Lineker, Owen, McManaman, Woodgate – co łączy tę czwórkę? Wszyscy spróbowali, z różnym skutkiem, swoich sił na hiszpańskiej ziemi. Jednak zdecydowana większość angielskich piłkarzy żyje według prostej zasady: wszędzie dobrze, ale na Wyspach najlepiej. Mało wśród nich zawodników, którzy pragną czegoś więcej, są gotowi porzucić wygodę i zaryzykować przygodę na obczyźnie. Jednym z nich jest Charlie l’Anson. Angielski rodzynek w La Liga.
Urodzony w Luton zawodnik w wieku siedmiu lat przeprowadził się na Półwysep Iberyjski, by zamieszkać wraz z rodziną w Maladze. Tam też rozpoczął się jego prawdziwy rozwój piłkarski. Zaczęło się od fútbol sala , potem była gra siedem na siedem. Charlie nieraz podkreślał, że w Hiszpanii liczy się to, że można grać. Tylko, albo aż tyle. Nie ma znaczenia czy tracisz piłkę i przegrywasz mecz. Liczy się zabawa, pragnienie gry, a nie końcowy rezultat. Cały system jest tym przesiąknięty i pozwala tworzyć lepszych zawodników.
W wieku 16 lat został wypatrzony na jednym z młodzieżowych turniejów i powrócił do Anglii, gdzie dołączył do Grimsby Town. Rok później zaliczył wymarzony debiut strzelając bramkę w wygranym meczu z Mansfield. Po spędzeniu trzech lat na Wyspach kontrakt zawodnika wygasł, a on sam powrócił do Hiszpanii. Jak sam przyznaje, odchodzić nie chciał, ale musiał. Nie mógł się zgodzić na umowę, jaką mu zaproponowano.
W Hiszpanii nie było łatwo. Nikt go nie pamiętał, nie miał żadnych powiązań klubowych. Z pomocą przyszedł przyjaciel, który załatwił mu kilka testów. Udało się w Elche, gdzie dołączył do występującej w czwartej lidze drużyny rezerw. Młody zawodnik szybko stał się czołowym zawodnikiem, jak się potem okazało najlepszej obrony ligi i bez trudu zauważał różnice pomiędzy angielskim, a hiszpańskim sposobem postrzegania piłki. Na Wyspach patrzyli jedynie na jego wzrost, a nie na umiejętność ustawiania się na boisku, timing, czy skoczność. Różnice były widoczne również w treningu.W Hiszpanii jest więcej zajęć z piłką, więcej zajęć polegających na dynamice, krótkich sprintach, a całość nie polega jedynie na bieganiu. Oczywiście na to wszystko trzeba patrzeć jednak przez pryzmat tego, gdzie Anglik występował. Lokalny klubik, a tu zespół rezerw drużyny, która grała na zapleczu La Liga.
Wystarczył jeden dobry sezon i świetna postawa w okresie przygotowawczym, by Anglik stał się częścią beniaminka ligi. Na koszulce z numerem „20″ widnieje samo „Charlie”. Nie tak dawno, jeszcze w barwach Marines, grał przeciwko Tamworth, czy Ebbsfleet United. Teraz znalazł się w świecie opanowanym przez Cristano Ronaldo, Neymara i Messiego. Wymarzony debiut w najwyższej klasie rozgrywkowej miał miejsce 5 października ubiegłego roku, gdy l’Anson rozegrał 90 minut w wygranym przez Elche 2:1 spotkaniu z Espanyolem.