Piłkarze nazywają go „Fochnalikiem”…
Odgrzewane kotlety, czyli coś, na co niekoniecznie ma się ochotę, bo jednak trochę cuchnie i może być przeterminowane, ale… spróbować warto, bo zawsze jakieś ciekawe kąski można wynaleźć. Potrawa szczególnie polecana dla ludzi wygłodniałych, ale również dla prawdziwych koneserów.
Na pierwszy ogień idzie Waldemar Fochnalik… Oj, przepraszam – Fornalik oczywiście i tekst o nim. Pamiętacie to, co mówili o trenerze byli i obecni zawodnicy Ruchu? No właśnie. Warto przeczytać i zapoznać się z drugą stroną medalu. Fachman dobry, ale człowiek gorszy. Zresztą, przeczytajcie sami…
***
TEKST OPUBLIKOWANY 16.10.2012 NA FUTBOLNET.PL
Spokojny, grzeczny, miły, ułożony – to jedna strona medalu. Ale z drugiej pojawia się stwierdzenie: tylko dla tych, których lubi. Niektórzy ludzie są dla niego niewidzialni. W Ruchu Chorzów kibice go uwielbiali, lecz gdy wchodził do szatni, robiło się poważnie, czasami groteskowo. Poznajcie drugą twarz Waldemara Fornalika, którą na co dzień skutecznie ukrywa…
Piłkarze mówią o nim: starszy pan, który zawsze jest obrażony na wszystko dookoła. Jego pseudonim artystyczny to „Fochnalik”…
Wejście smoka
Nieobyty z wielką presją Fornalik objął kadrę niejako w pośpiechu. Nie było innego kandydata, w potyczce z Jerzym Engelem i Jackiem Zielińskim jego kandydatura wydawała się najbardziej konkretna. Choć faktem jest, że już przed Euro w związku wiedzieli, że to właśnie trener Ruchu zostanie selekcjonerem. Pierwsze słowa krytyki usłyszał bardzo szybko, bo przy powołaniach na towarzyskie spotkanie z Estonią. Wziął tych samych zawodników, którzy zawalili Euro, brakowało świeżej krwi. Odezwały się głosy, że będzie się podporządkowywał gwiazdom, nie będzie potrafił zapanować nad rozwydrzonymi reprezentantami. Porażka 0:1 dolała tylko oliwy do ognia. Fornalik zgłupiał. Dotąd nie spotkał się z taką falą krytyki. A był to tylko mecz towarzyski…
Gdy przychodził do Chorzowa w 2009 r., ambicje były zgoła odmienne: utrzymać drużynę w najwyższej klasie. Obejmował zespół rozbity, po kilku porażkach z rzędu za panowania Bogusława Pietrzaka. Już w pierwszym meczu Fornalik zremisował przy Bułgarskiej z Lechem 1:1. Potem było już tylko lepiej – finał Pucharu Polski z Lechem Poznań (0:1) i pewne utrzymanie w lidze. Wejście miał znakomite.
- Wspominam go bardzo dobrze, wyrwał nas z zapaści. Kto wie, jak by się ten sezon dla nas skończył. Mieliśmy tylko kilka punktów przewagi nad strefą spadkową. Oceniam go bardzo dobrze – wspomina Grzegorz Baran, wówczas gracz niebieskich, obecnie GKS Bełchatów.
