Iker Casillas znowu będzie wielki – przecież raz kanonizowany Iker na zawsze pozostanie świętym. Naprawdę zdumiewa fala hejterstwa zalewająca Casillasa. Jakby nie patrzeć, El Santo sam siebie do składu nie wstawił. Vicente del Bosque jak mało który selekcjoner miał odwagę, aby postawić w najważniejszym turnieju czterolecia na bramkarza, który nie potrafi wywalczyć miejsca w składzie swojego klubu. Tylko gdzie kończą się zaufanie i cojones , a zaczyna głupota?
Rzecz jasna nie jestem, bo po prostu nie mogę być, dla nikogo z Was bramkarskim autorytetem, choćby dlatego że swoją przygodę między słupkami zakończyłem w gimnazjum, a największe europejskie kluby, oczywiście z Realem i Barceloną na czele, dziwnym trafem nie wysyłały swoich skautów na mecze do Ostrowa Wielkopolskiego. Jednak nie trzeba być po wyższych studiach matematycznych, by móc powiedzieć, że dwa razy dwa to cztery. Nie ma bardziej niewdzięcznej pozycji na boisku od bramkarza, którego sprowadza się zazwyczaj do roli gościa od czarnej roboty – to znaczy, że generalnie skupia swoją uwagę dopiero wtedy, kiedy coś spektakularnie spieprzy. Wystarczy jeden błąd, następnie gol dla rywali i już nie ma znaczenia, że obrona przypomina szwajcarski ser, pomocnicy nie potrafią wymienić trzech dokładnych podań pod rząd, a napastnicy nie trafiają do pustej bramki. Bez wpadki nie byłoby bramki, a wraz z nią porażki. Kozioł ofiarny sam się skrępował i położył na ołtarzu. Wystarczy tylko podłożyć ogień.
Nie będę oczywiście wmawiał nikomu, że białe jest czarne, a czarne jest białe. Iker w ostatnich tygodniach popełnił błędy, na których usprawiedliwienie w świecie najzwyczajniej w świecie nie ma sposobu. Zdaję sobie sprawę, że żyjemy w XXI wieku, a Internet już nigdy nie będzie taki jak kiedyś, ale naprawdę zdumiewa mnie fala hejterstwa zalewająca Casillasa. Jakby na problem nie spojrzeć, Iker sam siebie do składu nie wstawił. A skoro ktoś mu zaufał, dlaczego miałby odmawiać? Nie będę opowiadał, że facet w ciągu swojej kariery wygrał wszystko, co było do wygrania, bo w ten sposób doszlibyśmy do wniosku, że Adam Nawałka powinien postawić w reprezentacji na duet Lato – Boniek. Ale El Santo nawet w ostatnim, tak słabym przecież sezonie mógł wznieść do góry Puchar Króla oraz wytęsknioną La Decimę. Jasne, zarzucicie mi pójście na łatwiznę, przerzucając winę na Vicente del Bosque, ale kto wysyłał powołania zawodnikom, w których oczach nie dostrzegał głodu zwycięstwa?
Mało który selekcjoner ma odwagę, aby postawić w najważniejszym turnieju czterolecia na bramkarza, który nie potrafi wywalczyć miejsca w składzie swojego klubu. Pytanie, gdzie kończą się zaufanie i cojones , a zaczyna głupota? Powiedzmy wprost, Iker Casillas PRZEGRAŁ walkę z Diego Lopezem o miejsce w składzie Realu Madryt. Już w styczniu pisałem, że wyniku tej rywalizacji nie można nazwać inaczej, jak tylko nokautem. Dziwiło mnie wtedy, dziwi mnie teraz i pewnie zadziwi nie raz w przyszłości upór, z jakim Sfinks pomijał przy powołaniach Diego Lopeza. Konsekwentnie stawiał na gościa, któremu daleko było do optymalnej formy, czego pokłosia Hiszpanie doświadczyli w czerwcu. Rezygnacja z Lopeza, zwłaszcza po kontuzji Valdesa, była pozbawieniem się przez Vicente del Bosque jedynej sensownej alternatywy w bramce. Skoro Święty Iker był w swoim fachu najlepszy na świecie, to kim musi być śmiałek, który go upokorzył?
Niemniej jednak naprawdę wierzę, że Casillas znowu będzie wielki. W końcu raz kanonizowany, Iker na zawsze pozostanie święty. Zanim przystąpicie do wysyłania mnie na terapię do psychiatry lub przynajmniej do okulisty, wysłuchajcie jeszcze ostatniego słowa ślepca i przypomnijcie sobie, ilu sportowców bywało odsyłanych na przedwczesne emerytury. Ilu spośród 40 milionów ekspertów uznawało za wypalonego Małysza, kiedy ten chwilowo nie świętował mistrzostwa świata bądź medali olimpijskich? Czy mało było osób, które po kilku latach posuchy zwątpiły w mistrzostwo świata Tomasza Golloba? Wreszcie, czy działacze Milanu równie łatwo oddaliby Andreę Pirlo do Juventusu, gdyby mogli przewidzieć wspaniały renesans formy włoskiego maestro? Klasy się nie traci. Zaślepiony fan przestrzega po raz ostatni: nie bądźmy krótkowzroczni.