Być jak Ronaldo, nie Robinho – Neymar wkracza na europejskie salony

Neymar-Barcelona

Duże hiszpańskie miasto. Biuro. Paru starszych panów wpatruje się beznamiętnie w ekran monitora. Ukradkiem spoglądają też na faks. Zmęczeni mężczyźni czekają na jakikolwiek sygnał, z drugiego kontynentu, odnośnie być może jednej z najważniejszych transakcji w historii klubu. Minęło już tyle godzin, że właściwie nie zdają sobie sprawy z upływu czasu. Nagle ekran komputera ożywił się, telefaks zaczął pracować. Ustalenia zostały dopięte. Do Europy przybędzie najbardziej utalentowany brazylijski gracz młodego pokolenia.

Ta wymyślona, choć całkiem prawdopodobna scena nie dotyczyła wbrew pozorom Neymara i Barcelony, tylko innego piłkarza z Kraju Kawy. Człowieka o talencie niegdyś równie wielkim, co najświeższy nabytek „Dumy Katalonii”. Robinho. Osiem lat temu Real Madryt, po niekończących się negocjacjach oraz walce nie tylko z innymi zespołami, ale i samym Santosem, pozyskał niesamowicie uzdolnionego 20-latka. Nowego Pele, od biedy Romario lub Ronaldo. Brzmi znajomo? Dziś, niemal dekadę później, Brazylijczyk to zaledwie rezerwowy w AC Milanie. Drugo-, a nawet trzeciorzędowa postać na futbolowym panteonie.

Gdy Robinho pakował rzeczy w związku z  przeprowadzką do Madrytu, Neymar dopiero od 12 miesięcy terminował w szkółce „Peixie”. W 2006 roku Robson da Souza już na dobre przyzwyczaił się do treningu z Zidanem i spółką. Być może wówczas, gdzieś na dalszym, przeznaczonym dla juniorów boisku mignęła mu znajoma twarz z Sao Paulo. Jako 14-letni szczaw Neymar zaliczył parę zajęć w juniorskim ośrodku „Królewskich”. Stolica Hiszpanii nie została jednak nowym domem nastolatka. Niemniej, zapewne nie spodziewał się, że kariera jego idola, chluby Santosu, nadziei całego kraju, będzie od tamtej chwili tylko pikować. Miliony kibiców, w tym zapewne również sam zawodnik, zastanawiają się jak przebiegnie europejska przygoda Neymara. Naznaczoną triumfami ścieżką Ronaldo, czy jadącą w dół kolejką Robinho.

Nie ulega wątpliwości, iż przeprowadzka 21-letniego snajpera to najgłośniejszy transfer tego lata, przebijający rozgłosem przejście Radamela Falcao do Monaco. Nawet ewentualne pozyskanie przez Real Garetha Bale’a czy sprzedaż Cristiano Ronaldo nie będą dorównywały decyzji Neymara o związaniu się z Barceloną. Dlaczego? Z wyjątkiem wychowanka Portuguesa Santista, po każdym z tych graczy doskonale wiemy czego się spodziewać. Są bowiem uznanymi na każdym lądzie markami. Brazylijczyk to natomiast wielki znak zapytania. W Kraju Kawy książę piłki, futbolowy bożek. Zewsząd głaskana, chwalona, czczona wręcz nadzieja słabej ostatnimi laty kadry „Canarinhos”. Uprzywilejowany bohater swojej ekipy wejdzie tymczasem do szatni drużyny stanowiącej jednolitą maszynę. Formowanego dzięki La Masii organizmowi, który jak dotąd odrzucał wszystkie niekompatybilne ciała obce. A teraz ma nastąpić najbardziej skomplikowana próba przeszczepu. Żaden z odtrąconych przez Barcelonę indywiduów nie miał takiej pozycji, nie był tak bezkarny, tak wszechmocny w swoim poprzednim zespole. Ani Zlatan, ani Eto’o, ani nawet Thierry Henry. Jeśli Neymar będzie chciał (musiał?) się dostosować, diametralnie ulegną zmianie jego nawyki, styl życia, pozycja w szatni. Zapewne na początku światu pokazane zostanie nowe oblicze niedawnego hulaki. Wcielenie pokorne, miłe, zachwycone otoczką Camp Nou. Tylko czy ten odmieniony wizerunek stanie się permanentny? A może 21-latek zatęskni za copacabańską swobodą i, śladem Ronaldinho, postara się przenieść kawałek brazylijskiego karnawału do stolicy Katalonii?

