Łukasz Fabiański stwierdził kiedyś, że bramkarz musi być trochę wariatem, z kolei Artur Boruc przyznaje bez ogródek: „dla mnie to najgłupszy zawód świata”. Któż z nas nie pamięta Rene Higuaity, który zamiast łapać piłkę w ręce, pozwolił jej przelecieć nad głową i już za plecami, z wyskoku wybił ją piętami? Czy nawet Hugo Gattiego? Albo Jensa Lehmanna, który spełnił potrzebę fizjologiczną w trakcie gry, opuszczając bramkę i na chwilę chowając się za bannerem reklamowy? Tak, tego samego, który potrafił zabrać kibicowi okulary, czy też podczas konferencji prasowej poprosić dziennikarza o pożyczenie pięciu euro. Wszystkich ich łączy nadmierna ekspresyjność i ekscentryczność. Poznajcie lepiej piłkarzy, którzy zadziwiali w polskiej piłce!
SIERGIEJ PAREIKO
W pierwszym sezonie gry w Wiśle, wielokrotnie ratował zespół przed stratą bramki, bronił rzuty karne, przez co zyskał sympatię kibiców. Kiedy „Biała Gwiazda”, mając już zapewniony trzynasty tytuł mistrza Polski, przyjechała na Pepsi Arenę, by zmierzyć się z Legią, doszło wówczas do prawdziwego kuriozum. Podanie z głębi pola otrzymał Radović, Serb ruszył w kierunku piłki i minimalnie uprzedził wychodzącego z bramki Pareikę. Zawodnicy zderzyli się, sędzia najpierw pokazał „przywilej korzyści”, ale potem wskazał na jedenasty metr. Rzut karny został podyktowany absolutnie niesłusznie. To rozwścieczyło golkipera Wisły, który wystosował w kierunku sędziów najcięższe rosyjskie przekleństwa. Później bliski był zdemolowania holu, ale ochrona odprowadziła go do szatni.
Od tej pory Siergiej dość nerwowo reaguje na wszelkie kontrowersyjne sytuacje w meczach z Legią. W u biegłym tygodniu, po końcowym gwizdku, znów zawrzało między nim, a Dusanem Kuciakiem. O temperamencie Pareiki mogli także przekonać się piłkarze Standardu Liege. Poniekąd zasłużenie, bo przez całe spotkanie prowokowali wiślaków, a jeden z nich podbiegł nawet do Kazimierza Moskala i uderzył go w policzek.
EMILIAN DOLHA
Ten przypadek odbiega od pozostałych. Nie ma tu buty, szaleństwa na boisku. Chociaż podobno lekkoduch poza murawą, to pogłos zdobył początkowo tylko wyśmienitą grą. Potem, podczas sprawdzianu silnej woli, skapitulował. Emilian Dolha. Przybył do Polski za swoim sławniejszym rodakiem, Danem Petrescu, wówczas trenerem Wisły Kraków. Rumuńska legenda wolała początkowo jednak Mariusza Pawełka. Dolha dostał szansę dopiero po przybyciu szkoleniowego tyrana rodem z Bałkanów, Dragomira Okuki. Okazji nie zmarnował. Szybko wyrósł na czołowego, a przez wielu uznawanego za najlepszego, bramkarza ligi. Do dziś mówi się jego o fenomenalnych meczach przeciwko Blackburn czy FC Basel. Po wielu latach bryndzy krakowska drużyna zyskała w końcu opokę między słupkami. Niemniej, nie wystarczyło to włodarzom „Białej Gwiazdy” do zaproponowania Dolsze przyzwoitej oferty. Rumun w wywiadzie dla „Polska. The Times” powiedział, że zarabiał mniej niż rezerwowe ogórki pokroju Branko Radovanovicia. Interesował się nim Fulham, wybrał…Lecha Poznań. Gorszym wyborem byłaby dla niego chyba tylko Legia Warszwa. W sezonie 2007/2008 nadszedł długo wyczekiwany mecz. Na Reymonta przybył „Kolejorz”. Pewni kibice od dawna czekali czekali na taką okazję.
Niemiłosiernie wygwizdywany wówczas Dolha nie zawiódł oczekiwań krakowskich fanów. Do przerwy Wisła miażdżyła Lecha. 0-4. Trzy bramki z winy 28-letniego wtedy golkipera. Pewność siebie poszła w diabli, psychika złamała się. Blady, według słów Franciszka Smudy, jak ściana zawodnik nie wyszedł na ostatnie 45 minut. Dla „Kolejorza” zagrał jeszcze tylko sześć spotkań. Dziś kopie na jeszcze większych peryferiach futbolu niż polska ekstraklasa. W Glorii Bistrita, której jest wychowankiem. Tutaj kłopotem nie okazał się nadmiernie twardy charakter, lecz krucha pewność siebie. Szkoda. Z Dolhy mógł wyrosnąć, co najmniej drugi Bogdan Lobon. Co najmniej.
