Za rok brazylijskie mistrzostwa wkraczały będą w rozstrzygającą fazę turnieju. Wówczas jak świat długi i szeroki wszyscy mają zachwycać się piłkarską sambą „Canarinhos”. Takie jest przynajmniej założenie, bo czy reprezentacja, która dwa ostatnie Mundiale kończyła na etapie ćwierćfinałów, za rok będzie mogła odbierać złote medale?
Gospodarze przyszłorocznych mistrzostw świata od dłuższego czasu skrupulatnie szykują się do turnieju. 28 listopada ubiegłego roku stery nad tą drużyną przejął Luiz Felipe Scolari – ten, który jako ostatni poprowadził „A Seleção” do mistrzostwa świata. Brazylijska federacja postawiła na niego jednak nie tylko z tego powodu. Ostatnimi czasy źle działo się z narodowym dobrem Brazylii, co ogarnąć może tylko trener z autorytetem. „Duży Felipe” wziął się więc prędko za budowę drużyny, której siłę i możliwości miał sprawdzić Puchar Konfederacji. Był to ostatni ważny test „Canarinhos”, którzy do mistrzostw muszą zadowolić się jedynie sparingami.
Brazylijczycy przebrnęli turniej od zwycięstwa do zwycięstwa, kończąc chlubnym triumfem nad Hiszpanią. Puchar Konfederacji nie był oczywiście super ważnym turniejem na który wszyscy się „spinali” – bardziej sprawdzianem sił i małą zapowiedzią przyszłorocznego Mundialu. „La Roja” ma jednak prawo się obawiać. Jej hegemonia w światowym futbolu już za rok może się zakończyć. Brazylia, która – cytując jej selekcjonera – „wciąż jest na etapie budowy”, ma aspiracje do mistrzostwa globu. Ma motywacje – turniej u siebie, kilka lat bez sukcesów – i co najważniejsze ma podstawy ku temu, by uważać się za faworyta imprezy. Luiz Felipe Scolari wyselekcjonował silną i w stu procentach uzupełniającą się drużynę.
Drużynę grającą przede wszystkim szybką piłkę. I co najważniejsze – już od pierwszych sekund spotkania. „Canarinhos” w Pucharze Konfederacji stosowali tę zagrywkę, już od pierwszego gwizdka sędziego „rzucając się” na rywala, co nieraz przynosiło zamierzone skutki w postaci gola.
Reprezentacja Scolariego to doświadczenie w defensywie + powiew szalonej młodości z przodu. Szczelna defensywa, kreatywna pomoc, a na bokach autostrada po której pędzą skrzydłowi.
Numerem „1” między słupkami jest Júlio César. W ubiegłym roku po siedmiu latach owocnej współpracy z jego usług zrezygnował Inter Mediolan. Wprawdzie włoski klub w brodę sobie pluć nie musi, bo zatrudnił równie klasowego goalkeepera, ale „JuliONE” cały czas udowadnia, że bronić potrafi. Bardzo pewny punkt reprezentacji Brazylii, ostatnia deska ratunku. Bramkarz na którym można polegać, bramkarz, któremu ufają defensorzy. Najczęstsza czwórka wystawiana w obronie to (od prawej) Alves, Luiz, Silva, Marcelo. Dwóch wysokich stoperów i dwóch szybkich, bocznych obrońców. Takie ustawienie umożliwia nowe możliwości ataku. Dani Alves oraz Marcelo bardzo często włączają się do akcji ofensywnych (wówczas tyły pomaga zabezpieczać defensywny pomocnik Luiz Gustavo). Obaj są bardzo pomocni z przodu, gdzie z odpowiednio Hulkiem i Neymarem kreują ataki oraz dogrywają piłki w pole karne. Warto dodać, że sami także potrafią wykańczać akcje strzałami z dystansu. Trzeba jednak przyznać, że gdy to rywal atakuje, czasami obrona Brazylijczyków się nie zazębia. Luiz i Silva pozwalają sobie niekiedy nieco odpuścić rywala, co skutkuje groźnym strzałem na bramkę Césara. Defensorom reprezentacji Brazylii zdarzają się też proste błędy chociażby przy wykopywaniu piłki z własnego pola karnego, jak w spotkaniu z Urugwajem. Przede wszystkim obrona – najprostszymi środkami – a także maksymalne skupienie. O tych dwóch przykazaniach obrońcy, zapominają czasem defensorzy „Canarinhos”. Summa summarum to jednak świetni obrońcy, z kapitanem Silvą na czele.
Warto dodać, że Scolari w obwodzie ma jeszcze piłkarza Bayernu Monachium, Dante. Inny zawodnik Bawarczyków ma już stałe miejsce w kadrze, tuż przed obrońcami. To Luiz Gustavo, którego głównym zadaniem jest destrukcja ataków rywala, pomoc obrońcom. Obok niego selekcjoner preferuje Paulinho, choć z powodzeniem występuje na tej pozycji również Hernanes. Zadania dla zawodnika grającego w tym miejscu to zarówno pomoc Gustavo jak i napędzanie ataków. Jak najbardziej także szukanie strzałów z dystansu, bo zarówno Paulinho jak i Hernanes potrafią celnie uderzyć zza pola karnego.
