W „Futbolu Obnażonym”,
Dave Kitson
Anonimowy Piłkarz, wspominał, że hity transferowe rzadko są pierwotnie zakładanymi transakcjami. Najczęściej nie są to gracze z topu listy życzeń danego menedżera, a jedynie coraz mniej pożądane wyjścia awaryjne. Które miejsce w notesie Arsene Wengera zajmował Danny Welbeck? Mieścił się chociaż w pierwszej dziesiątce?
Francuski menedżer to łebski facet. Wyciągnął słuszne wnioski z zeszłorocznej kampanii. Serii wygranych bitew, ale ostatecznie przegranej wojny. 128 dni liderowania w Premier League zostało w dużej mierze zaprzepaszczone dziurawą obroną, wzmocnioną teraz samorodnym talentem w postaci Caluma Chambersa i w pełni zasymilowanym z Premier League freteńczykiem, Mathieu Debuchy’m. W Arsenalu, z całą plejadą kreatywnych graczy w drugiej linii, dynamicznymi skrzydłowymi posiłkowanymi teraz skutecznym Alexisem Sanchezem. W tym maglu, który uzupełnili 2, 3 i 7, stosując archaiczną boiskową nomenklaturę, brakowało klasowej 9. Personifikacją ów cyfry na pewno nie jest Danny Welbeck.
Napastnik, który gdyby nie miał angielskiego obywatelstwa i gdyby nie legitymizował się piłkarskim dorastaniem w Carrington, przygodę z Wyspami zakończyłby pewnie na Championship. Bez jednej cechy wynoszącej go ponad przeciętność, za to z mnóstwem przywar i futbolowych ułomności. Bez talentu do atakowania czy to ze skrzydła czy z centrum napadu. 24-latek ma dzisiaj zastąpić Oliviera Giroud oraz pomóc wznieść Arsenal do poziomu mistrzowskiego tytułu. No, tego Welbeck chociaż zdążył posmakować, w przeciwieństwie do jego nowych kolegów z szatni. Sęk w tym, że kontuzjowany obecnie Francuz na pierwszoligowym szczeblu na razie nie zszedł poniżej 11 goli w sezonie. Najlepszy sezon wychowanka Manchesteru United jak dotąd zamknął się w 12-stu trafieniach.
Te wykreślone nazwiska w notesie Wengera, kolejne wyrzucane nazwiska z listy życzeń, aż rozpacz wreszcie zaprowadziła Francuza po Welbecka, to dowód obecnej pozycji Arsenalu na rynku transferowym. Podobnie zresztą jak całej brytyjskiej piłki. „Kanonierzy” odpadli w wyścigu po Alessio Cerciego. Na krajowym podwórku truciznę do uszu Radamela Falcao oraz Loica Remy’ego skuteczniej sączyli odpowiednio i wyzbyty z napastników Manchester United, i mająca ofensywnych graczy aż w nadmiarze Chelsea.
Czy ktoś z czołówki ligi angielskiej ma teraz gorszą sytuację ze środkiem ataku? Czy gorszymi armatami dysponuje jakaś drużyna… ze środka tabeli? Everton ma Lukaku, Tottenham może liczyć na Adebayora, nawet Southampton ma Jaya Rodrigueza. Arsenal? Kontuzjowany Giroud. Nieopierzony Yaya Sanogo. Reszta to gracze przywiązani do boku. Alexis Sanchez nie stanie się „9″, nie ważne z jak rozwiniętym uporem maniaka będzie go Wenger na tę pozycję przekształcał. Chilijczyk potrzebuje przestrzeni i kogoś, kto będzie zbierał wiatr od sianej przez niego burzy. Lukas Podolski nawet w Bayernie nie przekroczył bariery 20 goli. Joel Campbell, wyłączając mundial, nie zagrał dotąd choćby pół dobrego sezonu w poważnym klubie. Menedżer Arsenalu niegdyś eksperymentował na środku ataku z Theo Walcottem , lecz – mimo niezłego efektu – Francuz odszedł od tego pomysłu. Nawet mimo głośno tupania nóżką angielskiego skrzydłowego w mediach. Poza tym, żeby trwale stanowić stanowić o sile kanonierskiej awangardy przynajmniej na dwóch frontach, 25-latek musiałby rzadziej przebywać na L-4.
Arsenal, tak jak cała Premier League, zbiera jednak transferowe ochłapy. Co prawda tłuste, soczyste i ciągle dobre kawałki, niemniej – ochłapy. Resztki, których nie zdołała strawić oś Madryt – Paryż – Barcelona – Monachium. Najwyższa transakcja w brytyjskim futbolu to teatr aktora mającego być w Realu zaledwie dublerem. Transferowy strzał w „10″ „Kanonierów” to oddany niemal bez żalu Sanchez, który miał przypadkiem nie wejść na czerwony dywan rozłożony przed Camp Nou dla Luisa Suareza. Jedynym pożądanym przez tych najmożniejszych kąskiem, wyrwanym z iberyjsko-germańskiego syndykatu transferowego, są przenosiny na Old Trafford Radamela Falcao, choć i tu nie wiadomo jak bardzo zdeterminowani byli „Królewscy” oraz jaką rolę odegrała zagmatwana sprawa własności karty zawodniczej Kolumbijczyka. Premier League, a właściwie sama Chelsea, zdołała rozszarpać jedynie Atletico, nie mogące finansowo zablokować exodusu własnych gwiazd
To mercato stanowiło preludium dystansu, jaki w tym sezonie będzie dzielił najlepszych z Premier League od Bayernu oraz hiszpańskiego superduetu. Na Wyspach Di Marię i Sancheza witano jak króli. Z Półwyspu Iberyjskiego oddano ich w oczekiwaniu na Luisa Suareza oraz Jamesa Rodrigueza.
Premier League, przyczółek dla ekskluzywnych wygnańców.
TOMASZ GADAJ
fot. manutd.com