I wszystko jasne. Wiemy już kto z kim, gdzie, kiedy oraz po co w półfinałach Ligi Mistrzów. Bayern Monachium zagra z FC Barcelona, a Borussia Dortmund zmierzy się z Realem Madryt. Ci drudzy już ze sobą w tej edycji grali, bo los skojarzył te drużyny w fazie grupowej. Przypomnijmy, że wtedy drużyną lepszą (w dwumeczu) okazała się Borussia, która na Santiago Bernabeu zremisowała z Realem 2:2, a na własnym boisku wygrała 2:1.
Tyle tylko, że półfinał, to nie faza grupowa. Tutaj gra się zupełnie inaczej i to podopieczni Jose Mourinho są zdecydowanym faworytem tego pojedynku. Nie ma się co oszukiwać, w ćwierćfinałowym starciu z Malagą podopieczni Jurgena Kloppa mieli sporo szczęście. Żeby wyeliminować „Królewskich” potrzeba czegoś znaczenie więcej niż szczęścia, potrzeba jakości i niezwykłej dyscypliny taktycznej. Z kolei Mourinho wie, że trafił najlepiej jak mógł. Owszem wszystkie drużyny w półfinale Ligi Mistrzów są silne, ale to chyba Borussia była wymarzonym rywalem dla pozostałej trójki. Przy takim losowaniu awans Realu jest, dla kibiców tego klubu, obowiązkiem, a ewentualnej porażki chyba nikt nie bierze tam pod uwagę.
Co do drugiej pary półfinałowej, to wydaje nam się, że faworytem jest Bayern Monachium. Każdy może sobie mówić co chce, ale w obecnej formie Barcelona jest drużyną po prostu słabszą. Bawarczycy w tym sezonie nie zawodzą praktycznie wcale, a jedyna większa wpadka jaka im się przydarzyła, to rewanżowe spotkanie z Arsenalem Londyn w 1/8 Ligi Mistrzów. Poza tym spotkaniem, ciężko wskazać jakieś słabsze mecze w wykonaniu podopiecznych Juppa Heynckesa.
W Katalonii oczywiście nikomu się kolana ze strachu nie uginają, ale wszyscy zdają sobie chyba sprawę z tego, że było to losowanie najgorsze z możliwych. Po tym, co widzieliśmy w rewanżowym starciu z PSG, dość jasne wydaje się, że Barcelona po raz pierwszy od bardzo dawna nie może być uważana za faworyta potyczki w Lidze Mistrzów. Tito Vilanova ma ogromny problem z zestawieniem formacji obronnej, a i w ataku sytuacja nie wygląda różowo. Bo powiedzmy sobie szczerze, oprócz Messiego nie ma w Barcelonie dobrego napastnika. Albo inaczej, nie ma napastnika, który byłby w na tyle dobrej formie, żeby przechylić szalę zwycięstwa na stronę „Dumy Katalonii”. Nie na tym etapie rozgrywek, nie z takim przeciwnikiem. No, ale jest Messi, który może wszystko…
To, co jeszcze podoba nam się w tegorocznych parach półfinałowych, to to, że każda z drużyn może się skupić tylko na Lidze Mistrzów. Ligowe rozgrywki i w Hiszpanii i w Niemczech są już rozstrzygnięte, więc spokojnie można rzucić wszystkie siły na jeden front. Dla nas, kibiców, to naprawdę świetna wiadomość.
Trzeba tylko wytrzymać do 23 kwietnia…