Bojana Krkicia szalone numery

bojankrkić Najmłodszy piłkarz Barcelony, który wystąpił w Lidze Mistrzów oraz Primera Division. Jeszcze będąc niepełnoletnim strzelał bramki w rozgrywkach ligowych, jak i w Champions League. Okrzyknięty „nowym Messim”, choć to nie mogło zrobić na nim wrażenia – każdego roku tysiące polskich i bałkańskich nastolatków padają ofiarą mediów z tego powodu. Ale on, jako jeden z niewielu, miał predyspozycje do przejęcia tronu po Argentyńczyku. Dziś jego akcje stoją niżej niż choćby Arka Milika…

dolaczdonas_baner

Gwiazda od dzieciństwa

Świat usłyszał o nim w 2007 roku, kiedy już w wieku 17 lat podpisał profesjonalny kontrakt z Barceloną. Hiszpania wiedziała o tym talencie znacznie wcześniej, wszak Bojan już z wieku dziewięciu lat trafił do słynnej La Masii. Chodzą słuchy, że napastnik pochodzenia serbskiego przy swoim pierwszy kontakcie z piłką strzelił bramkę. Wyobrażacie sobie? Wchodzisz, ledwo rozgrzany, nikt cię jeszcze nie zna, jednak ofiaruje tobie w zaufaniu piłkę. Ty, w ramach podziękowań, od razu umieszczasz ją perfekcyjnie w siatce.

Kredyt zaufania dostał od ręki. Spłacał go przez kilka lat w drużynach młodzieżowych, przechodząc przez wszystkie szczeble, by na przedostatnim przystanku, w Barcelonie B, przez 6 miesięcy zdobyć 10 goli i stać się najlepszym strzelcem drużyny. W zamian za to użyczył swojej osoby do promocji marketingu. Sprzedawał się doskonale w hiszpańskich mediach. Wielka zasługa w tym ojca, Bojana Krkicia seniora, który w latach 80. występował w Crvenej Zvezdzie Belgrad i OFK Belgrad. Od 1997 roku jest skautem Katalończyków. ( TUTAJ CZYTAJ o Atletico Madryt – nowym mistrzu Hiszpanii!)

W pierwszej drużynie zadomowił się równie szybko, co Maciej Żurawski w polityce, z tą różnicą, że od początku wiedział, czego oczekuje futbol. W odróżnieniu od byłego napastnika Wisły, którego – jakby to powiedział Paulo Coelho – smak konsumowanej wiedzy o Kioto jest kwaśny, szybko pojął zasady. Na tyle szybko, że już w wieku 20 lat, 6 miesięcy i 19 dni zaliczył setny występ ligowy. W Polsce ligowcy dopiero debiutują. I to przy dobrych wiatrach. Krkić błyskawicznie przejął pozycję po Samuelu Eto’o, a za zadanie przydzielono mu zdemaskować zawstydzenie, które towarzyszyło w Hiszpanii przy wymianie Kameruńczyka na Zlatana Ibrahimovicia. Przy okazji stał się bożyszczem nastolatek, ale o tym przeczytacie tylko na pudelku.

Szybkie numerki

Problem nadszedł w momencie, kiedy Barcelonę, w spadku po Franku Rijkaardzie, przejął Pep Guardiola. Początkowo nastąpiła jedynie symboliczna zmiana numeru na koszulce – Gianluca Zambrotta odszedł z zespołu, dzięki czemu zwolniła się „jedenastka”. Numer ten nie przyniósł mu szczęścia, tak jak osoba Pepa na ławce. Nie pasował do wizji obecnego szkoleniowca Barcy. Dość powiedzieć, że hiszpański trener skwapliwie dobierał sobie podopiecznych. Pamiętacie jak zrezygnował z usług Deco czy Ronaldinho? Tak samo zrobił później z Ibrą. Jego miejsce zająć miał Krkić, jednak, z gracją Conchity Wurst, cieszyć się mógł jedynie z nowego numeru na koszulce. Tym razem przypadła mu „dziewiątka”, po Zlatanie. ( TUTAJ CZYTAJ o tułaczce Zlatana)

Apogeum niezadowolenia – choć można użyć tutaj innego synonimu – nadeszło w 2010 roku, kiedy do drużyny przeszedł David Villa, niewerbalnie komunikując młodej gwieździe Barcy, że jego czas w Katalonii dobiegł końca. Nie zrozumcie mnie źle – zawodnik przez cały okres pobytu na hiszpańskich boiskach dostawał szanse gry, jednak problem tkwił u podstaw. W jego głowie. Psychice. Nigdy nie otrzymał stuprocentowego zaufania od Pepa i niezależnie kto by zawitał do klubu, on zawsze był dla niego tylko i wyłącznie opcją rezerwową.

Pamiętacie moment, kiedy zszedł z boiska, a jego miejsce zajął idol z dzieciństwa, Thierry Henry? Zdawał sobie doskonale sprawę z faktu, że zawiódł. Nie mówił nic. Po prostu usiadł na ławce i zaczął płakać. Jak małe dziecko.

Postanowił spakować manatki i podbić Europę. Wybór padł na najgorszy z możliwych. ( TUTAJ CZYTAJ o Ciro Immobile, który nie szanuje nawet własnych kibiców!)

Wycieczka do Włoch i Holandii

Włochy. Dokładniej AS Roma, później AC Milan. To właśnie w Serie A Bojan wzbić się miał ponad szarą przeciętność. Trafił do ligi taktycznej, siłowej i, co najważniejsze, ostrej, w której kreatywnym zawodnikom, najczęściej ofensywnym, gra się niebywale trudno. Przez te pryzmaty jej atrakcyjność w ciągu ostatnich lat nieustannie maleje. Młodsze pokolenie nie widzi nic fajnego w naparzaniu się przez pełne 90 minut – wolą obejrzeć konfrontacje pełne bramek, o które we Włoszech trudniej, aniżeli w Anglii czy Hiszpanii.

Dziś mogę powiedzieć, że źle zrobiłem, idąc do Milanu i Romy. Jestem młodym zawodnikiem, potrzebuję regularnej gry. Nie poczynię żadnych postępów, grając zaledwie 18 meczów w całym sezonie…

W Ajaxie również mu nie wyszło – 4 bramki i tyle samo asyst w całym sezonie chluby mu nie przynoszą. Jego akcje na ten moment stoją niżej niż Arkadiusza Milika, który ma zbawić Amsterdam i skorzystać z bezkrólewia, które występuje na pozycji środkowego napastnika w holenderskim klubie. ( TUTAJ ZOBACZ galerię klubowych ikon Ajaksu).

Kontakty jak u „Świra”

Bojan w wywiadach przyznaje, że wróci do Barcelony. To nie są słowa rzucane na wiatr. Dzięki nieudanej przygodzie z Romą, gdzie nie przekonywał już swoją pewnością w akcjach ofensywnych i był wolniejszy od turysty z matury, zyskał nowe doświadczenie, nowe kontakty. Ściągnął go do siebie sam Luis Enrique, legenda Barcelony, która wcześniej występowała w Realu Madryt. Na pewno kojarzycie to nazwisko. Obecnie były już szkoleniowiec Celty Vigo jest łączony właśnie z ławką Barcelony. A że miejsce po dymisji Taty Martino niedawno się zwolniło, znaki zdają się być oczywiste. Bojan Krkić ponownie ma dostać szansę w pierwszym zespole, tym razem z pełnym zaufaniem ze strony trenera.

ŁUKASZ KLINKOSZ

dolaczdonas_baner

Pin It