOUNIS, pomocnik, 1995-1996, 1998-2003, 2007-2012
Już jako młody chłopak trafił do wielkiego Panathinaikosu Ateny. 19 – latek oglądał mecze swoich kolegów m.in. z Legią Warszawa w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i potem w Pucharze UEFA. Ani Rocha, ani Zajec nie poznali się na jego talencie. Przyszła ikona kubu została bez żalu sprzedana do malutkiego Apollonu Smyrna. Natomiast Karagounis nigdy nie wyrzekł się barw PAO. Po rozegraniu dwóch znakomitych sezonów wrócił do Aten i stał się zawodnikiem podstawowego składu. W Grecji nazwano go królem środka pola. Odszedł do Interu Mediolan, kiedy był gwiazdą nie tylko Panathinaikosu, ale całej greckiej piłki. Przez cztery lata europejskich wojaży zwiedził Mediolan i Lizbonę. Nie można powiedzieć, że sobie nie poradził. I w Interze, i w Benfice był solidnym graczem środka pola. Wrócił w 2007 roku do PAO, dokładając do swojego dorobku ponad 120 meczów. Wydawało się, że już kończy przygodę z piłką aż w wieku 35 lat przyszło powołanie na EURO 2012. Śmiało można stwierdzić, iż jedną z najjaśniejszych postaci poza Hiszpanami był właśnie Karagounis. Po EURO odszedł do Fulham i dalej imponuje formą. Niesamowite. Obok Zagorakisa najlepszy Grek na EURO 2004.
LOUKAS VYNTRA, obrońca, 2004-2013
Przez pewien czas w Panathinaikosie Ateny było bardzo dobrze. Klub oferował kontrakty na poziomie bardzo dobrych klubów Primera Division. W europejskich pucharach było raz lepiej, raz gorze aż po 2010 roku rozpoczął się zjazd. Wtedy oddzieliła się pewna grupa piłkarzy, która teraz uznawana jest za wielkich, nie tylko piłkarzy, ale też ludzi. Vyntra miał swoje oferty i mógł odejść jak szczur z tonącego okrętu. Odszedł w wieku 32 lat do Levante UD ze statusem legendy Koniczynek. 4 trofea, gra w Lidze Mistrzów, 227 meczów.
ANTIMOS KAPSIS, napastnik, 1968-1985
Można śmiało twierdzić, że jak Legia ma Lucjana Brychczego, Grecy mają Antimosa Kapsisa. Kapsis to opoka w greckim futbolu. Grał w klubie przez 17 lat i , co ciekawe, miał oferty z najlepszych europejskich klubów. Swego czasu mówiono o możliwości transferu do… Realu Madryt, ale pech Kapsisa polegał na tym, że w czasach jego gry Grecją rządziła junta wojskowa. Transfer został zablokowany, choć Hiszpanie oferowali ogromne pieniądze – oczywiście jak na tamte czasy. Kapsis, dzisiaj 63-latek, ma czego żałować, chociaż miano klubowej legendy nie ma ceny.
TRENER WSZECH CZASÓW: JACEK GMOCH (trener w latach 1983-1985, 2010)
Człowiek renesansu
Pan Jacek Gmoch w styczniu skończył 75 lat. W Polsce uchodzi za staruszka zapraszanego do studia TVP, staje się przedmiotem żartów kabaretów. Tymczasem Jacek Gmoch to człowiek światły, inteligentny, zna wiele języków, inżynier z wykształcenia. W Grecji traktują go jak rodowitego Greka, chodzącą opokę klubu. Wyobrażacie sobie, że dzisiaj jakiś polski trener odnosi sukces w Europie, prowadząc znany w na całym Starym kontynencie klub piłkarski? No, ja jakoś niebardzo. Przychodził do klubu w 1983 roku, kiedy Panathinaikos bronił się przed spadkiem. Przed Polakiem postawiono trudne zadanie wydźwignięcia zespołu z permanentnego kryzysu. Gmoch podzielił zespół na 3 „jedenastki” i między meczami organizował sparingi. Jeśli ktoś grał dobrze, awansował do pierwszej grupy, a jeśli ktoś zawodził, został zdegradowany. Polski szkoleniowiec zdobył dublet i dotarł do półfinału Pucharu Europy. Trener również postarał się o sprowadzenie z USA specjalistycznych urządzeń, które NASA używała do wzmocnienia mięśni.
Kontrole w środku nocy
Grecy lubili się zabawić na mieście. Działacze PAO wycwanili się i szykowali zapisy w kontrakcie, że klub ma prawo kontrolować, czy piłkarz w godzinach nocnych jest w domu. Jacek Gmoch jak nikt inny nie potrafił złapać za mordę rozkapryszone gwiazdy. Czasami potrafił zapukać do drzwi o północy. Niektórzy dopiero wychodzili po kontroli, więc nieraz wpadano do domu o 02:00 albo 04:00. Również często donosili kibice. Delikwent musiał potem cały dzień biegać aż do granic wytrzymałości.
Horror w Pucharze Europy
Półfinał elitarnych rozgrywek to wielki sukces, ale mało brakowało, aby Grecy odpadli już w I rundzie z Linfield Belfast. Jest 60. minuta i na świetlnej tablicy 0:3. Prezes schodzi blady na ławkę trenerską, Gmoch wychodzi z równowagi. Panathinaikos remisuje i awansuje do dalszych gier. Potem przyszedł czas na równie trudny mecz z IFK Goeteborg. W półfinale Panathinaikos wpadł na wielki Liverpool. Zapytany o ten dwumecz pan Gmoch nie ukrywa swojej irytacji. Holenderski trener Kaiser według Polaka „wydrukował” mecz rewanżowy. Po pierwszym meczu przegranym 0:1 przyszedł czas na ostateczne starcie. W Anglii sędzia nie uznał prawidłowo zdobytej bramki, nie podyktował dwóch ewidentnych rzutów karnych. Anglicy strzelili bramkę z 30 metrów i było po zawodach – wspomina.
W Grecji jeśli wygrywasz, jesteś bohaterem. Jeśli przegrywasz, jesteś nikim
Jacek Gmoch
#εκτίμηση #θρύλος #φοβερό
KAMIL ROGÓLSKI
Partnerem artykułu jest fan page Kibice Klubów Niedocenianych
Galeria klubowych ikon (1). Liverpool FC