Finał Ligi Mistrzów z masą podtekstów

Nareszcie. Już dzisiaj będziemy świadkami finału najlepszych klubowych rozgrywek świata, które jednocześnie będą świętem niemieckiego futbolu i policzkiem dla piłki angielskiej oraz hiszpańskiej. Na londyńskim Wembley naprzeciw siebie wyjdą aktualni mistrzowie i wicemistrzowie Niemiec, by rozstrzygnąć, kto jest najlepszą drużyną Europy. Czy nazywana „Chłopcami Kloppa” Borussia Dortmund zdoła przeciwstawić się potężnemu i rozpędzonemu Bayernowi, czy może „Bawarczycy” osiągną największy sukces w dziejach ojczyzny Goethego i zdobędą potrójną koronę?

Odpowiedź poznamy dzisiaj późnym wieczorem, a batalia zapowiada się nad wyraz obiecująco. Raz, bo będzie to finał Ligi Mistrzów, więc emocji i piłkarskiej jakości nie powinno zabraknąć, dwa, ponieważ spotkaniu towarzyszą całe kontenery podtekstów, jeszcze bardziej podgrzewających i tak już rozgrzaną do ceglastej czerwoności atmosferę.

Po pierwsze, prawdopodobnie będzie to ostatni mecz w Lidze Mistrzów w życiu Juppa Heynckesa. Wielki szkoleniowiec odchodzi na emeryturę, a na jego miejsce wskakuje równie dobry, a może i lepszy Pep Guardiola, przejmując zabójczą machinę skonstruowaną przez sędziwego Niemca. Nie da się ukryć, że gdyby nie angaż Katalończyka, 68-letni szkoleniowiec nie kończyłby jeszcze swojego romansu z ławką trenerską. Potwierdzają to słowa Uliego Hoenessa, prezesa monachijskiego klubu, który bez ogródek stwierdził: – Jego decyzja o zakończeniu kariery szkoleniowej nie była całkowicie dobrowolna. Poinformowaliśmy go o rozmowach z Guardiolą i choć chciał zostać na kolejny sezon, postanowił w ten sposób zakończyć sprawę. Jesteśmy mu bardzo wdzięczni, że obeszło się bez scen. Nie mieliśmy wyboru – Guardiola był do wzięcia teraz i nie wiadomo, kiedy ponownie nadarzyłaby się taka okazja.

Mimo że Heynckes zachował się z wielką, rzadko spotykaną klasą, trudno się spodziewać, że nie chowa urazy. Stworzył wielki zespół, a teraz – gdy wszystko działa jak należy – zostaje kopnięty w tyłek i odstawiony do muzeum. Dlatego na pewno zrobi wszystko, by pożegnać się z kibicami zwycięstwem w LM i podnieść poprzeczkę swojemu następcy na trudną do przeskoczenia wysokość. Bo – jeśli wszystko pójdzie po myśli Heynckesa – powtórzenie takiego sezonu może być niewykonalne nawet dla Guardioli.

Skoro doszliśmy do wyrywania efektów cudzej pracy, czas na drugi aspekt, niechybnie podkręcający napięcie związane z londyńskim finałem. Bayern od lata przejmuje cudowne dziecko Dortmundu, Mario Goetzego, co było okrutnym ciosem zarówno dla Juergena Kloppa, jak i całego zespołu BVB. Charyzmatyczny szkoleniowiec wprost mówił o tym w wywiadzie dla The Sun: – Wiadomość o jego odejściu była niczym atak serca.  Dowiedziałem się o tym dzień po wygranej z Malagą. Przez dobę cieszyłem się z tego zwycięstwa i wówczas ktoś uznał, że wystarczy, bezlitośnie rzucając mną o podłogę. To była rozpacz.

Niemiec wspomniał także o reakcji drużyny: – To prawda, kilku chłopaków nie mogło spać. Dzwoniłem do sześciu czy siedmiu graczy, ponieważ wiedziałem, że pękło im serce. Czuli, że to ich wina – Mario odchodzi, bo nie jesteśmy dość dobrzy.

Sytuacje zaognia jeszcze możliwa przeprowadzka do Bawarii Roberta Lewandowskiego. Klopp także o tym rzucał bezpośrednio: – Jeśli jesteś wystarczająco inteligentnym piłkarzem, weźmiesz ten pierdolony puchar, wejdziesz z nim do szatni twojego nowego klubu i rzucisz im go na stół. Przecież twoi nowi koledzy nie będą zachwyceni, że przychodzisz zabrać im miejsce w składzie, więc coś musisz mieć ze sobą. Nie ma nic lepszego od pucharu Ligi Mistrzów.

