Czy to koniec tej miłości?

W kwietniu 2012 roku pracę w roli trenera Bayeru Leverkusen stracił Robin Dutt. Nie mogło być inaczej, skoro „Aptekarze” grali coraz gorzej i uciekał im awans do europejskich pucharów. Sternicy klubu nie mieli jednak przygotowanego następcy – postawili na wariant tymczasowy, czyli trenerski duet. Uratować sezon mieli Sascha Lewandowski, wcześniej trenujący młodzież Bayeru, oraz Sami Hyypia, który jako były zawodnik mógł liczyć na duży posłuch w szatni. Od tamtej pory minął już jednak prawie rok, a rozwiązanie które miało być chwilowe, nadal trwa. W końcu jednak wszystko wskazuje na to, że wreszcie w Leverkusen będą musieli coś z tym zrobić. Lewandowski i Hyypia podobno mają siebie dość i nie uśmiecha im się dalsza współpraca na podobnych regułach.

***

Jako pierwszy w środowe południe temat wychwycił dziennik „BILD”, który lubuje się w sensacyjnych wiadomościach. Głośny tytuł newsa brzmiał: „Bez Lewandowskiego byłoby łatwiej”. Słowa te miał wypowiedzieć rzecz jasna Hyypia, który jest świadom swojej wartości i pewnie zdaje sobie sprawę, że zawodnicy z większym respektem podchodzą do niego, niż do jego 41-letniego współpracownika. Fin to przecież były zawodnik Bayeru oraz Liverpoolu, przy czym właśnie z angielskim klubem zdobył Puchar Europy w 2005 roku.

Pod względem charyzmy Lewandowski nie może się z nim równać. Jako piłkarz nie osiągnął niczego, grał tylko w lidze regionalnej, a i jako trener debiutuje na szczeblu seniorskim. Tajemnicą poliszynela jest, że dla piłkarzy Leverkusen Lewandowskiego mogło by w zespole nie być. Tyle że w najbliższym czasie do tego jego rozstania z zespołem nie dojdzie. Szkopuł polega na tym, że to Lewandowski, w przeciwieństwie do Hyypii, posiada licencję umożliwiającą prowadzenie drużyny w 1. Bundeslidze.

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że powierzenie sterów nad drużyną trenerskiemu duetowi, to bomba z opóźnionym zapłonem. Kiedy dwaj trenerzy pełnią tę samą funkcję i obaj mają wysokie aspiracje, to kwestią czasu jest, kiedy dojdzie do poważniejszej scysji. Gdy zespół prowadzony jest przez jednego trenera, który jest przełożonym dla swoich asystentów, wtedy zawsze ostatnie słowo należy do głównego szefa. W przypadku współpracy na linii Hyypia-Lewandowski, która wcale nie należy do pionowych hierarchii, niejednokrotnie musiało dojść do różnicy zdań.

Pierwsze oznaki nieporozumień w sztabie szkoleniowym Bayeru wyszły na jaw w sobotę. Hyypia, który został zaproszony do studia telewizyjnego, musiał odnieść się do materiału wideo, w którym Lewandowski przyznał, że dwuosobowe przywództwo nad drużyną to rozwiązanie dobre, ale tylko na krótką metę. Fin był nieco zaskoczony publiczną wypowiedzią swojego współpracownika. Wcześniej obaj szkoleniowcy unikali tego tematu w mediach. Odparł: – To prawda, nasza praca polega na ciągłym zawieraniu kompromisów, co dla obu stron bywa męczące. Taka konfiguracja nie jest dla nas prosta. Skłamałbym mówiąc jednak, że taki układ nie ma zalet, bo można znaleźć również jego dobre strony.

Jest jednak spora różnica między tym, jak początkujący fiński trener wyraża się oficjalnie, a jak komentuje sprawę w kuluarach. – Jeśli nie będę musiał więcej pracować w takich warunkach, to oczywiście będzie łatwiej. Kto wie, może wreszcie będzie mi dane popracować samodzielnie – to już wypowiedź na którą miał sobie pozwolić poza kamerami, tak przynajmniej informowali dziennikarze BILD.

Na reakcję obu zainteresowanych nie trzeba było długo czekać. Fin się wypierał, przekonywał, że nie użył podobnych słów. Sascha Lewandowski także zachował spokój i rozsądnie wyjaśniał: – Dalej będę upierał się za tym, że jeśli rozwiązanie z duetem trenerskim jest krótkoterminowe, to wtedy powinno być korzystne. I tylko jeśli w grę wchodzi dłuższy okres takiej współpracy, staje się ona ciężka do przetrwania.  Nie będę robił z tego żadnej tajemnicy. Podkreślam jednak – nie będę tej pracy wykonywał bez Samiego – mówił 41-latek. Lewandowski jest najwyraźniej świadomy tego, że jeśli ktoś z tego duetu będzie musiał ustąpić, to właśnie on, a nie Fin, który ma znacznie głośniejsze nazwisko.

