Nad Sekwaną nazywano go le buteur de charme – czarujący napastnik. Olivier Giroud niegdyś grą oszałamiał fanów, zaś płeć piękną uwodził aparycją sabaudzkiego Davida Beckhama. Ostatnimi czasy Francuzowi zdecydowanie lepiej niż śrubowanie licznika bramek, wychodzi jednak podbijanie kobiecych serc.
Bez cudzołóstwa
Jaki może być szczyt upokorzenia dla napastnika? Byłego króla strzelców silnej ligi? Najlepszego strzelca czołowej angielskiej drużyny? Podstawowego gracza liczącej się reprezentacji? Zdaje się, że Olivier Giroud na własne skórze poznał odpowiedź na to pytanie.
Arsene Wenger nie tyle ukarał Francuza, co wręcz go poniżył, dodatkowo wysyłając na głęboką wodę jego młodego rodaka. Trener Arsenalu wrzucił Yayę Sanogo do akwenu o ekstremalnie trudnych warunkach przetrwania. Naprzeciw sztormowi, który od ponad roku pustoszy futbolową Europę. Bayernowi Monachium.
Menedżer londyńczyków oddelegował na murawę przeciwko najpotężniejszemu zespołowi świata 21-latka niemal bez żadnego doświadczenia, z dotąd ledwie czterema występami dla Arsenalu. Piłkarza o znikomej biegłości w starciach przeciwko choćby średniakom Premier League, nie wspominając tym bardziej staro kontynentalnych potentatów. Gdy nieopierzony Francuz starał się bo starał, lecz dosyć nieporadnie, odnaleźć wśród piłkarskiej arystokracji, z ławki Kanonierów obserwował to wszystko zobojętniały Giroud.
Czy ten, zdawałoby się, samobójczy ruch Wengera spowodowany był drastyczna obniżką formy napastnika, czy to po prostu swoista kara za ostatnią aferę czarującego snajpera, który nadszarpnął reputację klubu? Inną kwestią, przy założenia drugiego scenariusza, byłaby zasadność tak drastycznej sankcji. A wszystko przez dwugodzinne randez-vous. Z niepożądaną osobą, w niepożądanym miejscu, o niepożądanym czasie.
Jakoś tak się składa, że ostatnimi czasy brylują zawodnicy ustatkowani. Z żonami, dziećmi. Prostolinijny, ułożony tryb życia sprzyja koncentracji na zawodzie. Napięty familijny harmonogram widocznie niweluje złe bodźce, blokując drogę alkoholowi, hazardowi, czy innym niepożądanym. Zdarzały się wyjątki pokroju George’a Besta czy Paula Gascoigne’a, ale to raczej odległa przeszłość. Dzisiejszy futbol jest chyba zbyt intensywny na tryb życia gwiazdy rocka z lat 80′, mimo że piłkarze ciągle lubią się zabawić. Jak każdy człowiek. Na przykład Olivier Giroud. TUTAJ czytaj o wielkich karierach, które zniszczyły imprezy i alkohol.
Druga noc lutego. Four Seasons Hotel, ekskluzywne miejsce noclegu Arsenalu przed jutrzejszym, a właściwie – od godziny – dzisiejszym meczem z Crystal Palace. Do budynku w pośpiechu wchodzi niewysoka brunetka o wschodnich rysach twarzy, kierując się natychmiast ku górnym piętrom. Kobieta oddala się około 120 minut później. Tyle, ile trwa mecz plus dogrywka. Dobę później o szerzej nieznanej dziewczynie wie cała Wielka Brytania. Irlandzki The Sun wyszukał destynację wizyty Celii Kay – modelki, czy raczej „modelki”, bliższej gatunkowo świerszczykom niż Victoria’s Secret. Celem był Olivier Giroud. Francuz złamał tym samym regułę ciszy nocnej Wengera i to chwilę przed ligowym starciem. Dodatkowo, mocno nadwyrężona została przysięga małżeńska napastnika, zawarta dwa lata temu z piękną Jennifer, matką 10-miesięcznej Jade. Tylko nadwyrężona, bo zarówno Francuz jak i panna Kay utrzymują, że do cudzołóstwa nie doszło. Początkowo Arsenal zaprzeczał nawet, owe spotkanie w ogóle nie miało miejsca. To stwierdzenie wyśmiała jednak sama główna bohaterka, publikując zdjęcie 28-latka w samych majtkach.
