Ujawniamy pomysły na wspólną ligę, odkrywamy tajemnicę sukcesu czeskich klubów i próbujemy rozszyfrować tytuły w tamtejszych gazetach.
Gdy byłem dzieckiem co rok w wakacje jeździłem na kolonie do Czechosłowacji. To dowód kolejny na to, że jestem niemalże dinozaurem, bo takiego kraju dawno już nie ma. Obecnie widząc fiasko projektu Unii Europejskiej w Pradze i Bratysławie zaczyna się szeptać o ponownym ożenku. Dalej sprawy zaszły na froncie futbolowym – tu nikt się specjalnie z planami mariażu nie kryje.
Słowacja Mistrzem Europy
Dyskusje na temat stworzenia wspólnej czesko-słowackiej ligi trwają od początku 2010 r. Wówczas to Słowacy byli stroną mocniejszą, szykowali się do udziału w afrykańskim mundialu (wcześniej zostawiając w pokonanym polu m.in. czeskich i polskich sąsiadów, co pamiętamy wyjątkowo dobrze niestety), a Artmedia Petrzalka i MSK Żylina zaliczyły udane występy na europejskiej scenie. Zresztą podobnie było w dobie największego triumfu czechosłowackiego futbolu w 1976 roku, gdy w drużynie CSRS aż siedmiu piłkarzy z wyjściowej jedenastki było Słowakami. Byli to: Karol Dobiaš, Jozef Čapkovič, Anton Ondruš (kapitan drużyny), Jan Pivarník, Jozef Móder, Marian Masny i Jan Švehlík. Wśród rezerwowych również przewagę mieli Słowacy, a bramki dla „Pepików” strzelili Švehlík w 8. i Dobiaš w 25. minucie. Trenerem złotej drużyny był także Słowak – urodzony w Zvoleniu, mieście położonym w kraju bańskobystrzyckim, Vaclav Ježek.
W finale Mistrzostw Europy rozgrywanych w 1976 r. w Jugosławii, Czechosłowacy wygrali po rzutach karnych 5:3 z RFN (mecz, po dogrywce, zakończył się remisem 2:2). Jednak w annałach futbolu zapisał się nie liczny udział Słowaków, a słynny rzut karny Czecha Antonina Panenki (Antoniego Panienki w ludzkim języku). Oszczędzimy Wam ponownego oglądania tego strzału, bo doskonale niedawno odświeżył go Andrea Pirlo. Czy kiedyś również na jego cześć zostanie nazwany piłkarski magazyn?
Piękne miasto Żylina
Druga połowa roku 2010 potwierdziła słowacką dominacją gdy wspomniana Żylina (która niedawno zlała Ruch Chorzów 9:2. Ale kto dziś Ruchu nie leje?) okazała się lepsza od Sparty Praga, kwalifikując się do Ligi Mistrzów.
Jak głosi anegdota, wtedy w Champions League, Olympique Marsylia rozbiła Żylinę aż 7:0 na wyjeździe, gdyż trener Dider Deschamps obiecał, że przy osiągnięciu podobnego wyniku jego podopieczni nie będą musieli zostawać w Żylinie, która nie zachwyca przesadnie urodą, po meczu na noc. W Pradze marsylczycy o to raczej by nie prosili…
Właśnie w czeskiej stolicy odbyła się grudniowa konferencja UEFA i zwolennicy pomysłu mieli nadzieję, że inicjatywa powołania wspólnej ligi zyska przychylność samego Michela Platiniego. Szef UEFA kiwał głową ze zrozumieniem („oui, oui, oui….”), ale równocześnie mocno podkreślił, że aby wspólne rozgrywki wypaliły nie obejdzie się bez wparcia rządów obu krajów.
Teraz Czesi
Sprawy nie popchnęła naprzód opozycja słabszych czeskich uczestników Gambrinus Ligi, które obawiały się utraty pierwszoligowego statusu. I to, mimo, że znad Wełtawy miało pochodzić aż 12 uczestników mającej liczyć 18 klubów ligi czechosłowackiej.
Dodatkowo, od roku 2010 wiele się zmieniło. Viktoria Pilzno, czeski mistrz z roku 2011 zakończył rozgrywki grupowe w Lidze Mistrzów na trzecim miejscu, za Milanem Barceloną, wstydu jednak nie przynosząc. Wyczyny Viktorii przyćmiły ówczesne dokonania Slovana Bratysława w Lidze Europy. W obecnych rozgrywkach Ligi Europy wciąż uczestniczy Pilzno, a Sparta Praga dopiero niedawno uznała wyższość Chelsea, podczas gdy słowackie kluby zakończyły kontynentalną karierę w połowie sierpnia ubiegłego roku.
Podobnie mają się rzeczy na froncie reprezentacyjnym. Czesi z powodzeniem uczestniczyli w Euro 2012, a Słowacy szybko stracili szanse na awans. Bezpośredni mecz w listopadzie, rozegrany w Ołomuńcu, przyniósł gospodarzom łatwą wygraną 3:0.
Poza boiskiem Czesi są na jeszcze bardziej wyraźnym prowadzeniu. Od zamknięcia w 2009 roku bratysławskiego obiektu Na Tehelnym Polu, Słowacy nie posiadają narodowej areny. Trzy jesienne mecze w ramach eliminacji do MŚ zostały rozegrane na innym stadionie w stolicy – Pasienky. Nie jest to w żadnym wypadku ósmy cud świata, posiadając zaledwie 1,5 tysiąca miejsc pod dachem na ogólną liczbę 11,5 tysiąca siedzisk. Kontrast z praskim stadionem Slavii (Eden Arena), otwartym w 2009r. jest bardzo wyraźny.