Natychmiast odpowiednie dementi wobec domniemanych niesnasek pojawiło się na oficjalnej stronie internetowej Bayeru. „Klub Bayer Leverkusen dementuje środowe doniesienia gazety BILD, która donosi o konflikcie między trenerami drużyny, Samim Hyypią i Saschą Lewandowskim. Rzekomy spór nie ma miejsca. Twierdzenie, że trener Hyypia dąży do wykluczenia z pracy trenera Lewandowskiego, jest bezpodstawne. Podkreślamy – wszelkie doniesienia tego typu nie są prawdą. Współpraca obu trenerów, z zarządem klubu, z resztą sztabu szkoleniowego, czy wreszcie z piłkarzami, układa się bardzo dobrze, dzięki czemu nasz zespół zajmuje trzecią lokatę w Bundeslidze. Byłoby to niemożliwe, gdyby owej współpracy nie cechowały wzajemny szacunek i zaufanie pośród osób decydujących o obliczu drużyny.” – czytamy w oświadczeniu.

Czy aby na pewno wszystko jest w porządku? Ostatnie wyniki „Aptekarzy” mogą niepokoić. Niemiecki zespół niespodziewanie odpadł z Ligi Europy uznając wyższość Benfiki Lizbona, a w minionych trzech meczach Bundesligi spisał się równie rozczarowująco. Bezbramkowy remis z Greuther Fuerth, czyli najgorszą drużyną w lidze niemieckiej, potem wymęczone zwycięstwo nad niewiele lepszym Stuttgartem i wreszcie wyjazdowa porażka 0-1 z Mainz chluby nie przynoszą. W Leverkusen nie dzieje się najlepiej i nic dziwnego, że dziennikarze doszukują się przyczyn w ewentualnym konflikcie na linii Hyypia-Lewandowski.

Mimo to, Wolfgang Holzhaeuser bagatelizuję sprawę. Zdaniem dyrektora rady nadzorczej klubu z Nadrenii Północnej-Westfalii, wszystko jest pod kontrolą i zmiany mogłyby tylko zaszkodzić. – Wraz z Rudim Voellerem (dyrektor sportowy Bayeru – przyp. red.), potrafimy właściwie ocenić sytuację. Naszym zdaniem, nie dzieje się nic złego, to nie jest moment na podjęcie radykalnych działań – mówi jedna z najważniejszych osób w klubie. – Im więcej ludzi podejmuje decyzje, tym trudniej o kompromis. To oczywiste i nie trzeba nam tego tłumaczyć. Gdy za sznurki pociągają dwie, trzy, cztery, albo pięć osób, to coraz trudniej o zgodność opinii. Rozwiązanie z trenerskim duetem ma jednak swoją zaletę, bowiem taki układ wyklucza nieomylność jednostki, a to ważne, nawet jeśli niesie to za sobą ryzyko spięć – wyjaśnia Holzhaeuser, jednocześnie wykluczając poszukiwania nowego opiekuna drużyny.

Można się zastanawiać, co się stanie, gdy Sami Hyypia wreszcie doczeka się trenerskiej licencji. Wielce prawdopodobne, że wówczas Lewandowski powróci do trenowania juniorów, a Fin, tak jak skrycie marzy, będzie prowadził ekipę m.in. Arkadiusza Milika i Sebastiana Boenischa samodzielnie. Póki co, obaj panowie muszą się jeszcze przez jakiś czas wzajemnie dogadywać.

- Obaj mamy autorskie wizje odnośnie prowadzenia zespołu w Bundeslidze. Są one wprawdzie zbliżone do siebie, choć nie identyczne. Czasami mamy różne punkty widzenia, to całkowicie normalne. Gdybyśmy mieli zawsze takie samo zdanie,  to dopiero coś byłoby nie tak – studzi zwolenników teorii spiskowych Fin. Jednak każdy w klubie, łącznie z Lewandowskim i Hyypią, zgadza się z tym, że najzdrowszym modelem prowadzenia zespołu są autorytarne rządy jednostki. Czy takie nastąpią od razu, gdy Sami Hyypia stanie się licencjonowanym trenerem?

MICHAŁ MITRUT

Pin It