ARTUR BORUC
Enfant terrible polski piłki. Można go kochać abo nienawidzić. Gdy grał w Celticu Glasgow, po bardzo dobrym sezonie w swoim wykonaniu, zasłynął z licznych prowokacji Rangersów. Żegnał się, stojąc przed trybuną protestanckich fanów Glasgow, irytował rywali. Kibice śpiewali, że jest tylko jeden święty Boruc. Zapłacił za to w Belfaście w meczu reprezentacji Polski z Irlandią Północną, kiedy nie wytrzymał psychicznie 90 minut obelg protestanckich kibiców, przepuścił dwa strzały rywali i jedno podanie od Michała Żewłakowa. Gdy Celtic zdobył tytuł mistrzowski, „Holy Goalie” wziął flagę klubową i ostentacyjnie machał nią przed trybuną Rangersów, zyskał tym sympatię i uwielbienie. Potrafił także pokłócić się i odepchnąć…obrońcę własnego klubu, żeby go zdyscyplinować. Zresztą na Wyspach często pisano o tym, że Naylor i Boruc nie przepadali za sobą. Kiedy spytałem znajomego ze Szkocji, jak kibice Celticu wspominają naszego bramkarza, odparł szczerze: “Boruc was ok for Celtic 2 out of 3 years but he put on a bit of weight and had problems outside football.” I właśnie przez te problemy z ówczesną dziewczyną, także z alkoholem, Boruc się nieco zatracił i zaczął wpuszczać bramkarskie klopsy. Szokował również w reprezentacji Polski, pokazując środkowy palec kibicom gości, czy za kadencji Leo Beenhakkera demolując hotel, w którym stacjonowali piłkarze. Kiedy, po meczu z Austrią, Ś.P. Lech Kaczyński przekręcił jego nazwisko, bramkarz stwierdził, że już wolałby grać przy pustych trybunach, niż w obecności takiego prezydenta. Gdy wydawało się, ze Franciszek Smuda będzie w stanie Artura zdyscyplinować, na pokładzie samolotu, razem z Żewłakowem wypili sporą ilość winka i zaczęli…podrywać stewardessy. „Holy Goalie” to obecnie jednak jeden z najbardziej charyzmatycznych polskich zawodników.
Wojciech Kowalczyk przyznał kiedyś, że z piłkarzy współczesnego pokolenia, jedynie biografia Artura Boruca mogłaby cieszyć się tak wielkim zainteresowaniem, jak jego.
DUSAN KUCIAK
W naszym zestawieniu jest kilku legionistów. Drużyna „Wojskowych” od lat znana jest ze szkolenia znakomitych golkiperów. Odpowiedzialny za to jest przede wszystkim Krzysztof Dowhań, która jak mało który specjalista od bramkarzy w Polsce ma „nosa” do piłkarzy na tej pozycji. Kolejnym z jego „stajni” jest Dusan Kuciak. Narodowość – Słowak. Wiek – w maju skończy 28 lat. Wygląd i zachowanie – siedemnastowieczny smolarz. Jak twierdzą jednak wszelkie kanony piłkarsko/bramkarskie dobry bramkarz musi być szalony. I Kuciak taki właśnie jest – przynajmniej na boisku. Do tego jest niezwykle konsekwentny, zdeterminowany i stanowczy. Wszyscy znamy historię jego przejścia do stołecznej Legii. Mianowicie, jego poprzedni klub – FC Vaslui – od dłuższego czasu zalegał mu z płatnościami (suma około 250 tysięcy euro), więc doprowadzony do ostateczności Kuciak wziął swoje manatki i podziękował Rumunom za współpracę. Włodarze klubu ze wschodniej Rumunii prosili, grozili, a nawet straszyli skierowaniem sprawy do UEFA. Słowak się nie ugiął – wszystko zakończyło się po jego myśli. Oficjalnie związał się z Legią Warszawa i z miejsca wskoczył do pierwszego składu (w meczu ze Spartakiem Moskwa).
Co do jego zachowania na boisku, które jest bardzo ekspresyjne – szczególnie po utracie bramki – trzeba je tłumaczyć ogromną wręcz ambicją Słowaka. Kuciak nienawidzi wręcz przegrywać. Stąd właśnie jego zachowanie w ostatnim meczu z Wisłą, kiedy to po bramce strzelonej przez Daniela Sikorskiego bramkarz Legii miał ogromne pretensje do Tomasz Jodłowca. Według niego „Jodła” popełnił błąd w kryciu i to przez niego lider ekstraklasy stracił gola. Potem był jeszcze potok wulgaryzmów i rzucanie bidonem. Wyglądało to bardzo widowiskowo. Po spotkaniu jednak Kuciak zdawał sobie sprawę, że zareagował ciut za mocno: – Po bramce Sikorskiego zareagowałem nerwowo, ale nie sądzę, aby to Tomek Jodłowiec popełnił błąd przy golu . Jeszcze ciekawiej było w ostatniej akcji meczu Wisła – Legia i tuż po jego zakończeniu. Wtedy to właśnie Kuciak starł się z Siergiejem Pareiko, który przy rzucie rożnym dla „Białej Gwiazdy” chciał pomóc swoim kolegom z pola. Estończyk mocno atakował bramkarza Legii, a ten po złapaniu piłki, w odwecie barkiem uderzył wiślaka. Od większej bitki Pareike powstrzymali jedynie Żewłakow i Furman, którzy do granic możliwości rozciągnęli jego koszulkę. A Kuciak po meczu stwierdził: – Nie wiem, o co mu chodziło… Oj Dusan, chyba jednak wiesz, o co mu chodziło….
ROMAN KOŁTOŃ
Reporter Polsatu Sport w młodości był golkiperem Górnika Złotoryja. Jednak bramkarzem jest się przez całe życie. Tak się zastanawiamy, patrząc na ekspresje, z jaką polemizuje ze swoimi gośćmi… Jak zachowywałby się teraz na boisku? Wyobrażacie sobie sytuację, w której Piotr Stokowiec wychodzi „sam na sam” z Kołtoniem i zderza się z nim? Albo stracie z Jackiem Bednarzem…?
- Pan mi nie będzie mówił, jak mam bronić.
MARCIN SZYMAŃSKI, TOMASZ GADAJ, JAKUB KOWALEWSKI