Pamiętajmy, że napastnik rozpocznie w Barcelonie z niższego pułapu niż z tego, na jakim skończył w Santosie. Robinho przechodząc do Realu trafił na zespół określany mianem „Galaktyczny”. Neymar w nowym miejscu pracy spotka ludzi tworzących jeszcze bardziej kosmiczną drużynę. Skład, na którego kadrowiczach nie robi wrażenia to, że młodzik potrafił upokarzać przestraszonych, ogórkowych defensorów z brazylijskiej Serie A. Reprezentant „Canarinhos”, gdzie się nie obejrzy na treningu, to dostrzeże mistrzów świata, wielokrotnych czempionów Europy, posiadaczy wszelakich klubowych tytułów. W Brazylii lider, na katalońskiej ziemi, przynajmniej na starcie, najwyżej piąta osoba w hierarchii. Najwyżej.  Nie będzie ustalania pod niego taktyki. Nie będzie specjalnych przywilejów. Nie będzie przymykania oka na wybryki. Będzie natomiast po prostu jeden z wielu ponadprzeciętnie utalentowanych zawodników, którym dano szansę zaistnienia w wielkim klubie. Kolejny dzierżący los w swoich wątłych dłoniach piłkarz.

Sukces lub porażka w tym wypadku podlega dwóm czynnikom. Pierwszy- co zostało już wspomniane-zależy od niego samego. Drugą cegiełkę dołoży trener. Tito Villanova podejmie egzamin sromotnie oblany przez Josepa Guardiolę. Test zasymilowania w drużynie jednostki o całkowicie odmiennym charakterze. Jeśli szkoleniowcowi się uda, stworzy prawdopodobnie najbardziej efektywny i  zarazem efektowny duet w historii futbolu: Leo Messi – Neymar. Gdyby następca przyszłego opiekuna Bayernu zawiódł, to na transferze Brazylijczyka zyska tylko i wyłącznie jeden zespół. Wcale to nie będzie jednak Real Madryt.

Luiz Felipe Scolari zaciera ręce. 65-latek otrzymał od fortuny bezcenny prezent. W niecałe 12 miesięcy zyska napastnika nie tylko o niebywałych umiejętnościach, ale już co najmniej powierzchownie zaznajomionego z poważnym, europejskim stylem gry. Do teraz było z tym krucho. Neymar statystyki w reprezentacji kraju ma bardzo dobre. 20 bramek w 32 meczach robi wrażenie. Gdy przyjrzeć się jednak bliżej temu dorobkowi, szybko zdiagnozujemy problem napastnika. Brak gry przeciwko klasowym obrońcom. Spośród tych 20 bramek tylko jedna wpadła przeciwko drużynie ze światowej czołówki. Z Niemcami, blisko dwa lata temu. Dwa trafienia zaliczył co prawda jeszcze z Argentyną, lecz w towarzyskich potyczkach, podczas których obie ekipy grały krajowymi składami.  Zero natomiast pozostało na koncie w meczach między innymi z Francją, Anglią, czy Holandią. Nawet Paragwajowi pozostał bez strat. No cóż. Jak na co dzień poruszasz się w towarzystwie motłochu, to ciężko potem brylować wśród wyższych sfer.

Brazylia może być spokojna. Przed nadchodzącym wielkimi krokami mundialem, jeśli chodzi o transfer Neymara, w każdy sposób wygrywa ekipa Scolariego. Zakładając pozytywny scenariusz i wysoką formę napastnika w Barcelonie – „Canarinhos” zyskują piłkarza z absolutnego topu. Przy mniej radosnej wersji, czyli zawiedzenia nadziei – na mistrzostwa świata przyleci zawodnik wciąż uzdolniony, lecz po zimnej prysznicu, mniejszej sodówce, który dodatkowo liznął piłki z absolutnego topu. Nic, tylko się odbudować. A piłkarska historia nie zna chyba lepszej okazji na spektakularny powrót niż wielka impreza. Prawda?

Pin It