Teraz czarującego Oliviera czeka karkołomne zadanie. Misja godna Casanovy, Hanka Moody’ego i Barneya Stinsona. Przekonanie żony, że między 1 a 3 w nocy, paradując topless przy seksownym gościu, nie uprawiał on seksu z biuściastą modelką.
Z pewnością grali w szachy.
Giroud? Okropny w polu karnym
Tym samym Giroud, w być może najważniejszym meczu sezonu, dostał przymusowe wolne. Niemniej aferka z pseudomodelką nie zmienia faktu, że to nie był i już raczej nie będzie snajper kalibru Arsenalu. Liczbowo nie wygląda najgorzej – 30 spotkań w lidze i europejskich pucharach, 12 bramek. Kanonierzy dążą jednak do bycia najlepszymi. Nie dobrymi, solidnymi. Najlepszymi. A do tego trzeba najlepszego snajpera. Ekipa Wengera i tak dłużej niż zwykle utrzymuje się w pościgu o tytuł. Jeśli i teraz, 10. sezon z rzędu, misja londyńczyków zakończy się niepowodzeniem, ważnym czynnikiem sprawczym będzie na pewno brak rasowego goleadora. Jeśli strzelba nie odpala, mając takie naboje jak Ozil, Ramsey, Cazorla czy Wilshere, to należy wymienić broń. Nie amunicję. Przy takim zapleczu, liczba bramek Giroud powinna oscylować raczej wokół Luis Suareza niż Jaya Rodrigueza.
Swoje trzy grosze dorzucił powściągliwy zazwyczaj Josep Guardiola. Trener Bayernu przed meczem nazwał 28-letniego gracza „okropnym w polu karnym”. Niektórzy dopatrywali się zwykłego przejęzyczenie u słynnego z manier Katalończyka, mające raczej mieć na myśli nie „terrbile”, lecz „terrific” – wyśmienity lub „terrifying” – przerażający. Lecz nawet gdyby Pep powiedział to świadomie i gdyby takie miał przesłanie – czy bardzo by się mylił? Czy miliłby się chociaż w małym stopniu? Spośród czołowych angielskich zespołów nikt nie ma tak fatalnej skuteczności, procentowo bliskiej zawartości alkoholu w piwie. Giroud zamienia na gola bowiem co dwudziestą sytuację jaką kreują mu jego partnerzy z drugiej linii.
Kto wie, czy najważniejszej batalii sezonu menedżer Kanonierów nie przegrał wcale z Liverpoolem czy Bayernem. Decydującym, a co najmniej równie ważnym momentem mogły być dwa przespane okienka transferowe, jałowe w jakiekolwiek następcę francuskiego napastnika. Ani Diego Costa, ani Robert Lewandowski, ani tym bardziej Luis Suarez nie zawitają na Emirates w innym charakterze aniżeli oponenci gospodarzy. Były gracz Montpellier nie jest bynajmniej żadną futbolową łamagą. To gracz tylko lub aż dobry. Zawodnik o potencjale na niezłego jokera, lecz nie na chłodnego zabójcę – dostarczyciela minimum 20 ligowych goli. Goli, które w praktyce decydują o tytule.
Wenger swój największy zawodowy sukces lub tegoroczne niepowodzenie pozna dopiero w maju. Giroud postanowił wyprzedzić pryncypała. Osobistą porażkę minionych 12 miesięcy ma już pewnie za sobą.
TOMASZ GADAJ
fot. Gettyimages