Koniec. Skoro eliminacje są już położone, warto by zastanowić się nad rolą poszczególnych piłkarzy w tych kompromitujących nas meczach. Warto również przeanalizować decyzje, których skutkiem była klęska. Nie owijając, napiszę od razu – czas na to, aby ktoś zadzwonił do Ludovica Obraniaka i szczerze z nim porozmawiał. Chyba nie muszę dodawać, że to zadanie dla przyszłego selekcjonera.
Temat Obraniaka wróci na dobre prędzej czy później, więc FootBar sięga po niego jako pierwszy. Eliminacje do mistrzostw świata możemy podzielić na dwie części: ta z Obraniakiem i bez. Przez wiele miesięcy słyszeliśmy bzdurne tłumaczenia piłkarzy, które między słowami sprowadzały się do krytyki jednego z nich. Pełną otwartość zachowywali dziennikarze, którzy w biednym zawodniku z Ligue 1 doszukiwali się winy za wszystko, co się dzieje wokół. Postawili na swoim. Obraniak z kadry wyleciał, skończyło się głupie usprawiedliwienie. Problem w tym, że Robert Lewandowski – będący na celowniku wszystkich europejskich potęg od Sankt Petersburga do Barcelony, strzelił tylko trzy gole: dwa San Marino z karnego i jednego Czarnogórze (szacun za indywidualny popis), kiedy podawał mu Dzudović, nie Klich albo Błaszczykowski. Bramek byłoby pewnie więcej, ale niestety Lewandowski do Serravale nie pojechał. Wymówka w postaci Obraniaka się skończyła, a goli jak nie było, tak nie ma.
Już widzę te komentarze, w których piszecie, że mamy godnych zmienników. Gdyby Obraniak zagrał jak Klich w meczu z Ukrainą i Anglią, pisano by, że przegraliśmy przez Obraniaka, a Lewandowski odjechałby z Wembley w poczuciu spełnionego obowiązku. Piotra Zielińskiego prywatnie znam, lubię i bardzo cenię, jednak nie należy od niego wymagać cudów, skoro w Udinese wchodzi na ostatnie minuty. Chcemy czy nie, Obraniak doświadczeniem i umiejętnościami przewyższa Klicha, Mierzejewskiego razem wziętych. Już nawet nie wspomnę o stałych fragmentach, które do momentu istnienia „Ludo” w kadrze były naszą jedyną bronią. Wystarczy przypomnieć mecz w Podgoricy i z Anglią u siebie.
Jako przedstawiciel rzemiosła dziennikarskiego, a przede wszystkim kibic reprezentacji Polski, żądam, aby Panowie Mateusz Borek i Roman Kołtoń, którzy należeli do głównych oponentów Obraniaka, przyznali się do błędu, jakim było krytykowanie na siłę jednego z reprezentantów naszego kraju. Pomijam już fakt, że większość krytyki była motywowana tym, że Obraniak jest naturalizowany i łatwiej skrytykować jego, niż Lewandowskiego, który mógłby się obrazić i nie udzielić wywiadu. Prawda w oczy kole.
KAMIL ROGÓLSKI
fot. girondins.com