Zapraszamy na pierwszy odcinek cotygodniowego podsumowania najważniejszych piłkarskich wydarzeń z Wielkiej Brytanii. Dziś zaserwowane danie jest, dla kibiców angielskiego futbolu, z gorzkim sosem przyrządzonym przez młodych zawodników kadry U-20.
***
Na Wyspach nic nowego. Anglia dalej zbiera baty od coraz bardziej egzotycznych rywali. Póki co dramatycznie jest tylko w piłce młodzieżowej. Kto jednak, jak nie obecne pokraki, za kilka lat stanowić będą o sile pierwszej reprezentacji?
Drużyna U-20, pod wodzą Petera Taylora, przegrała dwa dni temu ze swoimi egipskimi rówieśnika. To, a także dzięki remisom z Irakiem oraz z Chile, dało Lwiątkom Albionu ostatnie miejsce w grupie E. E jak embarrassing.
***
W sumie, ta porażka dobrze zgrała się z pewnymi słowami. Ledwie kilka dni temu o bolączkach brytyjskiego futbol mówił Osvaldo Ardiles, kadrowicz złotej reprezentacji Argentyny z 1978 roku. A także człowiek, który ponad 16 lat zawodowej kariery piłkarskiej i szkoleniowej poświęcił Anglii. Legenda Tottenhamu prorokuje, że jeśli na Wyspach nie rozpoczną się głębokie przemiany w szkoleniu, dodatkowo nie redukując liczby obcokrajowców w Premier League, to ojczyzna futbolu na tytuł mistrza świata poczeka jeszcze przynajmniej dwie dekady. 61-latek jako wzór działania podał drogi obrane przez Francję i Hiszpanię. Kraje dziesięcioleciami zawodzącymi oczekiwania, by w końcu – po wdrożeniu drastycznych reform – zostać najlepszymi drużynami mundialów oraz mistrzostw Europy.
Jeszcze kilka lat temu pyszni Anglicy uznaliby Ardilesa za podstarzałego, plecącego bzdury durnia. Teraz jednak przytłaczająca część wyspiarskich kibiców zgadza się z opinią byłego pomocnika Swindon. W niedawnej sondzie BBC 91 % ankietowanych uznało, że Synowie Albionu nie zdobędą w najbliższym dziesięcioleciu pucharu Julesa Rimeta.
***
Tevez pożegnał się z Premier League. Rodak Ardilesa zakończył, przynajmniej na jakiś czas, siedmioletnią, napisaną występami w West Hamie oraz w obu klubach z Manchesteru, angielską przygodę. Zaczyna natomiast, warty 10-12 milionów funtów, etap apeniński. A konretniej – turyński. I to z wysokiego C, przejmując bowiem w Juventusie numer 10, poprzednio należący do Alessandro Del Piero. Nadzieje wielkie, tak jak wielkie było przywitanie. Niczym inny Argentyńczyk, tyle, że na co dzień zamieszkujący Rzym.
” Czuję ogromną odpowiedzialność związaną z tym numerem. Jestem świadomy wielkiej odpowiedzialności, jaka na mnie spadła. Odpowiedzialności reprezentowania Juventusu i gry z tym numerem. To wielkie wyzwanie.”
***
Manchester, oprócz Teveza, opuszcza także Rene Meulensteen. Tyle, że opuszcza Manchester United. Tym samym Old Trafford traci już trzeci dawnego relikt sztabu szkoleniowego Sir Alexa Fergusona. Moyes zaoferował Holendrowi pozostanie, lecz ten ponoć zmierza ku Rosji. Jego rodak z Anży Machaczkała, Guus Hiddink, przyjmie go z otwartymi rękoma. I pokaźnym portfelem.
Niepewna sytuacja wygląda w przypadku Patrice’a Evry. Moyes otwarcie bowiem poluje na Leightona Bainesa, swojego byłego już podopiecznego z Evertonu, jednocześnie najlepszego lewego obrońcę Premier League. Gdyby udało się ściągnąć Anglika do United, Evrę czekałoby niechybnie miejsce na lewej stronie. Ławki rezerwowych. Sprawę monitoruje mało aktywne ostatnio na rynku Monaco, w którym Francuz grał wcześniej przez cztery sezony (2002-2006).
***
Jest Schürrle, ma być Cavani. Jose Mourinho buduje swój projekt na Stamford Bridge. Do pełnego wykończenia brakuje już tylko skutecznego napastnika. Według brytyjskich mediów, Chelsea za Urugwajczyka oferuje Napoli 45 milionów funtów. W grę wchodzi także mniejsza kwota odstępnego plus jakiś zawodnik. Rafa Benitez zapewne nie miałby nić przeciwko Fernando Torresowi.
Tymczasem „The Blues” wietrzą szatnię. Rzeczy już zabrali Ross Turnbull, Paulo Ferreira, Florent Malouda i Yossi Benayoun.
***
Transferowa ofensywa Liverpoolu trwa. Ofensywa dotąd skromna, bo złożona z hiszpańskich niewiadomych oraz będącego już chyba po drugiej stronie rzeki Toure. Teraz jednak transakcja Brendana Rodgersa może imponować. Irlandczyk z Północy już od dłuższego czasu daje znać, że na Anfield Road zakończyła się era kupowania przepłacanych drewniaków. W szeregi „The Reds” dołączył jeden z najlepszych bramkarzy Premier League,. Simon Mignolet, bo o nim mowa, spokojnie mógłby grać dla klubu regularnie występującego w Lidze Mistrzów. Oprócz tego, im więcej meczów Liverpool rozpocznie bez Pepe Reiny między słupkami, tym więcej punktów 18-krotny mistrz Anglii będzie miał na koniec sezonu.
Reformy Brendana Rodgersa trwają.
***
Na zachodnim wybrzeżu burza już chyba minęła. Wygląda na to, że konflikt w Swansea, między prezesem Huw Jenkinsem, a trenerem Michaelem Laudrupem dobiegł końca. Ze starcia zwycięsko wyszedł Duńczyk. Nie odszedł co prawda do Realu, czy PSG, o czym plotkowały media, lecz dostał upragnione warunki – rozbicie skromnego walijskiego banku i spokój przy transakcjach. Migiem na Liberty Stadium zameldował się Jordi Amat, a niebawem ma to zrobić Wilfried Bony. Król strzelców, najlepszy piłkarz Eredivisie. 31 bramek w 30 meczach. Będzie ciekawie. Duet Michu-Bony mógłby stać się postrachem, jak w latach 90′ Alan Shearer i Michael Owen. Postrachem nie tylko Premier League, ale i Ligi Europy.
Tomasz Gadaj