Każdy inny scenariusz byłby głównym kandydatem do przyszłorocznych Oskarów. Zespoły z Barcelona i Paryża musiały awansować dalej i dokładnie tak zrobiły…
Barcelona – Manchester City 2:1 (0:0)
1:0
– Messi 67′
1:1
– Kompany 89′
2:1
– Alves 90+1′
Przed meczem coraz częściej pojawiały się opinie, że Barcelona pogrążona jest w kryzysie. Ostatnie mecze nie były w jej wykonaniu najlepsze. Były przegrane, ale były i wygrane – choć już nie tak efektowne jak kiedyś. Manchester City z kolei choć zdobył nie tak dawno Puchar Ligi Angielskiej to parę dni później odpadł z Pucharu Anglii. Mimo że „Obywatele” grali z obrońcą tytułu to, bądź co bądź, ich przeciwnikiem było pierwszoligowe Wigan… Po nieco sennym pierwszym meczu obu drużyn, dzisiaj obie zrekompensowały się bardzo dobrym widowiskiem.
W pierwszej odsłonie spotkania widzieliśmy wszystko tylko nie bramki… Były szybkie i przemyślane ataki obu drużyn, były błędy sędziowskie i odrodzenie Messiego. Ktoś z Manchesteru czasem „nie ogarnął bomby” i swoją ślimakowatość przypłacił faulem i żółtą kartką. Aguero, którego tak brakowało w pierwszym spotkaniu, dzisiaj nie pokazał niestety nic. Powracający po kontuzji zawodnik z pewnością chciał pomóc kolegom w awansie, ale na chęciach się skończyło.
Gdybyśmy chcieli pokazać wszystkie akcje pierwszej połowy, które były po prostu przednie, ten artykuł przewijalibyście z godzinę. Musimy ograniczyć się do tych – naszym zdaniem – najlepszych. Najpierw kunszt Messiego. Leo pokazał to, co w nim cenimy najbardziej. Bez wątpienia bohater pierwszej połowy. Gracze Manchesteru momentami przypominali treningowe tyczki…
A poniżej z kolei sytuacja, która gdyby zakończyła się bramką, byłaby jedną z ładniejszych, jakie oglądaliśmy w tej edycji Ligi Mistrzów. Silva podpatrywał pewnie często Zlatana…
Bezproduktywny dzisiaj Aguero zmieniony został już na początku drugiej połowy. „Obywatele” byli w natarciu już od gwizdka wieszczącego drugą część emocji na Camp Nou. Niestety szału nie było, dupy Valdesowi nie urwało. Messi gdzieś tam zaliczył słupek, ale w 67. minucie udało mu się w końcu pokonać Harta, chociaż przy pomocy Lescotta…
Po golu barcelońskiej ikony stadion ucichł i w spokoju czekał na koniec spotkania. Zabaleta z kolei nie miał ochoty pozostać na boisku do końca spotkania i na 12 minut przed końcem udał się na zasłużony(?) odpoczynek do szatni, a przed oczami miał tylko czerwień… Emocji do końca meczu nie podgrzały nawet bramki Manchesteru i Barcelony w ostatnich minutach spotkania.
Messi dzisiaj się przebudził i wprowadził swoich kolegów z „Blaugrany” do ćwierćfinałów. Przy okazji zamknął usta dziennikarzom, którzy w ostatnich dniach nie szczędzą Barcy krytyki. Zamknął przynajmniej do meczu z Realem. Ekipa Martino nie może jednak osiąść na laurach. W tej edycji LM czekają na nich jeszcze inni, klasowo porównywalni lub lepsi niż Manchester City.
A „Obywatele”? Ich jedynym obowiązkiem jest teraz dojechać do szczytu Premier League po tytuł Mistrza Anglii.
PS Francuscy sędziowie chyba słusznie, pierwszy raz od 40 lat, nie pojawią się na mundialu w Brazylii. Dzisiaj widzieliśmy na własne oczy argument przemawiający za tą decyzją.
PAWEŁ WILAMOWSKI
* * *
Paris Saint-Germain – Bayer 04 Leverkusen 2:1 (1:1)
0:1
– Sam 6′
1:1
– Marquinhos 13′
2:1
– Lavezzi 53′
Nikt nie lubi banałów – zarówno dziennikarze, jak i czytelnicy – ale nie da się napisać tego tekstu bez zdania, które będzie powtarzane i parafrazowane na wszystkie możliwe sposoby w serwisach sportowych. O tym, że „w Paryżu nie było cudu” usłyszymy i przeczytamy jeszcze nie raz. Ale na dobrą sprawę – nie było innej możliwości. Na szczęście, na Parc des Princes zobaczyliśmy przynajmniej niezły mecz.
Warto podkreślić, że w piłkę grały oba zespoły, choć tutaj da się wychwycić „delikatną” różnicę – paryżanie grali na tyle, na ile mieli ochotę, natomiast Bayer tylko i wyłącznie na tyle, na ile pozwolili gospodarze. Dość swobodnie do swoich obowiązków podchodzili obrońcy obu drużyn, dzięki czemu zarówno Sirigu jak i Leno mieli dość okazji, by zapracować na solidne noty. Im bliżej jednak było do końcowego gwizdka, tym bardziej bezradny był kończący mecz w dziesiątkę Bayer.
Gracze PSG potwierdzili, że traktować ich jako pretendentów do zwycięstwa w Champions League trzeba jak najbardziej serio. Odpadający z Ligi Mistrzów zespół z Niemiec przyjechał do Francji w jednym celu – zachować twarz. Powodu do wstydu nie było, tak samo jak nie było jednak zagrożenia dla gospodarzy. Bayerowi można powiedzieć tylko krótko: „Danke fur Alles. Auf Wiedersehen!”