Zarówno dla Arsenalu, jak i dla Manchesteru United, po słabych weekendowych występach, bezpośrednie starcie było szansą na nabranie wiatru w żagle na resztę sezonu. Pierwszy raz od kwietnia 2008 roku zespoły te zmierzyły się ze sobą w lidze po tym, jak żadna z nich nie wygrała w poprzedniej kolejce.
Arsenal – Manchester United 0:0 (0:0)
* * *
Pierwsza połowa rozpoczęła się fenomenalnie – sytuacje Giroud i Van Persiego zaostrzyły apetyty kibiców. Ale z każdą minutą działo się coraz mniej. Obie drużyny starały się zdobyć bramkę w swoim stylu: „Kanonierzy” próbowali gry kombinacyjnej, a „Czerwone Diabły” z godną pochwały upartością grały wysokimi podaniami. W pierwszej odsłonie meczu widać było, że zespoły nadal nie mogą odnaleźć formy, a niedawne wyniki nie wpłynęły pozytywnie na ich morale. Liczne błędy, mnóstwo przechwytów i odbiorów w środku pola to znaki charakterystyczne pierwszej, słabej połowy hitu kolejki.
Podczas drugich 45 minut sytuacja niewiele się zmieniła. Arsenal przeważał, był bliski strzelenia gola, ale zmierzającą do siatki piłkę wybił Antonio Valencia. Osamotnieni napastnicy i bezproduktywny środek pola w obu zespołach sprawiły, że zarówno De Gea, jak i Szczęsny nie mieli za dużo do roboty musząc zachować skupienie w jednej, góra dwóch sytuacjach. Wszystko zmieniło się w okolicach 75. minuty. Ostatni kwadrans to wreszcie odpowiedni poziom meczu – fenomenalne interwencje bramkarzy, wreszcie skuteczna kombinacyjna gra Arsenalu.
W starciu Özila z Matą, które elektryzowało wszystkich fanów, za zwycięzcę trzeba uznać Niemca, mimo że wielu z Was pewnie uznałoby je za nierozstrzygnięte. Hiszpan na boisku chciał być wszędzie, starał się pomagać swojemu zespołowi, ale dzisiejszego występu nie może zaliczyć do udanych. Był rzadko przy piłce, zanotował tylko jedno kluczowe podanie i jedynie 31 zwykłych podań z niezłą za to, 84-procentową skutecznością. Niemiec zaś większość meczu spędził blisko bramki rywala, biegając na całej szerokości boiska i będąc wyróżniającą się postacią, obok Cazorli, w słabym Arsenalu. Siedem kluczowych podań i ponad dwa razy więcej zwykłych podań niż Mata – to dzisiejszy bilans Özila, który powoli, krok po kroku wraca do wysokiej dyspozycji.
Sam mecz rozczarował i nie pomogła nawet mocna końcówka. Mało celnych strzałów, dużo błędów po obu stronach wynikających z braku koncentracji i niedokładności. Krótko mówiąc bardzo słaba reklama najlepszej ligi świata. Ani Arsenal się nie przełamał i nie wrócił na fotel lidera zwyciężając pierwszy raz od ponad trzech lat w lidze z „Czerwonymi Diabłami”, ani Manchester United nie zachwycił, szczególnie w ofensywie. Równie dobrze można było napisać o samym meczu tylko dwie rzeczy. Po pierwsze: odbył się, po drugie: zakończył się bezbramkowym remisem.
Na pocieszenie dla fanów „Kanonierów” Wojtek Szczęsny przewodzi klasyfikacji bramkarzy, którzy najczęściej zachowywali w sezonie czyste konto. To już 12 taki mecz Polaka w bieżącej kampanii.
Więcej działo się na innych stadionach. Z powodu silnego wiatru zostały odwołane dwa dzisiejsze spotkania: Manchester City – Sunderland i Everton – Crystal Palace, a rozpoczęcie meczu Stoke – Swansea zostało o kwadrans przesunięte. Na szczęście pogoda nie przeszkodziła w rozegraniu pozostałych spotkań. Tottenham rozbił 4:0 na wyjeździe Newcastle, a dwie bramki strzelił Adebayor. Swansea zremisowało ze Stoke 1:1, a Fulham przegrał z Liverpoolem 2:3. Ozdobą tego ostatniego spotkania była samobójcza bramka Kolo Toure. Pomału normą staje się, że na Craven Cottage padają niesamowite bramki samobójcze.