Historia jak z bajki – tak o Kamilu Adamku pisano jeszcze jesienią. Szybki awans z okręgówki do Ekstraklasy, w której pokazał się z dobrej strony, działał na wyobraźnię. Później jednak zaczęły się schody…
Adamek wywołał większą burzę poza boiskiem, niż wcześniej na nim. Choć w rundzie jesiennej okrzyknięto go objawieniem ligi, zimą medialny rozgłos wokół jego osoby przerósł oczekiwania chyba nawet samego zainteresowanego.
Zapalnikiem transferowej bomby, która ostatecznie nie wybuchła, okazał się menedżer Tomasz Kaczmarczyk. Według kolegów i znajomych Adamka, to on namącił 24-latkowi w głowie.
Kiedy wydawało się, że wszystko jest już ustalone i strzelec trzech goli dla „Górali” w rundzie jesiennej nadal będzie występował w Bielsko-Białej, coś się załamało. Przedłużenie wypożyczenia z czwartoligowego Drzewiarza Jasienica okazało się trudniejsze niż się tego spodziewano. Adamek zupełnie zlekceważył swojego byłego pracodawcę, przestając nawet odbierać od niego telefon.
- Kamil związał się umową cywilno-prawną o reprezentowanie na wyłączność z Grzegorzem Zieleckim. Ten przygotowywał wszystkie jego umowy i wszystko było w porządku, dopóki nie pojawił się Kaczmarczyk. Zaczęły się problemy, bo ten coś mu naobiecywał i podpisali umowę – mówi Mirosław Łaciok, prezes klubu z Jasienicy.
Menedżer Ireneusza Jelenia mamił Adamka m.in. propozycjami gry w lidze szwajcarskiej, a ten przedstawił L4 i nawet nie trenował ze swoim byłym klubem. Kiedy sytuacja okazała się jednak tą z cyklu „podbramkowych”, młody snajper postanowił udobruchać prezesa czwartoligowca. – Kamil poszedł po rozum do głowy i w końcu spotkanie nastąpiło. Pogrywał z nami troszkę tymi zwolnieniami lekarskimi, ale to jest jeszcze młody chłopak i po prostu trafił na nieodpowiedniego menedżera. Ten obiecywał mu złote góry, ale tak niestety nie jest – opowiada przy ladzie FootBaru, Łaciok. – Nasza rozmowa przebiegała w pokojowym nastroju. Podejrzewam trochę, że Kamilowi zależało na ociepleniu naszych stosunków, by nie skończyć w czwartej lidze przed rundą wiosenną. Teraz wszystko między nami jest okej, ale czy to była jakaś gra z jego strony, to pokaże czas – dodaje.
Na dzień przed końcem zimowego okienka transferowego Adamka wypożyczono do kieleckiej Korony. – Chciałem bardzo, by grał w Podbeskidziu i pomógł temu zespołowi w utrzymaniu. Miałem też propozycje z Polonii Warszawa i innych klubów ekstraklasowych, ale Kamil wybrał Koronę. To wypożyczenie ustalałem z panem Andrzejem Kobylańskim (dyrektor sportowy Korony – red.) i szczerze mówiąc, nie wiem kto reprezentował Adamka. Ja nie mogę narzucić mu, kto ma go reprezentować. To jego decyzja. Ruchy, które wykonali jednak wobec poprzedniego menedżera (Grzegorza Zieleckiego – red.) były niezgodne z prawem – twierdzi Łaciok.
- Wobec pana Kaczmarczyka założyliśmy już sprawę w PZPN-ie i myślę, że niebawem poniesie on konsekwencje. Reprezentuje nas, doświadczony w takich sprawach, Marcin Kwiecień z Wrocławia i teraz czekamy na pierwszy termin rozprawy – zapowiada prezes Drzewiarza, który jest pewny swojej racji.
Dlaczego mimo niesnasek Łaciok zdecydował się ostatecznie na wypożyczenie swojego podopiecznego? – Tu nie chodziło o pieniądze. Nam chodziło to, by chłopak się rozwijał. Do Korony wypożyczyliśmy go za symboliczne 1000 złotych! Naszym celem nie jest blokowanie kariery czy rozwoju jakiegoś młodego chłopaka. Ta kwota mówi chyba sama za siebie – twierdzi.
A z Podbeskidziem problem zdawał się być właśnie natury finansowej… – Nie, nie, nie. Musimy rozgraniczyć dwie sprawy. Z Podbeskidziem byłem dogadany i nie było tu najmniejszego problemu. O to można nawet spytać prezesa klubu z Bielsko-Białej. Kłopoty zaczęły się, kiedy menedżer Adamka negocjował jego płacę – wyjaśnia. – Problem natury finansowej może i był, ale tylko na linii Adamek-Podbeskidzie, jeśli chodzi o jego pensję. Drzewiarz problemów z kasą nigdy nie robił – dodaje.
Choć w obecnych czasach trudno jest ufać ludziom „na słowo”, szczególnie jeśli w grę wchodzą wielkie pieniądze, fakty przemawiają na korzyść opiekuna czwartoligowca. Po jego stronie jest również dotychczasowe środowisko wychowanka Morcinka Kaczyce. – Nie tylko ja próbowałem mu przemówić do rozsądku. Również koledzy, trener… ale na tyle zaufał temu menedżerowi, że nic do niego nie docierało – przekonuje sternik klubu z Jasienicy.
Teraz Adamek musi pokazać, że szum wokół niego był całkowicie uzasadniony. Po ciosie, który w jego policzek wymierzyło życie, musi odnaleźć się w nowym otoczeniu, klubie i mieście. To nie będzie łatwe, tym bardziej, że w pewnym stopniu sam sobie zaszkodził. – Zamiast dobrze przepracować okres przygotowawczy, biegał po lesie i nie trenował z żadną drużyną. Mógł przecież przychodzić na nasze treningi. Mimo że mamy tu czwartą ligę, poziom jest naprawdę niezły. Okres przygotowawczy spędzony w lesie na starcie rundy wiosennej nie będzie dla Kamila atutem – ocenia Łaciok.
Prezes Drzewiarza Jasienica nie ma jednak wątpliwości, że w jego zawodniku drzemie spory potencjał. Czy ten wstanie z desek, na których wylądował zimą? Mimo zawiłych relacji między dwójką Łaciok-Adamek, ten pierwszy wierzy w drugiego i życzy mu wszystkiego najlepszego: – Piłka szuka go w polu karnym i nie mam wątpliwości, że jest w stanie coś osiągnąć! Jeżeli będzie występował na swojej nominalnej pozycji, jeszcze o nim usłyszymy. Mam taką nadzieję.
PRZEMYSŁAW MAMCZAK