W Bełchatowie właśnie zwijają manele, pakują torby i machają ekstraklasie na pożegnanie. To miał być mecz o sześć punktów, ostatnia szansa Bełchatowa. Jak się utrzymać, to kosztem Ruchu właśnie. Chorzowianie kazali jednak popukać się swoim rywalom w czoło, wybijając im z głowy wszelkie marzenia. Teoretycznie każdy zdrowo myślący fan ekstraklasy, w swoim planie dnia powinien pominąć ten mecz i pójść pokopać na orlika. Jednak widzieliśmy całkiem niezłe spotkanie.
Przez pierwsze pół godziny można było iść się napić herbaty, potem po dobrej akcji bełchatowian Nowak trafił w słupek. Kamiński złapał piłkę, od razu posłał lagę do przodu i… Jankowski strzelił bramkę. Tak chwalona defensywa GKS-u nie zrobiła nic, żeby zatrzymać swojego przeciwnika. Podobnie jak przy drugiej bramce – w polu karnym doszło do typowego piłkarskiego ping-ponga, który wykorzystał Jankowski. Kolejna bramka – Grzeszczyk idiotycznie zagrywa ręką w polu karnym. Zubas po raz kolejny się wykazał, broniąc strzał Panki. Przy dobitce nie miał jednak nic do powiedzenia.