Manchester United przegrywa na własnym terenie w derbowym pojedynku z City 1:2, tym samym nawet nie zbliżając się do zapowiadanej zemsty za zeszłoroczne lanie. Jasne, „Czerwone Diabły” i tak wygrają ligę, ale dzięki dzisiejszemu zwycięstwu fani „The Citizens” podczas słownych utarczek będą mogli rzucić chwiejnym argumentem: „Ile było w derbach?”
***
Manchester United – Manchester City 1:2
Kompany (sam.) 59′ – Milner 51′, Aguero 78′
Choć – zważywszy na układ tabeli – nie było to spotkanie o nadzwyczajnym ciężarze gatunkowym, na boisku przez cały mecz wrzało. Skład City nie wzbudził większych emocji, natomiast ciut więcej dyskusji wywołały personalne wybory sir Aleksa Fergusona. W pierwszej jedenastce znalazł się Wayne Rooney, powracający do zdrowia Rafael, a przede wszystkim sędziwy Ryan Giggs, który wygryzł Toma Cleverleya. I – jak pokazały wydarzenia na murawie – nie była to najlepsza decyzja SAF-a.
Na Old Trafford spotkały się dwa zespoły o zupełnie innym nastawieniu. City zamierzało odnieść zwycięstwo dzięki posiadaniu piłki, a United liczyło, że przechytrzy rywali grą z kontry. „The Citzens” przez całe spotkanie nękało rywali wysokim pressingiem, co zmuszało gospodarzy do gry długimi podaniami. Świetną pierwszą połowę zaliczył Carlos Tevez, kapitalnie grając tyłem do bramki. Przed meczem spekulowano o wrażliwości City w bocznych sektorach boiska, lecz bardzo dobra i odpowiedzialna gra Nasriego i Milnera w zasadzie zupełnie zneutralizowała skrzydła MU.
O dziwo dużo lepiej prezentowały się boki „The Citizens”, gdzie nieźle współpracowały pary Milner-Zabaleta oraz Nasri-Clichy. Momentami problemy ze zniwelowaniem przestrzeni między formacjami mieli Giggs z Carrickiem, ale koniec końców City nie potrafiło tego wykorzystać.
Tempo spotkania najwyraźniej przerosło wspomnianą żywą legendą United, Ryana Giggsa, który w pierwszej połowie popełnił aż cztery faule oraz zaliczył trzy straty. Ferguson jednak nie zmienił doświadczonego Walijczyka i w drugiej połowie to właśnie po jego stracie na własnej połowie City objęło prowadzenie po strzale Milnera. Wyrównanie padło po świetnie wykonanym rzucie wolnym przez Robina van Persiego (samobój Kompany’ego), natomiast zwycięstwo gościom zapełnił rezerwowy Aguero.
Mecz nie obfitował w efektowne sytuacje, jednak bez wątpienia mógł się podobać. Była walka, była gra w piłkę, były bramki. Klasyk zdecydowanie na plus. Trzy punkty raczej należały się odważniejszym gościom, aczkolwiek przy remisie też nie mogliby mieć do nikogo pretensji. Na koniec – jak to w derbach – mała szamotanina, ale obyło się bez skandalu.
Wygrana pozwoli delikatnie odetchnąć Manciniemu, którego umiejętności trenerskie są raz po raz kwestionowane. Dla „Fergiego” to – po porażkach z Realem i Chelsea – kolejny cios. Liga na 99% wygrana, ale wszystko inne w plecy.