Do rozgrywania zapędza się armia młodych brazylijskich talentów. Lucas, Jádson, Fernandinho. Luiz Felipe Scolari najbardziej ufa jednak zawodnikowi Chelsea Londyn, Oscarowi. On rozdziela piłki pomiędzy skrzydłowych, on szuka w polu karnym napastnika.
Faktem jest, że na próbie generalnej – Pucharze Konfederacji – Fred strzelił w sumie aż 5 goli, ale… mógł zdobyć ich więcej. Tym turniejem napastnik „Canarinhos” ugrał jednak bardzo wiele zaufania u selekcjonera i kibiców. Potrafi się zastawić, przytrzymać futbolówkę i jak pokazał w ostatnich tygodniach – znajdywać się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. „Canarinhos” od lat przyzwyczaili do posiadania gwiazdy światowego formatu na szpicy – Ronaldo, Adriano, Robinho. Byli to zawodnicy, który potrafi „strzelić z niczego”, który poza skutecznością błyszczeli również techniką. Fred to dobry napastnik, aczkolwiek nie ta półka co chociażby Ronaldo Luis Nazário de Lima, z którym „ A Seleção” ostatni raz sięgali po mistrzostwo świata. Piłkarz Fluminense dostał jednak błogosławieństwo legendy brazylijskiego futbolu, który przyznał słuszność decyzji selekcjonera nazywając Freda „prawdziwą dziewiątką”. Puchar Konfederacji był zwycięstwem Brazylii, ale jeszcze większą victorią 29-letniego napastnika.
Największe nadzieje brazylijscy kibice pokładają w skrzydłowych. W dużym, silnym i z atomowym uderzeniem Hulku, który budzi postrach u obrońców nie tylko umiejętnościami, ale także gabarytami. Na meczach Brazylii niejednego Hulka widuje się także na trybunach, po meczach te zielone olbrzymy można spotkać na mieście.
Największą gwiazdą „Canarinhos”, idolem rzeszy fanów jest jednak 21-letni Neymar. Nowy piłkarz Barcelony jest zarazem najmłodszym zawodnikiem pierwszego składu 5-krotnych mistrzów świata. Neymar Pucharem Konfederacji rozwiał wszelkie wątpliwości – czy poradzi sobie w Europie, czy drużyna mistrza Hiszpanii to nie za wysokie progi. Dla brazylijskiego gwiazdora było bez różnicy czy gra z mistrzami Azji – Japonią czy z mistrzami świata – Hiszpanią. I tu i tu radził sobie bardzo dobrze, nieraz wprawiając kibiców w ekstazę wspaniałymi zwodami i strzałami. Nie zna terminu „presja”, potrafi wziąć na siebie ciężar obowiązków, ciężar oczekiwań wielomilionowej brazylijskiej ludności.
Taki piłkarz to skarb, który może poprowadzić dumę Kraju Kawy do złota na przyszłorocznym Mundialu. Wierzy w to Pele, fan talentu piłkarza. Przez ostatnie kilka lat Neymar rozkochał w sobie Brazylię, która zwariowała na jego punkcie. Dziewczyny za nim szaleją. Przeżytkiem są już tatuaże z imieniem gwiazdora na plecach czy ręce – teraz robi się je na ustach. Inni naśladują jego fryzurę, a wieczorami taneczne ruchy w dyskotekach. Bo te boiskowe są naprawdę trudne do powtórzenia. Najbliższy sezon spędzony w Katalonii może tylko podnieść umiejętności piłkarskie skrzydłowego „Canarinhos” i wyjść z korzyścią dla reprezentacji.
Bronią Brazylii są ataki ze skrzydeł. Zarówno szybkie i efektownie wbiegnięcia w pole karne, jak i dośrodkowania. Warto zwrócić uwagę na wachlarz możliwości „Canarinhos” przy stałych fragmentach gry. Są piłkarze, którzy mogą uderzać z daleka (Luiz, Hulk), są piłkarze, którzy mogą celnie przymierzyć z kilkunastu metrów (Oscar, Neymar). Jednak ci sami zawodnicy mogą posłać także dokładną centrę na głowę któregoś z wysokich stoperów, którzy są niezwykle użyteczni właśnie przy stałych fragmentach.
Brazylia imponuje przygotowaniem fizycznym, skuteczną grą pressingiem, wysokim tempem akcji. Ostatni napastnik to w tej drużynie pierwszy obrońca. Aczkolwiek z drugiej strony warto wziąć pod uwagę trudne warunki klimatyczne w Kraju Kawy, do których mniej przyzwyczajeni są piłkarze ze Starego Kontynentu.
Średnia wieku najbardziej prawdopodobnego składu „Canarinhos” wynosi 26. Luiz Felipe Scolari stworzył skład młody i co najważniejsze – głodny sukcesów. W dodatku ma jeszcze rok na udoskonalenie gry tej drużyny, ale szczerze należy przyznać – to naprawdę mocna ekipa. Wprawdzie za rok będzie trudniej niż tego lata, ale Puchar Konfederacji dał tej reprezentacji dużo wiary we własne umiejętności. Neymar i spółka mają bardzo duże szanse, by odzyskać Brazylii tytuł mistrza świata. Po 12 latach, w Rio de Janeiro, na Maracanie.
DOMINIK POPEK