Jest jednak także druga strona medalu…
Niemedialny. Unika kontaktów z prasą jak ognia. Jego największym wzorem trenerskim zawsze był Orest Lenczyk. Podobnie jak on, Fornalik nie lubi być prasowym tygrysem. Wolał pozostać z boku, dwa kroki za drużyną. Schowany, skupiony na pracy. – On w ogóle nie lubił rozmów z ludźmi. Po prostu ma strasznie ciężki charakter. Nie jest kontaktowy, unika trudnych konwersacji – przypomina sobie jeden ze współpracowników trenera z czasów pracy w Ruchu. I dodaje: – Pamiętam, jak kiedyś piłkarze w szatni śmiali się, wygłupiali po wygranym meczu. Normalne. Gdy wszedł Waldek, od razu rozmowy zamilkły, popatrzył krzywo i wyszedł. Nie miał z nimi dobrego kontaktu, zawodnicy niezbyt lubili jego towarzystwo, przeszkadzał im w normalnym zachowaniu. – Rzeczywiście coś w tym jest. Gdy Fornalik tylko na człowieka spojrzał, od razu było nieprzyjemnie – przypomina sobie Baran. – Ma bardzo chłodne spojrzenie – dodaje.
„Waldek King” lubi upokarzać
To jeszcze nic. Najciekawiej było, kiedy witał się z całą drużyną. Nie dość, że nierzadko z ręką w kieszeni, to jeszcze nie patrząc na tych, których nie szanował. Groteskowo było, gdy zaczynał opowiadać dowcipy. – Niektórzy śmiali się z musu. Ja nigdy. Kawały zawsze były drętwe, ciężkie, nie dla piłkarzy. Teraz szatnia jest wesoła, trener Jacek Zieliński potrafi rozluźnić atmosferę. Za Fornalika zawsze było w niej duszno – podkreśla jeden z obecnych zawodników chorzowskiego Ruchu.
Fornalik bardzo źle traktował młodych zawodników. Nie to, że musieli nosić sprzęt, bo to normalne w każdym klubie. Ciekawą historię przytacza jednak były zawodnik Ruchu, Maciej Scherfchen: – Pamiętam odprawę pomeczową, bodajże w poniedziałek. Prosto ze szkoły przybiegł na nią nastoletni wówczas Patryk Stefański. Spóźnił się może o dwie minuty. Wszedł, przeprosił trenera. Fornalik mu na to: „Zamknij drzwi”. Młody przymknął, a trener spojrzał na niego krzywo i odpysknął: „Ale nie z tej strony”.
Głównym zarzutem w jego kierunku jest jednak nadmierne faworyzowanie niektórych graczy. – Skończyłem już piłkarską karierę i nie chcę nikomu psuć opinii, dlatego lepiej, jak nie będę się na temat trenera wypowiadał – ucina szybko były gracz niebieskich, Marcin Zając. Po chwili jednak dodaje: – Jeśli jesteś trenerem, powinieneś wszystkich traktować tak samo. Nie może być tak, że szkoleniowiec ma swoich pupili i ich faworyzuje. Współpracowałem w swojej karierze z wieloma trenerami, ale tylko z Fornalikiem były problemy.
- Gdy trener przychodził do Ruchu, odbyliśmy szczerą rozmowę. Fajnie ją przyjąłem. Potem jednak bez słowa wytłumaczenia nasz kontakt kompletnie się urwał. Byłem dla niego niewidzialny. I nie tylko ja. Obojętnie, co człowiek by nie robił na treningach, nie było żadnych szans nawet na krótką rozmowę. Czasami było to wręcz upokarzające – wtóruje Zającowi inny były zawodnik „Niebieskich”.
Coś w tym jest. W zasadzie każdy zawodnik, z którym rozmawialiśmy, wspominał o tym, że Fornalik ma swoich pupilków, których ciągle chwali, pokazuje całej drużynie, co robią dobrze. Nie widzi u nich wad. Natomiast wybiera sobie także piłkarzy, których omija szerokim łukiem. Nie zwraca na nich uwagi, jakby byli niewidzialni. – Jedni mogli zawalić bramkę, przegrać nam mecz i na odprawie usłyszeliśmy, że powinniśmy ich zaasekurować. Inni po jednym błędzie zostali wyrzuceni ze składu – wspomina Maciej Scherfchen, były gracz Ruchu.
