Można naszą ligę krytykować, można się wyśmiewać, ale od jednej rzeczy nigdy nie uciekniemy – czwartek, godzina 19:00 i… tęsknimy. Z niecierpliwością czekamy już na pierwszy gwizdek piątkowego meczu i – choć pewnie od razu to spotkanie wszyscy jednym chórem skrytykujemy – to jeszcze bardziej czekać będziemy na kolejne. I tak w koło Macieju. Do poniedziałku wyczekujemy na mecze, do piątku krytyka, a w weekend to samo. Dlatego czasami lepiej nie propagujmy wpadek tej ligi, jej błędów i niedociągnięć. Raz na jakiś czas warto pokazać coś, co jest w niej dobrego, innowacyjnego, niekonwencjonalnego. Polski piłkarz ma jasno określony stereotyp, który powtarzany jest przez media sportowe głównego nurtu. Ale pytanie tylko, czy taka koncepcja coś polskiej piłce jest w stanie dać?
Pewne konkretne zjawiska należy z góry przekreślić i jasno skrytykować. Ale czy zachowanie w stylu „Obojętnie jak, ważne, że na nie” jest godne pochwały i uwagi? Faktem jest, że poziom nie jest najlepszy, ale nasza ekstraklasa ma w kraju jeden fundamentalny atut, którego nie posiada żadna inna liga na świecie. Otóż oglądamy ją z sentymentem. Czasami przeklinając pod nosem, ale każde – nawet najmniej efektowne zagranie – głośno wiwatujemy i podkreślamy na każdym kroku, że jeszcze nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej.
Idąc tym tropem, można stwierdzić, że to bardzo naciągane i lekko infantylne. No właśnie nie. – Nie rozumiem ludzi, którzy mieszkając 100 metrów od stadionu Legii, kibicują dajmy na to Arsenalowi – powtarza często dziennikarz Canal Plus, Przemysław Rudzki. Trafia w sedno problemu. Przez nagonkę medialną, która zaostrza się z każdym dniem, polska liga traci na atrakcyjności i poparciu kibiców. W ten trend wpisuje się także młodziutki FootBar, ale właśnie tym chcielibyśmy się wyróżnić, że nie będziemy krytykować dla samej krytyki. Pokazaliśmy już sędziego z innej strony, teraz spróbujemy zaprezentować piłkarza z ludzką twarzą. Oni są takimi samymi ludźmi jak my, tylko że trochę więcej zarabiają i robią w życiu to, co lubią. Połowa z czytających te słowa osób, pomyśli sobie pewnie teraz, że bredzę. Być może tak. Ale czy ktoś zabronił nam grać w piłkę na ciut wyższym poziomie aniżeli A-klasa? Nikt. Indywidualną sprawą każdego człowieka jest to, jak rozwinie swoje talenty. Jeżeli x,y lub z za młodu trochę więcej się poświęcił, teraz spija śmietankę. Ale czy możemy mieć do niego jakieś pretensje? Problemem polskiej piłki nie są sami piłkarze. To tak, jakby powiedzieć, że za słabymi wynikami drużyny stoi sam trener.
Dlatego już z niecierpliwością czekamy na 18. kolejkę, start pierwszej ligi. Będziemy sobie mogli trochę ponarzekać, prześmiewczo skomentować, ale i tak – jak przyjdzie co do czego – włączymy telewizor i z wielką uwagą oglądać będziemy jak Legia radzi sobie w Bielsku-Białej. A jeśli już się trochę znudzimy, to pewnie przełączymy w niedzielę na chwilę na Premier League, pooglądamy mecz Liverpool – Tottenham, żeby zaraz po nim odpalić Ligę Plus Ekstra, która da nam entuzjazm, pozwalający z uwagę prześledzić poniedziałkowy koniec kolejki…
KAMIL SZENDERA