Bundesliga. Lewandowski usiadł z przodu!

lewandowski

Wyobrażacie sobie, aby polski piłkarz został królem strzelców topowej europejskiej ligi? Jeszcze kilka lat temu należałoby to uznać za nierealne marzenie, ale dziś taką ewentualność trzeba na poważnie wziąć pod uwagę. Robert Lewandowski, który wrócił do gry w lidze po złagodzonej karencji, pokazał, że jest w BVB wartością dodatnią. Był wszędzie – na szpicy, w środku pola, na skrzydle, a nawet wtedy, gdy przyszło wykonać rzut wolny z odległości dwudziestu metrów do bramki. O ile już w poprzednim sezonie Lewy zapisał się w annałach polskiego futbolu bijąc rekord należący do Jana Furtoka, o tyle w tym roku może już całkiem pozamiatać, czyli zostać pierwszym w historii polskim królem Bundesligi.

Dublet ustrzelony w starciu z Hannoverem (już 16 goli na koncie Lewego) dał do zrozumienia sternikom Borussii Dortmund, że wcale nie tak łatwo będzie znaleźć godnego następcę polskiego napastnika. A już na pewno do tej roli nie nadaje się Julian Schieber, który dopiero dziś strzelił pierwszą ligową bramkę w żółto-czarnych barwach. Lewy nie tylko dał do myślenia działaczom BVB, ale jednocześnie rozzłościł wierchuszkę Hannoveru. Już przed meczem na Signal Iduna Park, menedżer klubu z Dolnej Saksonii, Jörg Schmadtke, nie ukrywał, że jest wściekły na DFB z powodu złagodzenia kary dla Lewandowskiego. Gdyby nie to, Lewy nie mógłby wystąpić przeciwko H96. A tak zagrał i był motorem napędowym swej ekipy prowadząc ją do zwycięstwa.

Cała Borussia zagrała zresztą dużo lepiej niż w środowym starciu w Pucharze Niemiec z Bayernem. Dziś była to dużo lepsza drużyna, a przede wszystkim, niezwykle kreatywna. Dla takiej Borussii stworzenie sobie dogodnej sytuacji podbramkowej to bułka z masłem, albo jak mawiają Niemcy „Kinderspiel”. To nie przypadek, że gospodarze oddali w tym spotkaniu 23 strzały, a przyjezdni – ledwie 6.

Z dobrej strony, obok wyposzczonego Roberta, pokazał się Kuba Błaszczykowski. Kilka razy błysnął dynamicznym dryblingiem, oddał też kilka groźnych strzałów, ale co najważniejsze – zaliczył asystę przy golu Schiebera. A w szatni BVB tajemnicą poliszynela jest,  że komu jak komu, ale Schieberowi nie łatwo jest dograć tak, by wreszcie trafił do siatki. Słowa uznania dla kapitana reprezentacji Polski, że umożliwił mu przełamanie impasu.

Na ławce wylądował Łukasz Piszczek, ale nie dlatego, że stracił w oczach Juergena Kloppa. W trosce o jego dobrą formę we wtorkowym rewanżu z Szachtarem Donieck, trener Borussii postanowił dać mu odpocząć. Podobnie uczynił z Mario Goetze.

Z kolei w Hannoverze od pierwszych minut do boju wypuszczony został Artur Sobiech, ale Mirko Slomka dał mu szansę tylko dlatego, że w jego ekipie panuje istny szpital. Jednak po tym, co dziś zagrał były zawodnik Polonii Warszawa i Ruchu Chorzów, trener H96 następnym razem będzie wolał pewnie zagrać w dziesięciu, niż desygnować do gry kompletnie bezproduktywnego Sobiecha. W jego przypadku już można głośno mówić o tym, że odejdzie z klubu wraz z końcem umowy, która wygasa w czerwcu 2014. Czyli tak samo jak Lewandowski.

I to chyba jedyna wspólna cecha pomiędzy dwoma napastnikami, którzy „rywalizują” o miejsce w ataku reprezentacji Polski. Z tą różnicą oczywiście, że Lewandowski odejdzie z własnej woli i będzie mógł przebierać między ofertami, a Sobiechowi nie pozostanie nic innego, jak z podkulonym ogonem liczyć na angaż w polskiej ekstraklasie.

MICHAŁ MITRUT

Pin It