Dodatkowo Czesi są w stanie podejmować gości na kilku innych obiektach. Prezes słowackiej federacji, Jan Kovacik nie ma złudzeń – stwierdził niedawno, ze „pod względem infrastruktury jedynie Żylina mogłaby konkurować z klubami Gambrinus Ligi”.
Aktualnie, jak podaje Słowacka gazeta „Sport” pomysł obejmuje 20-klubową ligę, z której aż 16 uczestników pochodzić będzie z Czech. To stawiałoby pod znakiem zapytania słowacką reprezentację w europejskich pucharach.
Drugi poziom ligowy według planu miałby pozostać osobny dla obu krajów, także nie doszłoby do zachwiania równowagi pomiędzy oboma federacjami na najwyższym ligowym poziomie.
Kiedyś w czasach Czechosłowacji, finał krajowego pucharu był meczem klubów z obu części federacji.
W porównaniu do roku 2010, jeśli chodzi o wspólną ligę – teraz mamy więcej realizmu niż optymizmu. Jednak z punktu widzenia starszych kibiców, perspektywa meczów Slovana ze Spartą byłaby niewątpliwie kusząca, tak samo jak bratobójcze mecze pomiędzy klubami z Ołomuńca i Żyliny, miast które dzieli jedynie dwie godziny jazdy samochodem.
W przyszłym roku będziemy mieć 20. rocznicę ostatniego wspólnego sezonu, czego nie omieszkali podkreślić premierzy Petr Necas i Robetr Fico, gdy spotkali się w październiku.
Obaj panowie chętnie mówili o perspektywie wspólnych rozgrywek. Ale by przekonać Michela Platiniego trzeba czegoś więcej niż najpiękniejszych nawet słów.
Sekret Viktorii
A teraz chwila prywaty. Pisałem na początku o czechosłowackich koloniach - wszyscy wtedy traktowali Ivana Lendla jak swojego głośno dopingując go w okolicznych gospodach. Sklepy były lepiej zaopatrzone, ale gdy Czechosłowacy słyszeli język polski rzucali całą obsługę na sklep, zapewne myśląc, że 9-letnie dzieci wyniosą im cały sklep za granicę. Za to nawet w najmniejszej dziurze na głównym placu dumnie wisiała czerwona gwiazda.
Parę tygodni temu, wróciłem na czeską ziemię pozjeżdżać na nartach. Bardzo sympatyczne miejsce, w dodatku dowiedziałem się dwóch nowych rzeczy:
- Czesi nie używają litery „w”. Przy granicy jest wiele napisów po polsku, a np. „wypożyczalnia” jest napisana tak: „vypozyczalnia”. Ciekawe jak pisali o George’u W. Bushu?
- Jeszcze w latach 1990-92 flaga Czech wyglądała znajomo.
Ale do rzeczy – jechałem na wyciągu, z bliska widząc mamucią skocznię w Harrachovie – za żadne skarby bym wolał nie wchodzić na jej szczyt. Na szczęście skołatane nerwy ukoiłem dobrym piwem (Staropramen czy Gambrinus w sklepie po 13 koron – jakieś 2 złote – niewiarygodne!) oraz słowem pisanym. Zaraz po przekroczeniu granicy rzuciłem się do kiosku by nabyć „Mlada Fronta Dnes” i tabloid „Blesk” („Rude Pravo” zmieniło niedawno nazwę na „Pravo”).
A tam tytuły (szczególnie w „Blesku”) że boki zrywać. „100 leku na chripku”, „Potrebuje deti znat Babicku”, „Smrt na Walentyna, Slavny atlet zabil protelkyni” – to o Pistouriusie czy wreszcie „Cesky narod miluje srandu”. Co ciekawe Czesi uważają język za polski za czeski dla dzieci, szydzą z naszego zwracania się do innych na „pan/pani”. Śmiać mi się chciało z tych naszych sąsiadów, że tak bardzo się mylą, jednak mój śmiech urwał się jak hejnał, gdy zobaczyłem, że tamtejsza Victoria Pilzno zbiła Napoli 3:0 na wyjeździe (na stadionie, który ma być imienia Maradony, a na razie jeszcze nie jest tylko dlatego, że Diego wciąż żyje) w Lidze Europy.
Płonne okazały się obawy czeskiego piłkarza Horvatha, który ostrzegał przed meczem: „Hamšík má pěkného kohouta, vtipkoval Horváth a varoval: Mnozí mají Marka špatně zařazeného, je to klasa”.
Rewanż zakończył się równie łatwym zwycięstwem Pilzna, a został zapamiętany głównie z tego, że czeska policja groziła karą w wysokości 10 tysięcy koron (niecałe 2 tysiące PLN) każdemu kto na meczu rewanżowym będzie zasłaniał twarz kapturem. Chelsea potrzebowała niezwykłego gola Edena Hazarda, by wyeliminować praską Spartę i to nie będącą jeszcze w rytmie ligowym. Przykłady można by mnożyć.
Czemu Viktoria leje Napoli, a my mamy puchary z głowy jeszcze przed końcem wakacji? Gdy spytałem o to czeskiego dziennikarza Michala Petraka z iSport ten szybko odrzekł: „Pilzno ma doskonałego trenera, którym jest Pavel Vrba. Tylko i aż tyle. Ma prawo wybierać piłkarzy jakich chce i każe im grać wedle własnego pomysłu. To wszystko”.
A już wkrótce reportaż o innej Viktorii – tej z praskiego Żiżkowa, tej która rozgrywa swe mecze zawsze w niedzielę o 10.15 i nigdy nie brakuje na nich piwa. Aktualnie „Viktorka” znajduje się na trzecim miejscu w drugiej lidze, a prowadzi Bohemians. Klub, który w herbie ma biało-zielonego kangura. I jak tu nie kochać Czechów?
MACIEJ SŁOMIŃSKI