Pytanie nasuwają się same: gdzie znika poza selekcjonera z konferencji prasowych i telewizyjnych programów? Gdzie chowa się Fornalik kulturalny, inteligentny, wiedzący, jak zachować się w określonej sytuacji? W szatni wciela się w kogoś, kto – jak twierdzą zawodnicy – nie potrafi pokazać klasy, jest wybuchowy, często przeklina. – W mediach niby nie krytykuje swoich zawodników. Podczas meczu wyzywa ich od najgorszych. Nikt nie mówi tego głośno, bo ma wyniki. Jak? Sami nie wiemy. Ma niesamowite szczęście. Pewnie wygra fuksem 1:0 z Anglią i znowu nikt na niego złego słowa nie powie – stwierdza kolejny piłkarz Ruchu i kontynuuje: – Jeśli zaś przegramy, to wszystko zwalimy na kontuzję Kuby Błaszczykowskiego i też będzie dobrze.
Podaj swój numer
Żaden z aktywnych zawodników nie chce wypowiadać się pod nazwiskiem. Wszyscy liczą się z tym, że Fornalik to jednak selekcjoner, nie wypada go krytykować. A jednak robią to. Tyle że po cichu. – Jeśli ktoś gra w piłkę, nie będzie robił sobie pod górkę. Szanuję go, kibicuję jego reprezentacji, ale swoje zdanie mam – podkreśla Marcin Zając.
Gdy rozmawiamy z kolejnym graczem „Niebieskich”, szybko przestrzega: – Chcesz napisać coś kontrowersyjnego o „Fochnaliku”? Koniecznie zrób eksperyment. Podpisz się imieniem i nazwiskiem oraz podaj swój numer telefonu. Jestem pewien, że do ciebie zadzwoni. Jest tak w siebie wpatrzony, że wydzwania do dziennikarzy i ich edukuje. Tylko dlaczego jeszcze nikt nie napisał o nim nic złego? A raczej prawdziwego. Chyba się boją.
Ciekawą historię ma do opowiedzenia Maciej Scherfchen. – Gdy grałem w Ruchu, w pewnym wywiadzie skrytykowałem klub za to, że nie płaci pracownikom. Od tego czasu wszyscy się przeciw mnie sprzysięgli. Ale po powrocie z wypożyczenia do Arki Gdynia zaczęło się najgorsze – zaczyna swoją opowieść popularny „Szeryf” i mówi dalej: – Pierwsze wrażenie było całkiem dobre. Ale potem zostawałem wystawiany na nie swoje pozycje. Fornalik robił wszystko, żebym tylko nie grał. Zachowywał się tak, jakby mnie w ogóle nie było.
Gdy pytamy Scherfchena o to, jak ocenia obecnego selekcjonera, od razu odpowiada: – Całkiem niezły fachowiec. Ale człowiek fatalny. Nie potrafił zbudować atmosfery, był markotny, pokazywał to całym sobą. Za moich czasów nie funkcjonował jeszcze jego pseudonim, ale śmialiśmy się, że zawsze jest na wszystko i wszystkich obrażony. Używaliśmy mniej wybrednej wersji, ale nie nadaje się do publikacji. Gdybyś to napisał, Fornalik podałby mnie pewnie do sądu.
Ciągniemy temat i przedstawiamy tezę, jakoby Fornalik miał swoich faworytów. – No więc, właśnie. On zazdrościł swoim piłkarzom! Że są inaczej ubrani, że mają inne auto. Wszystko, co było inne od niego, było spisywane na straty. Połowa składu miała przechlapane. Wiecznie był niezadowolony z życia i zarażał tym szatnię. Gdy wchodził, nastawała grobowa cisza. Najlepsze było, jak się witał. Nie patrzył w oczy tym, których nie lubił. Albo na korytarzu, gdy udawał, że kogoś nie widzi, nie odpowiadał na „dzień dobry” – kończy Scherfchen, obecnie piłkarz drugoligowej Olimpii Elbląg.
KAMIL SZENDERA