Nieśmiertelny Ryan Giggs podpisał nową, jednoroczną umowę z Manchesterem United. Żywa legenda Old Trafford, która medalami za mistrzostwo Anglii mogłaby obdarować całą podstawową jedenastkę Liverpoolu. Zachowując przy tym jeden krążek dla siebie. Walijczyk, mający na koncie w Premier League więcej spotkań niż…Manchester City.
Urodzony w 1973 roku pomocnik, związując się z „Czerwonymi Diabłami”na kolejnych 12 miesięcy, dołączy do nieformalnego klubu „40”, czyli piłkarzy mogących poszczycić się występami w lidze angielskiej po ukończeniu czterdziestu wiosen. Giggs uzupełni skromne, dwuosobowe grono złożone jak dotąd tylko z doskonale znanego mu Teddy’ego Sheringhama, a także Gordona Strachana, który przygodę z United zakończył kilka lat przed erą „walijskiego czarodzieja” . Sir Alex Ferguson ma jednak wobec byłego reprezentanta Wielkiej Brytanii, jak i również Paula Scholesa, znacznie szersze perspektywy niż wieczne uganianie się w krótkich spodenkach za piłką.
Szkocki menedżer chciałby, nim odejdzie na emeryturę, stworzyć na Old Trafford strukturę przypominającą tę z Bayernu Monachium. W bawarskim klubie rządzi bowiem swoista piłkarska rodzina, złożona z byłych piłkarzy tego zespołu. Dla FCB, w różnych rolach, pracują między innymi Franz Beckenbauer, Uli Hoennes, Paul Breitner, czy Michael Tarnat. Gdy wiele temu, z powodu alkoholizmu, w spore kłopoty wpadł legendarny Gerd Muller, familia z Allianz Arena nie pozostała obojętna. Byłemu napastnikowi zaoferowano pracę trenera rezerw, co chociaż lekko zajmowało mu czas między trzymaniem w ręku kolejnego drinka. Harmonię ekipy zachwieje dopiero nadchodzące w lecie ciało obce, w osobie Pepa Guardioli. Katalończyka z krwi i kości, wyznawcy barcelońskiej tiki-taki.
Taka filozofia, obsadzania klubowych stanowisk byłymi, zasłużonymi piłkarzami, jest nie tylko formą szacunku dla nich samych. Generuje to także większe zaufanie u fanów oraz pozwala kibicom utożsamić się nie tylko z kadrą, ale także ze strukturą administracyjną drużyny. W Manchesterze United również pracują lub pracowali byli zawodnicy „Czerwonych Diabłów”. Mike Phelan, który jako podopieczny Fergusona wygrywał z nim krajowe i europejskie trofea, dziś ramię w ramię siedzi na ławce jako asystent 72-latka. Taką samą rolę przez osiem sezonów pełnił Brian Kidd, a z kolei Bryan Robson przez 12 miesięcy był ambasadorem United. Szkot chciałby jednak mocniej zaangażować innych swoich wychowanków. Na początek Ryana Giggsa oraz Paula Scholesa.
„Ta dwójka dołączy do mojego sztabu szkoleniowego. Wszystko jest już przygotowane. Nie chcę jednak nakładać na nich zbyt dużej presji. Moim bezpośrednim następcą musi być doświadczony szkoleniowiec. Oni [Giggs i Scholes] powinni zacząć od szkolenia młodzieży, rezerw. Mają czas. Za 10 lat zobaczymy, co osiągnęli. Obaj są inteligentni i bardzo pracowici. Zostaną z nami. Widzę ich współpracujących z drużyną, tak jak Gerd Muller oraz Sepp Maier w Bayernie Monachium.”
Czyżby za kilka lat Manchesterem miałby rządzić triumwirat Solskajer – Giggs – Scholes? Fani zapewne nie mieliby nic przeciwko. „Zabójca o twarzy dziecka”, dwukrotny mistrz Norwegii z malutkim Molde oraz do niedawno trener rezerw United, od dawna jest w czołówce faworytów do objęcia schedy po Fergusonie. Ciepła posadka z pocałowaniem ręki będzie czekała przy Matt Busby’s Way. Kwestią dyskusyjną pozostaje tylko doświadczenie 40-latka. Doświadczenie, które jak się okazuje, jest dla szkockiego menedżera kluczowe przy namaszczeniu jego sukcesora.
Miło się czyta o tym, jak wielkie zespoły traktują swoich byłych piłkarzy. Jak pomagają im, gdy po zakończeniu kariery zejdą na złą ścieżkę. Jak dokonają złych wyborów. Niestety, w Polsce takie rozwiązania nie są zbyt często praktykowane. Nadwiślańskie zespoły, zamiast wykorzystywać doświadczenie i przywiązanie wielu dobrych zawodników, często wolą pozostawić ich na pastwę losu. Ci trenują ogórkowe zespoły za ogórkowe pieniądze. W najlepszym razie. Przynajmniej to jest lepsze, niż ciężka praca fizyczna lub miejsce w klinice odwykowej.
TOMASZ GADAJ