Wydawało się, że rzekomy kryzys formy Bayernu Monachium to jedynie złudzenie. Że wynika z rotacji składem. Że gdy przyjdzie poważny mecz, Bawarczycy wrzucą wyższy bieg i rozjadą rywala. Można było nabrać, co do tego wątpliwości już po meczach z Manchesterem, natomiast dziś wiemy to już na pewno – Bayern wpadł w dołek.
Bayern Monachium – Borussia Dortmund 0:3
0:1
– Henrik Mchitarjan 20′
0:2
– Marco Reus 49′
0:3
– Jonas Hoffman 56′
O tym meczu można pisać, pisać i pisać. A zacząć trzeba od ważnego faktu – Borussia zagrała, de facto w na wpół rezerwowym składzie. Bo myślę, że za optymalne ustawienie Dortmundczyków powinniśmy uznawać jedenastkę, która zdeklasowała we wtorek Real Madryt. A z tamtej drużyny, w dzisiejszej Borussii brakowało aż pięciu zawodników. Co wydaje się skrajnym fenomenem, biorąc pod uwagę, że wciąż kontuzjowanych jest innych pięciu absolutnie podstawowych piłkarzy w układance Juergena Kloppa. A my wciąż wmawiamy sobie i wszystkim dookoła, że BVB ma wąską kadrę.
Przez cały ten sezon media powtarzały również nam wszystkim bez przerwy, że Borussia w tym sezonie jest gorsza niż ta z sezonu 2012/2013. A spoglądając na statystyki z tych dwóch kampanii nie widać prawie żadnych różnic poza jedną – tym razem w dwumeczu z Realem przegrali 2:3, zamiast wygrać 4:3. Tak – właśnie próbuję wam powiedzieć, że Borussia w tym roku wcale nie jest gorsza, niż ta z poprzedniego i są ludzie, którzy cały czas o tym wiedzieli.
Ale jednak była jakaś mała cząstka, której BVB brakowało przez cały ten sezon. Tak jakby była tym samym zespołem, ale bez jakiejś cząstki duszy i bez tej niezwykłości, która zachwyciła nas rok temu. Pięknie ujął to Michał Trela na swoim blogu – u Dortmundczyków brakowało tego dawnego mordu w oczach. Żądzy krwi. Pasji. Namiętności. W sezonie 2013/2014 widziałem to u nich do tej pory tylko raz – na początku sezonu w Superpucharze z Bayernem. A teraz zobaczyłem to również w meczach z Realem i dzisiejszym pogromie Bayernu na Alianz Arena.
Ciężko w zasadzie nawet próbować diagnozować co dzieje się z drużyną Bayernu. Ale dzieje się coś złego. Patrząc jak bezradnie Monachijczycy miotają w próbach powrotu do dawnego stylu, przypomina mi się… Barcelona u kresu swej potęgi. Czyżby system stworzony przez Guardiolę, który okazał się genialny w Katalonii i przeterminował się dopiero po czterech latach, w Bawarii nie przetrwał nawet roku?
Swoją drogą, ciekawe jak czuł się Robert Lewandowski, patrząc na swoich kolegów upokarzających bez jego pomocy zespół do którego z własnej woli przechodzi…
MICHAŁ SIWEK