Mecz Polska-Niemcy. Sześćdziesiąt tysięcy fanów na trybunach, tysiące wuwuzeli i setki flag. Stadion wypełniony do ostatniego miejsca i ogłuszający wręcz doping wystrojonych w biało-czerwone barwy kibiców. Nie nie, to nie dziś. Dziś na Imtech Arena w Hamburgu byliśmy świadkami typowego meczu sparingowego. Co z tego, że graliśmy z naszym odwiecznym rywalem? Co z tego, że walczyliśmy o pierwsze w historii zwycięstwo nad Niemcami? Spotkanie, które oglądaliśmy dzisiejszego wieczoru potwierdziło tylko, że rozgrywanie takowych nie ma najmniejszego sensu.
Polacy przystąpili do tego spotkania w zestawieniu, które od początku wzbudzało wiele kontrowersji. Zwłaszcza linią obrony, na czele z Thiago Cionkiem i Jakubem Wawrzyniakiem, selekcjoner Nawałka zdawał się wręcz prosić o krytykę i negację jego selekcji. Temat powołania tego pierwszego zdominował bowiem w ostatnich tygodniach polskie media sportowe, a o absurdzie farbowania lisa, który nie potrafi łapać kur pisał niemal każdy (KLIKNIJ). Szansę występu od pierwszej minuty dostał wreszcie napastnik Pogoni Szczecin, Marcin Robak, który mimo 31 lat na karku wciąż zdaje się być nadzieją polskiej reprezentacji. Praktycznie anonimowo dla kibica nie śledzącego na co dzień poczynań w niemieckiej Bundeslidze wyglądał za to skład naszych rywali. Ci, którzy spodziewali się pojedynków Boruca z Reusem, Schweinsteigerem czy Oezilem srogo się zawiedli. Zamiast gwiazd Arsenalu, Borussii czy Bayernu przyszło im bowiem oglądać poczynania raczkujących w dorosłej kadrze Vollanda, Meyera czy Goretzki.
Od początku na boisku widać było przewagę reprezentantów Niemiec. To oni dłużej utrzymywali się przy piłce, sprawiali wrażenie bardziej ruchliwych i mieli pomysł na kreowanie akcji. Większość z nich, ku zaskoczeniu wątpiących w potencjał defensywny naszej reprezentacji, kończyło się jednak w okolicy szesnastego metra, gdzie czyhali dobrze ustawieni Szukała i Cionek. Zwłaszcza ten drugi sprawiał w pierwszej połowie zaskakująco dobre wrażenie, podejmując kilka naprawdę dobrych decyzji w kluczowych momentach. Obrońca Modeny jako pierwszy próbował również swych sił z przodu, jednak jego strzał głową nie sprawił najmniejszych problemów Ronowi-Robertowi Zielerowi. Kilkanaście minut później szczęścia próbował Mateusz Klich, ale on również nie był w stanie zaskoczyć bramkarza Hannoveru. Zdecydowanie groźniejsze okazje stworzyli sobie nasi przeciwnicy. Nieupilnowany w polu karnym Goretzka znajdując się oko w oko z Borucem nie zdołał jednak czysto trafić w piłkę, a po uderzeniu głową Draxlera piłkę z linii bramkowej w ostatniej chwili wybijał Sławomir Peszko. Obu drużyn w pierwszych 45 minutach nie było stać już na nic więcej i sędzia David Fernandez Borbalan, ku głębokiej uldze wszystkich zgromadzonych na Imtech-Arenie, zakończył pierwszą połowę nie doliczając do niej choćby minuty.
CZYTAJ TAKŻE: Oni zatańczą Sambę. Niemcy
W drugiej połowie na boisku pojawiło się kilka nowych twarzy, jednak Arkadiusz Milik, Michał Żyro czy Paweł Wszołek nie potrafili zmienić obrazu gry. Mimo iż wprowadzeni na boisko zawodnicy nie wnieśli wiele do ofensywnych poczynań naszej reprezentacji ich pojawienie się na placu gry i tak stało się jednym z najciekawszych wydarzeń drugiej połowy. Drugie 45 minut porównać można bowiem tylko do trzy tysiące dwieście sześćdziesiątego siódmego odcinka Mody na sukces. Nie, nie wiem co się w nim działo. Tak samo nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć co działo się dziś w Hamburgu. Podobnie jak przed zmianą stron, również w drugiej połowie puls podskoczyć mógł tylko raz, kiedy skrzydłowy wybijał piłkę z linii bramkowej. Tym razem Sławomira Peszkę wyręczył w tej roli Maciej Rybus, który musiał ratować naszą defensywę po uderzeniu Hahna. Kibice zgromadzeni na Imtech Arenie ożywili się do końca meczu już tylko raz. Kiedy wreszcie mogli podnieść się z krzesełek, przetrzeć oczy i opuścić stadion.
Kolejne starcie pomiędzy Polską a Niemcami zakończyło się więc bezbramkowym remisem. Po raz kolejny potwierdziła się teza o bezsensowności rozgrywania tego typu meczów, które, miast pobudzać emocje i podnosić tętno, wprawiają raczej w stan irytacji i uśpienia. Podobnie było dziś w Hamburgu. Bez niespodzianki, bez bramek, bez sensu.