Stąd – biorąc pod uwagę odejście Goetzego i możliwy transfer „Lewego” – również dla Kloppa nie będzie to mecz ze zwykłym rywalem.

Bayern wykrada z jego stajni co lepsze kąski i ambitny szkoleniowiec na pewno nie przejdzie z tym do porządku dziennego. Dzisiaj wieczorem będzie chciał udowodnić, że pieniądze to nie wszystko i zabrać puchar do Dortmundu. Klarownie wyłożył, co myśli o polityce Bayernu dziennikarzowi Guardiana, Donaldowi McRae: – Dortmund jest klubem, nie firmą. I tutaj zależy, którą historię wolą usłyszeć neutralni fani. Jeśli podobają im się dzieje Bayernu i to, w jaki sposób wygrywają od lat 70-tych, niech wspierają „Bawarczyków”. Jednak jeśli łakną nowej, wyjątkowej historii, muszą być za Borussią. Myślę, że w tym momencie każdy członek świata futbolu powinien być po naszej stronie.

Trzecią kwestię poruszył sam Klopp – w Londynie zetrą się dwie odmienne filozofie prowadzenia klubu. Bezduszna, bezlitosna władza pieniądza Bayernu, który niczym drapieżnik stoi na końcu łańcucha pokarmowego, i nieco bardziej romantyczna wizja BVB, opierająca się na systematycznej pracy, dobrej atmosferze i przemyślanej (czytaj stosunkowo taniej) polityce transferowej. Zresztą same za siebie mówią liczby – Borussia wydaje na pensje mniej więcej 40 milionów euro, a Bayern 170. Nie można „Bawarczyków” za to krytykować, bo skoro ich stać, to kupują, tym bardziej, że co roku notują wielomilionowe zyski. Tutaj po prostu trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie zadane przez Kloppa – czego szukamy w futbolu. Tyle.

No i na koniec najmniej emocjonujący element – o prymat w Europie między sobą będą walczyć dwie najlepsze ekipy ostatnich lat w Niemczech. Bundesliga trochę niepostrzeżenie urosła w siłę i teraz to ona niczym Wielki Szu rozdaje karty w piłkarskiej Europie. Bayern podniósł się po dwóch latach upokorzeń (choćby pamiętne 5:2 w zeszłorocznym finale Pucharu Niemiec), podkręcił tempo i Borussia w tym roku nie zdołała dotrzymać mu kroku. W obecnym sezonie na cztery pojedynki między tymi drużynami dwa raz wygrywał FCB, a dwukrotnie spotkanie kończyło się remisem. Jeśli BVB chce uratować sezon i przytrzeć nosa największemu rywalowi, dzisiaj będzie ku temu ostatnia szansa.

Teraz o samym meczu. Niestety istnieje duże prawdopodobieństwo, że batalia będzie taktycznym przeciąganiem liny, niespecjalnie przyswajalnym dla przeciętnego kibica. Borussia – mając w pamięci tegoroczne problemy z pokonaniem Bayernu – zapewne wyjdzie w bezpieczniejszym ustawieniu 4-3-3, z Kevinem Grosskreutzem w roli trzeciego środkowego pomocnika. Klopp obawia się siły monachijskiego środka pola i w związku z tym nie będzie chciał doprowadzić do sytuacji, w której w centralnej strefie boiska układ sił będzie wynosił 2v3 na korzyść „Bawarczyków”. Niemiec już stosował ten zabieg w poprzednich spotkaniach przeciwko FCB.

football formations

Z kolei Bayern może zrezygnować ze swojego naturalnego, stosowanego w Bundeslidze stylu opartego na posiadaniu piłki, na rzecz wykorzystanego z Barceloną reaktywnego podejścia, polegającego na wykorzystywaniu słabości rywala. Bardzo możliwe, że Heynckes – obawiając się zabójczych kontrataków BVB – nakaże swoim podopiecznym umiejętnie rotować posiadanie piłki z błyskawicznym przejściami do ofensywy. Tym bardziej, że dynamika Ribery’ego czy Robbena aż prosi się o wykorzystanie. Bayern w poprzednich bataliach z BVB przygniatająco dominował, jeśli chodzi o utrzymywanie się przy piłce, jednak tym razem może być inaczej – to jest tylko jedno, decydujące spotkanie i każdy błąd może przekreślić całosezonową harówkę. Dlatego Heynckes może zrezygnować z permanentnego ataku pozycyjnego, angażującego dużą liczbę piłkarzy w grę na połowię przeciwnika, ponieważ wówczas Bayern będzie bardzo podatny na kontrataki, które przecież są flagowym orężem Dortmundu.

Czy będzie to spektakl dla koneserów, czy widowiskowa wymiana ciosów, jedno jest pewne – warto obejrzeć, bo będzie się działo.

Pin It